Banki w obliczu groźnych wyzwań

Banki w obliczu groźnych wyzwań
Jan Cipiur. Źródło: BANK.pl
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Globalny przemysł bankowy będzie miał pod górę. Tkwi w gęstym otoczeniu procesów i zdarzeń, więc dość łatwo przeoczyć lub zlekceważyć zmiany dokonujące się wokół niego. Najtrudniej zresztą dostrzec przemianę tym, którzy są jej świadkami, podkreśla Jan Cipiur.

Różnice między „wczoraj a dziś”, będące skutkiem wartkiego pochodu technologii są oczywiste. Coraz rzadziej odwiedzamy banki, bo załatwiamy sprawy z nimi w sieci. Już mało kto używa gotówki, a nie karty lub aplikacji w telefonie, mnożą się narzędzia do oceny ofert banków itd.

Postęp w takim wydaniu jest sprzymierzeńcem banków i ich klientów, jest naturalny i oczekiwany. Z tej strony bankom mało lub wręcz – nic nie grozi.

Niebezpieczeństwa czyhają na szerokim rynku finansowym, na którym wyrosły wielkie firmy absorbujące ogromne środki, które kiedyś płynęłyby głównie do banków lub byłyby przez banki „obrabiane” w zamian za bardzo sute marże.

Czytaj także: Prezes ZBP podsumowuje rok 2022 w sektorze bankowym

Nowe rekiny na rynku finansowym

Mowa o tysiącach funduszów i firm zarządzających aktywami.  Są wśród nich rekiny w rodzaju BlackRock, który rok temu miał pod opieką środki warte 10 bilionów (10 000 mld) dolarów, podczas gdy aktywa największego banku świata, tj. Industrial & Commercial Bank of China, wynoszą ok. 5,5 bln dol.

Wielkich funduszów są w świecie tysiące. Znacznie mniejszych, aspirujących firm próbujących zawojować rynek finansowy, jakiś jego segment lub podsegment są setki tysięcy. To już tylko kwestia czasu aż zaczną pojawiać się podmioty z nie-bankową przeszłością, pragnące przejąć depozyty przedsiębiorstw i  ludności, służąc tym obu grupom nie tylko pożyczkami, kredytami, ubezpieczaniami, ale pełną gamą produktów i usług.

Od pewnego czasu działają z powodzeniem fundusze private credit zwane też funduszami dłużnymi (debt funds), zajmujące się gromadzeniem kapitału od inwestorów, ale które w odróżnieniu od funduszów private equity nie inwestują w udziały w obiecujących firmach w celu ich zyskownej niebawem odsprzedaży, ale udzielają im kredytów.

Biznes nie jest jeszcze bardzo wielki, ale wartość aktywów przekazanych do firm private credit wynosiła przed rokiem już bilion dolarów i stale oczywiście rośnie.

Gdyby przyjęły zasadę działania świetnie prowadzonych przedsiębiorstw bankowych, że przy kapitale w wysokości 100 można udzielić nawet 1000 jednostek kredytu, to rozwój private credit nie może być obojętny dla banków.

Na bliskich rubieżach prężą się mastodonty, które urosły na IT i handlu, ale wiedzą, że najlepszy biznes jest od zawsze na pieniądzach. Łączne przychody Alphabet (Google), Amazona, Apple, Microsoft i Meta (Facebook) osiągnęły w 2021 roku 1,5 bln (1 500 mld) dolarów.

Kiedyś takie olbrzymy stawały się każdym kolejnym miliardem do przodu coraz mniej ruchliwe, ale pamiętajmy, że urosły na technologiach informatycznych co sprawia, że mimo wielkich rozmiarów nadal pozostają zwinne, a z racji gromadzenia tera- i petabajtów danych o swych klientach – finanse to dla nich wymarzone łowisko.

Microsoft zawarł umowę z giełdą londyńską na przetwarzanie danych w chmurze oraz usługi analizy danych i objął jednocześnie 4 proc. akcji LSE. W tle może się pojawić wejście Microsoft na ciągle lukratywny rynek obsługi tzw. pierwszych ofert publicznych (IPO), obsługiwany teraz przede wszystkim przez tzw. banki inwestycyjne. Google Cloud Platform zawiązała alians z wielką giełdą instrumentów pochodnych (derywatów) CME, a zaraz potem Amazon Web Service ogłosił swój związek z nowojorską giełdą NASDAQ.

Wymarzonym rynkiem dla tej piątki i jej mniejszych konkurentów jest raczkujący jeszcze, ale gotów już do wielkiego skoku (niestety – bo koncept ten jest jak ser w pułapce na myszy) rynek odroczonych płatności za zakupy BNPL (buy now, pay later – kupuj teraz, zapłacisz później). Kto lepiej poradzi sobie z BNPL niż firmy, które zjadły na sprzedaży zęby, także dzięki znajomości zwyczajów i tajemnic zakupowych setek milionów, a nawet miliarda i więcej ludzi z całego świata?

Czytaj także: Banki i tworzenie nowych wartości dla klientów

Lojalność i wygoda klientów przegra z nowymi technologiami?

Relatywnie wielki skok stóp procentowych, za którym poszedł natychmiast wielki wzrost kosztów pożyczek nie przełożył się na podobnej wielkości skok oprocentowania depozytów bankowych. Mimo to klienci nie wyjmowali pieniędzy z banków. Było tak nie tylko w Polsce, a właściwie wszędzie na Zachodzie.

The Wall Street Journal przedstawił w grudniu własne wyliczenie dowodzące, że gdyby klienci pięciu największych banków amerykańskich, w których przeciętne oprocentowanie depozytów wynosiło 0,4 proc. rocznie przenieśli swoje pieniądze na najbardziej szczodre rachunki oszczędnościowe, na których średnia stopa wynosiła 2,14 proc, to tylko w III kwartale 2022 r. otrzymaliby odsetki wyższe o 42 mld dolarów.

Braku szacunku do własnych pieniędzy w połączeniu z brakiem czasu „na drobiazgi” nie należy mylić z lojalnością w stosunku do banków. W tym przypadku lojalność to synonim przyzwyczajenia i wygody – zaniknie pod wpływem bodźca o odpowiednio dużej sile.

Przykładowym bodźcem może być w sumie dość prosta platforma z ofertami na każdą kieszeń: od najprostszych depozytów terminowych po inwestycje w najróżniejsze fundusze, instrumenty finansowe, kontrakty na surowce i płody rolne itd. Proste menu, inwestycje podzielone wg wysokości potencjalnego ryzyka, prognozy dochodu w procentach i wielkościach bezwzględnych. Podobne rozwiązanie można sobie wyobrazić po stronie pożyczkowej.

Sprawność w opanowywaniu nowych możliwości pojawiających się wskutek rozwoju technologii połączyć się może w jedno z polityką i makrofinansami, jeśli zaczną ziszczać się pomysły na CBDC, tj. waluty cyfrowe banków centralnych. Ludzie, a potem firmy miałyby własne rachunki osobiste w bankach centralnych, takich jak NBP – i z czasem banki komercyjne mogłyby okazać się ogniwem zbędnym. Lepiej, żeby do tego nie doszło, bo rządy i wszelkie inne władze państwowe nie są idealne, są raczej niemiłe i coraz mniej przewidywalne.

„Czerwona lampka” dla banków komercyjnych już świeci

W ciągu kilkunastu lat Zachód potykał się z trzema wielkimi kryzysami: finansowym, pandemicznym i obecnie wojenno-energetycznym po napaści Rosji na Ukrainę. Znad przepaści wybierana była droga na skróty. Nie wygrzebywano się z pułapek stopa za stopą, ale sposobem wprawnego alpinisty, instalowano bardzo szybkie windy finansowe w formie niesłychanie agresywnej polityki monetarnej, czyli „drukowania” pieniędzy na potęgę. Skutek jakiś niezły był, ale straciliśmy kondycję.

Czytaj także: Prezes BNP Paribas: poranione banki w ciężkich czasach dla gospodarki

W 2014 roku globalny produkt brutto liczony w cenach bieżących miał wartość 80 bilionów (80 000 mld) dolarów. W tym samym roku cztery największe banki centralne świata (Fed, ECB, BoJ i BoE) miały po zsumowaniu 10,4 bln dolarów aktywów. Do 2021 roku produkt globalny urósł tylko małe co nieco, bo do 96,5 bln dolarów, ale bilanse tych wiodących banków do 26,7 bln dolarów.

Aktywa i pasywa banków centralnych są więc po siedmiu-ośmiu latach dwa i pół razy większe, a dochód świata, który obsługują wzrósł o ledwo 21 procent.

Banki komercyjne nie były w stanie zaabsorbować wielkiej nadpodaży środków pieniężnych. Znalazły one jednak szerokie ujście na rynkach finansowych. Według McKinsey, w okresie 2000-2020 wartość tzw. aktywów finansowych, a więc głównie akcji, obligacji, instrumentów pochodnych, udziałów w funduszach itd. wyrażona jako wielokrotność produktu globalnego wzrosła z  8,5 razy do 12 razy.

Ma to znaczenie dla wywodu o zagrożeniach dla tradycyjnych banków, bowiem podczas gospodarowania falami pieniędzy z luzowania ilościowego firmy w rodzaju wspomnianej BlackRock umocniły dotychczasowe i nabyły kolejnych kompetencji.

W krótkiej i średniej perspektywie bankom komercyjnym wszelkich specjalności nie grozi upadek, ale słońce nad nimi zaczyna zmierzchać. Im bardziej nie zdają sobie z tego sprawy, tym szybciej będzie im w oczach ciemnieć.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.

Źródło: BANK.pl