Analiza: Najgłębsza deflacja w historii Polski. Co zrobi RPP?

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

teklinski.michal.mennica.wroclawska.01.267x400Ponad procent w minionym tygodniu zyskali posiadacze złota. Udany był zwłaszcza piątek, w trakcie którego kruszec poszedł w górę z 1160 do 1190 dolarów za uncję. Bardzo ciekawy był właściwie cały tydzień, zwłaszcza na rynku krajowym - głównie za sprawą zaskakujących danych o zmianie cen i PKB oraz niedzielnych wyborów samorządowych.

Złoto zaczęło drożeć w momencie przeceny na dolarze. Ciężko jednak znaleźć mocną przyczynę, przemawiającą za osłabieniem amerykańskiej waluty. Tuż przed ruchem w dół, pojawiły się stosunkowo dobre dane z tamtejszej gospodarki. Sprzedaż detaliczna w październiku wzrosła o 0,3 proc., zgodnie z oczekiwaniami ekonomistów, dużo lepiej od szacunków wypadł za to indeks nastrojów konsumenckich Uniwersytetu Michigan. Nie jest to jednak pierwszy raz, kiedy rynek dolara wykazuje się sporą nieprzewidywalnością. To dobra wiadomość dla posiadaczy złota, bowiem obawa o korektę kursu amerykańskiej waluty zachęca do zakupów kruszcu.

W minionym tygodniu sporo działo się na krajowym rynku, a to za sprawą niedzielnych wyborów samorządowych. Według sondażu przeprowadzonego przez Ipsos dla największych stacji telewizyjnych w Polsce, wygrało je PiS z wynikiem 31,5 proc., sporo przed Platformą Obywatelską (27,3 proc.) i PSL-em (17 proc.). Na ostateczne wyniki trzeba będzie jeszcze kilka dni poczekać, aczkolwiek już teraz widać, że szykuje się zmiana warty w polskiej władzy – niedzielne wybory są bardzo wyraźnym sygnałem, że PO może ponieść porażkę również w nadchodzących wyborach parlamentarnych w przyszłym roku. Wzrost prawdopodobieństwa tego scenariusza niespecjalnie jednak przeraża inwestorów, notowania krajowej waluty od poniedziałkowego poranka pozostają właściwie bez zmian. Sytuacja na krajowej arenie politycznej w ciągu najbliższych miesięcy nie powinna mieć więc też żadnego wpływu na inwestujących w złoto.

Być może nieco inaczej ma się sprawa, jeśli chodzi o politykę monetarną. Co prawda Narodowy Bank Polski pozostaje niezależny w swoich decyzjach i teoretycznie przetasowania na najwyższych szczeblach władzy w żaden sposób nie powinny na nie wpłynąć. Nie sposób jednak nie wspomnieć, że aktualnie rządzącej koalicji PO-PSL z pewnością jeszcze bardziej ekspansywna polityka NBP by pomogła, bowiem w teorii przyczynia się do wzrostu gospodarczego, co byłoby świetnym argumentem dla zwolenników rządu podczas najbliższych wyborów. Jest to jednak teza z pogranicza political fiction, dlatego nie będzie rozwijana. Tym bardziej, że Rada Polityki Pieniężnej nie potrzebuje dodatkowych argumentów za dalszym cięciem stóp.

Spójrzmy na dane. Zmiana cen w październiku, liczona wskaźnikiem CPI, wyniosła minus 0,6 proc. w ujęciu rocznym, podał w czwartek Główny Urząd Statystyczny. Spadek był więc dwa razy większy, niż miesiąc wcześniej i najmocniejszy w historii Polski od 1989 roku. Media w dniu publikacji danych wyliczyły, że z podobnej skali deflacją nasz kraj zmagał się 58 lat temu. Czwartkowa wiadomość w bardzo niekorzystnym świetle postawiła więc ostatnią decyzję RPP, która nie obcięła stóp procentowych. Czy więc można oczekiwać, że na grudniowym posiedzeniu Rada na pewno zweryfikuje swoją politykę? Niekoniecznie. Dzień później pojawiły się bowiem dużo lepsze od prognoz wyniki polskiej gospodarki. Zmiana PKB w trzecim kwartale wyniosła plus 3,3 proc. w ujęciu rocznym, podał GUS we wstępnym wyliczeniu. Ekonomiści oczekiwali, że wzrost będzie sporo mniejszy, na poziomie 2,8 proc.

Michał Tekliński
Mennica Wrocławska