Profesor Leszek Pawłowicz o tym jak zwiększyć w Polsce stopę inwestycji
Stopa inwestycji w Polsce miała wynosić 25% w relacji do PKB, a wynosi obecnie około 17%. Co można zrobić żeby polskie firmy chciały więcej inwestować?
Na tak postawione pytanie prof. Leszek Pawłowicz odpowiedział:
„Stopa inwestycji to jest dość złożony problem. Moim zdaniem łączy się on głównie ze niedorozwojem rynku kapitałowego w Polsce.”
Przyznał, że w kwestii dostępu do finansowania start-upów, firm podwyższonego ryzyka, które nie mają zdolności kredytowej, i które w bankach miałyby problem z uzyskaniem kredytu, widać pewien postęp.
Odnosząc się jednak finansowania większych inwestycji stwierdził:
„W Polsce ogromna część oszczędności krajowych leży w NBP. Banki odprowadzają swoje środki do banku centralnego. Kupują tam bony pieniężne, muszą kierować do NBP rezerwę obowiązkową, ale oprócz tego są jeszcze depozyty, za które NBP płaci 5,75 %, bo dzisiaj jest taka stopa referencyjna”.
Z tego wynika, że kredyty dla firm chcących inwestować np. w rozbudowę infrastruktury energetycznej powinny być znacznie wyżej oprocentowane.
Czytaj także: Czy nad Wisłę powraca pogoda dla inwestorów?
Pomysł na zwolnione z podatku bankowego zielone obligacje
Na naszą uwagę, że banki od państwa kupują obligacje i w ten sposób unikają płacenia podatku bankowego od takiego zakupu nasz rozmówca skonstatował:
„Jest to dla mnie coś sprzecznego z etyką, bo ten który jest poborcą podatkowym czyli państwo podpowiada nam: możecie ominąć ten podatek udzielając kredytu mnie, czyli kupując obligacje skarbowe. Tego typu pożyczki dla państwa w aktywach banków stanowią mniej więcej 20%. To już jest nadmierne obciążenie banków kredytem dla państwa, czyli inaczej mówiąc państwo finansuje kredytem społeczne potrzeby typu: szkolnictwo, żłobki, przedszkola, ochrona zdrowia, a powinno to finansować z podatków”.
W tym miejscu prof. Leszek Pawłowicz zauważył, że jeśliby zwolnić z podatku bankowego również zielone obligacje korporacyjne, z których środki trafiałby np. na rozbudowę sieci energetycznej to wtedy banki mogłyby kupować te obligacje zamiast obligacji skarbowych.
Zaznaczył jednak, że oprocentowanie zielonych obligacji powinno być konkurencyjne do tego co oferuje NBP bankom za depozyty, czyli 5,75% plus premia za ryzyko, czyli w sumie np. 8%. Jego zdaniem na tak oprocentowane zielne obligacje byłby popyt za strony banków. Mogła by emitować spółka akcyjna Polskie Sieci Energetyczne.
Jego zdaniem kupowanie przez banki zielonych nie byłoby działaniem proinflacyjnym.
„Jeśli byśmy poszli ścieżką zrównania zielonych obligacji z obligacjami skarbowymi i jeszcze wzmacniali popyt na nie banków przez różnego rodzaju gwarancje rządowe to takie rozwiązanie sprzyjałoby inwestycjom w infrastrukturę w energetyczną. Również stopa inwestycji, o którą pan pyta by wzrosła właśnie dzięki racjonalnym decyzjom zarządzających naszym krajem”- powiedział Leszek Pawłowicz.
Irracjonalny interwencjonizm zamiast racjonalnego
Na naszą uwagę, że przedsiębiorcy mają potrzebę inwestowania nie tylko w zieloną transformację, że nie inwestują ponieważ kredyt jest zbyt drogi ze względu na wysoki poziom stóp procentowych, nasz rozmówca stwierdził, że kredyt dla firm jest drogi również z tego powodu, że banki mogą bezpiecznie lokować pieniądze w NBP na 5,75%. W tej sytuacji kredyt na rynku musi być droższy i kosztować 9-10%.
W jego opinii po tej cenie nie będzie popytu na kredyty. Jeśli jednak kredyt byłby po 5%, albo po 3% – to znaleźliby się chętni na nie.
Zauważył jednak, że akcje kredytową należy uruchamiać selektywnie aby nie wywołać większej inflacji. Kredyty inwestycyjne muszą mieć na celu uruchomienie podaży, a nie popytu. Takie działanie w dłuższym okresie przynosi skutki antyinflacyjne.
„Jeśli to pójdzie w formułę popytową, to z tego nic dobrego nie wyniknie, tak samo jak w przypadku kredytów hipotecznych, na które popyt w tej chwili się wzmocnił, ale jeśli pan popatrzy na to co się działo w drugiej połowie ubiegłego roku wskutek preferencyjnego oprocentowania, to powiedzmy sobie, że ci młodzi ludzie, którzy zaciągali kredyty hipoteczne spowodowali większy popyt na mieszkania i ceny mieszkań gwałtownie wzrosły. Można powiedzieć w skrócie: podatnicy via BGK dopłacali kredytobiorcom do tego żeby mogli kupić drożej mieszkania. Czy to jest racjonalny interwencjonizm? Nie. To jest irracjonalny interwencjonizm.”
„Czym innym jest inwestycja w sieć energetyczną, czym innym jest kredyt konsumpcyjny, czym innym jest kredyt hipoteczny. Tutaj potrzeba troszeczkę finezji i racjonalnego myślenia, nie tylko w ujęciu jednego segmentu, ale w ujęciu systemowym. W tym ujęciu należy też widzieć interesy tych, którzy oszczędzają, bo to oni w czasie inflacji najwięcej tracą, zaś ci którzy biorą kredyty w dłuższym okresie na tym zyskują. Wakacje kredytowe to jest przykład irracjonalności. Pomoc dla kredytobiorców, którzy sobie nie radzą to jest całkiem coś innego niż wakacje kredytowe dla każdego kredytobiorcy” – stwierdził prof. Leszek Pawłowicz.