Czy na koronawirusa są odporne tylko gospodarki Niemiec, USA i Japonii?

Czy na koronawirusa są odporne tylko gospodarki Niemiec, USA i Japonii?
Jan Cipiur Fot. Autor
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Rządy na Zachodzie prześcigają się w prężeniu muskułów i buńczucznych zapowiedziach, że nie pozwolą na głęboki kryzys ekonomiczny z powodu Covid-19. Na zdrowy rozum wydaje się, że wystarczającymi zasobami do podjęcia próby sprostania temu wyzwaniu dysponują jednak tylko Amerykanie i Niemcy oraz Japończycy

Jan Cipiur: Już teraz wiadomo, że najwyższy rachunek za zapobieganie szerzeniu się zarazy zapłacą firmy mikro i mini, niezależnie od profilu działalności, ponieważ tylko nieliczne mają jakiekolwiek zaskórniaki #MSP #Koronawirus

Amerykanie mogą „drukować” dolary w ramach luzowania ilościowego (QE) do woli, ponieważ w obliczu kryzysu zagranica „zachomikuje” z wielką ochotą amerykańską walutę w każdej właściwie ilości. Biały Dom zapowiada zatem, że jest w stanie rzucić gospodarce USA koło ratunkowe warte jeden bilion, czyli 1 000 mld dolarów.

Niemcy służą za wzorzec rozwagi. W ostatnich latach mieli duże nadwyżki budżetowe, nie wpadli na pomysł 500+ dla wszystkich oraz 13., 14., a nawet i 15. emerytury. Przyoszczędzili dusigrosze i mają zaskórniaki, w sam raz na dzisiaj.

Japończycy to z kolei chodząca dyscyplina, a przede wszystkim 30 lat doświadczeń w realiach dziwnej gospodarki dobrobytu zmagającej się ze stagnacją i brakiem istotnego wzrostu.

Większość pozostałych państw, w tym Polska, może znaleźć się w wielkich kłopotach, głównie z powodu braku rezerw i konieczności finansowania niespodziewanych i potencjalnie ogromnych wydatków długiem – krajowym i zagranicznym. A dług to koszty. Wprawdzie stopy procentowe są w świecie niskie, ale realne koszty pożyczek rosną szybko akurat dla tych, którzy są w wielkiej potrzebie niecierpiącej zwłoki.

Winny czarny łabędź

Rozmiary możliwych strat i trudności gospodarczych są dziś nie do oszacowania. Mogą być wielkie, ale z drugiej strony widać dość wyraźnie, że rządy i w ogóle politycy „ubezpieczają się”, rysując bardzo ochoczo obrazy nadchodzącej apokalipsy.

Jeśli ta nadejdzie, rządy będą przecież bez winy, ponieważ zawinił ten szkaradny „czarny łabędź”. Jeśli jednak rozejdzie się wszystko po kościach, to wyprężą ministrowie piersi w oczekiwaniu na legie honorowe lub orły białe na wstążkach twierdząc, że to oni dopadli i zatłukli ptaszysko równie sprawnie, co – jak lud żądał – bezlitośnie.

Opozycja dosypuje wszędzie do ognia, choć jeszcze niedawno nawoływała usilnie do odpowiedzialności. Tak jest też w Polsce, gdzie szef największego klubu parlamentarnego opozycji wytyka rządowi, że władza obiecuje wszystkim za małą pomoc, tak jakby nie wiedział, że najpierw trzeba mieć na nieograniczone wsparcie dla każdego.

Politykom pomagają w niecnej robocie media. Ja nic nie wiem, ty nic ni wiesz, nikt nic wie – a więc materiały w sam raz na specjalny, dzień w dzień, całodobowy serwis. Dla mediów koronawirus jest jak dla małych dzieci wór z łakociami- sycić się można do woli, a że zęby się psują… Pławią się więc w straszeniu ludzi, choć co rusz pada z ekranu, głośnika i łamów cyniczne nawoływanie do spokoju.

W potokach polityczno-informacyjnego barachła, które pleni się w przestrzeni publicznej na tle pandemii znajdzie się z rzadka jakiś głos wart uwagi, a być może nawet nagłośnienia.

Na ratunek bezrobotnym

Już teraz wiadomo, że najwyższy rachunek za zapobieganie szerzeniu się zarazy zapłacą firmy mikro i mini, niezależnie od profilu działalności, ponieważ tylko nieliczne  mają jakiekolwiek zaskórniaki.

W 2017 r. w UE-27 działało ogółem prawie 25 mln firm, w tym 7 mln zatrudniających od 1 do 4 osób oraz 1,45 mln zatrudniających od 5 do 9 pracowników. Liczby dla Polski wynosiły odpowiednio: ok. 2,1 mln, 561 tys. i 107 tys.

Adam Ozimek i John Lettieri z waszyngtońskiej Economic Innovation Group wskazali parę dni temu (18 marca), cytując JP Morgan Institute, że połowa amerykańskiego small biznesu ma zapasu gotówki na góra 15 dni działania. Wg pomysłodawców może być na to rada w postaci awaryjnego programu pożyczkowego.

Pożyczki na 20 lat?

W warunkach amerykańskich przybrać mógłby postać długoterminowych pożyczek na okres 20 lat udzielanych przez banki komercyjne swym dotychczasowym (lub nowym) klientom na ich własne ryzyko, ale za opłatą finansowaną z funduszów federalnych w wysokości np. 25 punktów bazowych lub każdej innej ustalonej przez Kongres.

Ponieważ i tak stopy procentowe są obecnie bliskie zeru, to oprocentowanie tych pożyczek wyniosłoby zero. Pożyczki nie byłyby warunkowane przedstawieniem przez przedsiębiorcę formalnych gwarancji i zabezpieczeń, ponieważ najważniejszym gwarantem jest rząd USA. Pierwsze spłaty byłyby dokonywane po trzech miesiącach okresu karencji, który w razie potrzeby mógłby zostać wydłużony.

Brzmi rozsądnie, także dla banków, w których najlepszym interesie jest rozszerzanie kręgu, a w trudnych czasach – utrzymanie dotychczasowych klientów.

Toby Scammell – szef firmy Womply dostarczającej software projektowany z myślą o małym biznesie idzie jeszcze dalej. Proponuje deponowanie na koncie bankowym małej firmy kwoty równej jej dziennym przychodom aż do chwili, gdy kryzys minie. Wsparcie byłoby zwracane potem poprzez potrącanie po 5 proc. z każdego wpływu na konto, aż do spłaty długu.

Oba pomysły są tyle śmiałe, co dość racjonalne. Ze względu na brak dostępu do kluczowych danych, nie śmiałbym przekładać ich na realia polskie, ale sądzę, że rozważenie tych lub podobnych byłoby pożyteczniejsze od snucia, którego doświadczamy dziś zbyt często.

Źródło: aleBank.pl