Kryptowaluty – więcej hałasu niż sensu

Kryptowaluty – więcej hałasu niż sensu
Fot. stock.adobe.com / Alvaro
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Ile to już lat minęło od czasu, gdy zadomowił się w finansach przedrostek „krypto”, kojarzący się do niedawna niemal wyłącznie z cmentarzami? Kilka-kilkanaście lat zaledwie - w historii gospodarczej świata tylko mgnienie. Czy kryptowaluty przetrwają tak długo jak inne, genialne, ale jednocześnie w miarę nieskomplikowane narzędzia finansowe? Radzę wątpić. Produkt nie przetrwa, chyba że na peryferiach. Przetrwa wyłącznie metoda szyfrowania.

Jedna z pierwszych i nadal czynna obligacja skończy za parę miesięcy 377 lat. Jej emitentem była Hoogheemraadschap Lekdijk Bovendams, tj. wspólnota wodna miasta Lekdijk w pobliżu Utrechtu, zajmująca się wałami przeciwpowodziowymi wzdłuż rzeki Lek (dijk – grobla lub tama).

Na naprawę umocnień Rada pożyczyła w 1648 roku 1200 ówczesnych guldenów na 5 proc. rocznie, a prawo do odsetek było wieczne (in perpetuity). Niebawem kupon zmniejszono do 3,5 proc. i następnie do 2,5 proc.

Uniwersytet Yale kupił jedną obligację Hoogheemraadschap Lekdijk Bovendams w 2003 roku i co roku inkasuje od niej odsetki w wysokości ok. 15 €. Wypłaca je Stichtse Rijnlanden – holenderski urząd wodny.

To ci dopiero poszanowanie zobowiązań i zasad, to ci dopiero rzetelność, ale też kultywowanie tradycji.

Czytaj także: Bankowość i Finanse | Kryptowaluty | Czy bitcoin zastąpi dolara?

Globalna gospodarka pędzi – dziś bitcoin, jutro co innego

Nie wierzę, żeby podobną historię będzie można napisać za kilka stuleci o bitcoinie i innym ethereum?

Nie, ponieważ świat spieszy się w drodze naprzód z narastającą od kilku dekad szybkością, więc również wszelkie zmiany, grzebiące się kiedyś dekadami i stuleciami – dokonują się dziś w przytomności jednego nawet tylko pokolenia. Zatem dziś bitcoin, jutro co innego.

Po drugie i istotniejsze, wbrew nazwie, kryptowaluty są mniej pieniędzmi, bo głównie instrumentami finansowymi, za którymi poza energią elektryczną wyznaczającą próg rentowności nie stoi nic materialnego, a już zwłaszcza jakakolwiek miara gospodarki jako ich zaplecza.

Kryptowaluty są dziś przede wszystkim wyrazem wartości wartej być może zachowania i przechowania. Wprawdzie można nimi spłacać zobowiązania, jak uczyniła to ostatnio jedna z osób będących w kręgu zainteresowania polskich organów ścigania, ale sądzę, że wpływy Skarbu Państwa w tej formie zostały natychmiast spieniężone.

Kryptowaluta jako akceptowany sposób przenoszenia należności i zobowiązań to jednak żaden argument – równie dobrze do zapłaty można użyć złota, akcji, obligacji, udziałów w funduszach inwestycyjnych itd.

Są warte cokolwiek wyłącznie wskutek pociągu dużej grupy ludzi do ryzyka i spekulacji.

Chociaż pozbawione samoistnej wartości i mierzone dolarami, funtami, euro, w nieodległej przyszłości kryptowaluty oczywiście nie znikną, ale też nie wyprą pieniędzy tworzonych w procesach gospodarczych i wspieranych mocą państwa.

Rynek kryptowalut – niedojrzały i pyszałkowaty

Globalna kapitalizacja rynku kryptowalut wynosi obecnie mniej niż 3 biliony (3 000 mld) dolarów. Wydaje się, że to bardzo dużo, ale wobec np. globalnego rynku obligacji czekających na wykupienie przez dłużników wartego ok. 100 bilionów (100 000 mld) dolarów, jest to skromna wartość.

Wg CoinGecko, 14 grudnia ’24 całkowita wartość wszystkich kryptowalut świata wspięła się na dotychczasowy szczyt w wysokości 3 bln 820 mld dolarów. Po dwóch tygodniach wyparowało z tego ok. 400 mld dol., a po kwartale cały bilion, czyli 1/4 z rekordu.

Rynki finansowe są bardzo podatne na załamania i kryzysy, ale niesłychanie rzadko kurczą się i nadymają w takim tempie jak kryptowaluty, co świadczy – w najbardziej delikatnym ujęciu – o niedojrzałości i pyszałkowatości tych drugich

Nie wierzę w karierę kryptowalut jako istotnego środka wymiany. Jako aktywa będą się jednak pałętać. Do określania wielkości ich rynku używa się zresztą słowa „kapitalizacja”, ukutego na potrzeby oceny przedsięwzięć gospodarczo-finansowych i nie mającego nic wspólnego z miarami podaży pieniędzy.

Czytaj także: 2,5% zasobów bitcoinów w rękach rządów

Gorączka złota w wydaniu kryptowalutowym ze wsparciem rządu USA

Naiwnych nie sieją – sami się wysiewają. To dlatego rok temu, w marcu ’24 doliczano się w świecie ponad 13 tysięcy kryptowalut. Po roku liczba objawiających oznaki życia walut z krypty dochodzi do 17 tysięcy.

Stale pojawiają się nowe, ponieważ nie brakuje nowych nabywców i starych wyjadaczy. Któż nie chciałby dojść szybko i bez wielkiego trudu do znacznych, a jeszcze lepiej, do wielkich pieniędzy.

Przypominają się gorączki złota. W rejony świeżo odkrytych pól złotonośnych wędrowały dziesiątki tysięcy ludzi wierzących, że wykopią samorodki, jakich świat nie widział lub wysypywać będą z sit niezliczone uncje złotego piasku.

Kopacze złoto znajdowali, ale bardzo mało który dorobił się majątku. Fortuny zbili ci, którzy najszybciej poszli po rozum do głowy i sprzedawali sprzęt do kopania, żywność oraz niewybredne rozrywki.

A jednak na przekór powyższej „tyradzie anty-krypto” z rozedrganego od paru miesięcy Waszyngtonu nadeszło szybko po sobie kilka wiadomości.

Najpierw, że rząd amerykański utworzy państwową rezerwę strategiczną z kilku kryptowalut, w tym przede wszystkim bitcoinów. Potem, że rezerwa obejmie „na razie” wyłącznie bitcoiny.

Następnie, wbrew oczekiwaniom, wyjaśniło się, że rząd nie zamierza aktywnie skupować kryptowalut, a rezerwa składać się ma ze środków skonfiskowanych przez federalne organy ścigania. W ich dyspozycji jest obecnie ok. 200 tysięcy bitcoinów.

W niedzielę 9 marca ’25 cena giełdowa jednego bitcoina wynosiła 85 000 dolarów, czyli amerykańska rezerwa miałaby dziś wartość ledwo ok. 17 mld dolarów, tyle co prezydent Donald Trump ze świtą wydają „na waciki”.

Kryptowaluty polubili niestety też cyberprzestępcy

I uwaga końcowa. Do grona wielkich beneficjentów kryptowalut należą kryminaliści, a jednocześnie wirtuozi w stukocie na klawiaturze.

Nadeszła właśnie informacja o ograbieniu giełdy kryptowalut Bybit z aktywów krypto o wartości ok. 1,5 mld dolarów. Sprawcy mają być hackerami z Korei Północnej, z grupy utworzonej przez reżim i znanej jako Lazarus. W przypadku królestwa Kimów Łazarz to nazwa jak najbardziej na miejscu, nieprawdaż…?

Kto ciekaw hipotetycznych szczegółów znajdzie je w tutaj. Strata Bybit ma być największym do tej pory przekrętem na kryptowalutach, które miały być bezpieczne, jak nic dotychczas.

Czyżby?

Czytaj także: Kryptowaluty za kadencji Donalda Trumpa

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym. Jest członkiem Towarzystwa Ekonomistów Polskich (TEP).
Źródło: BANK.pl