Nie cztery – a sześć dni pracy w tygodniu

Nie cztery – a sześć dni pracy w tygodniu
Fot. stock.adobe.com / EdNurg
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
U nas nie ustaje i nadal pozostaje bez rozstrzygnięcia spór w sprawie tzw. niedziel handlowych, a w Grecji wchodzą właśnie w życie przepisy ustawy nr 5053/2023, zezwalające na 6-tygodniowy tydzień pracy. Ponieważ nie chodzi o „wprowadzenie”, a jedynie o możliwość wydłużenia tygodnia roboczego, nie jest to żadna kontrrewolucja wymierzona w pracujących, chociaż decyzja konserwatywnego rządu Grecji stoi w jaskrawej sprzeczności z mrzonkami młodych i lewicowych na Zachodzie o powszechnym skróceniu pracy do czterech dni w tygodniu, pisze Jan Cipiur.

Nowe przepisy uchwalone jesienią 2023 r. są przejawem konieczności i pragmatyzmu. Po koszmarze sprzed 15 lat, kiedy Grecja wyczerpała zasoby, upadła i stała się na kilka lat pariasem oraz zakładnikiem finansowym Unii, grecki rynek pracy jest teraz znacznie mniejszy.

W poszukiwaniu znośniejszego życia od 2009 roku kraj opuściło ok. pół miliona, najczęściej młodych i bardzo młodych ludzi. W rezultacie, Grecja jest między młotem spadającej dzietności – a kowadłem ostrego braku wykwalifikowanych pracowników.

Przepisy ustawy nr 5053/2023  dotyczą wybranych branż przemysłu i konkretnych rodzajów mocy wytwórczych. W razie decyzji o wydłużeniu czasu pracy ludzie w nich zatrudnieni mają mieć wybór: dwie dodatkowe godziny w firmie dziennie lub jedna dodatkowa zmiana w wymiarze 8 godzin.

W zamian wynagrodzenie za dodatkowy czas prac będzie wyższe o 40 proc. od umówionej w umowie stawki dziennej. Jeśli praca w ekstra godzinach będzie wykonywana w niedziele „górka płacowa” rośnie do 115 proc. zwykłej stawki dziennej.

Rząd twierdzi z dużą dozą optymizmu, że nowe zasady pozwolą ponadto lepiej radzić sobie z wymuszaniem i nieopłacaniem dodatkowej pracy oraz zatrudnianiem na czarno.

Choć obejście takiej zasady nie musi być trudne, to zwiększenie pensum godzin musi mieć uzasadnienie. Może to być np. konieczność nadrobienia strat powstałych w wyniki awarii lub nadejście dodatkowego, intratnego zamówienia.

Czytaj także: 4-dniowy tydzień pracy łatwiejszy do wdrożenia niż 35-godzinny – wyniki badania MRPiPS

Protest greckich związków zawodowych

Przepisy weszły w życie dopiero 1 lipca ‘24, czyli tydzień temu, więc na ocenę ich zamierzonej skuteczności jest o parę lat za wcześnie.

Dodać też trzeba, że konserwatywny rząd zaczął też przychylniej traktować imigrantów, zwłaszcza tych już zadomowionych w Grecji, przyznając więcej kart stałego pobytu i pozwoleń na pracę. Nie dość tego, podpisywane są porozumienia międzypaństwowe o sprowadzaniu ludzi do pracy, szczególnie w greckim rolnictwie.

Związki zawodowe wiedzą jednak lepiej, zwłaszcza że stan i przyszłość państwa oraz ogółu obywateli, to nie ich odpowiedzialność.

Nikos Fotopoulos, szef związku zawodowego pracowników sektora prywatnego wystosował zatem do minister pracy list otwarty, w którym napisał, że „nie było jeszcze tak barbarzyńskiego i anty-pracowniczego rządu”.

Cytowany przez The Guardian przywódca związkowy Akis Sotiropoulos twierdzi, z przyrodzonym związkowcom znawstwem, że „lepsza wydajność przychodzi wraz z lepszymi warunkami pracy i lepszą jakością życia pracowników, a wiemy  przecież, że wiąże się to z mniejszą, a nie większą liczbą godzin pracy”.

Miła atmosfera, dobry humor, brak kłopotów domowych ma oczywiście znaczenie w staraniach o poprawę produktywności. Nie jest to jednak warunek zasadniczy, a Akis Sotiropoulos nie powiedział, jak w relatywnie biednym kraju po wielkich przejściach osiągnąć dobrą jakość życia bez bardziej wytężonej pracy?

Najważniejszym „przemysłem” eksportowym Grecji jest turystyka, która dostarcza aż jedną czwartą przychodów z eksportu. W krytyce nowych przepisów nie pojawiają się oczywiście propozycje jak dopieszczać gości z zagranicy bez ich całodziennej obsługi.

Nie pojawiają się, bowiem sektor hotelowy i gastronomiczny już od dawna działa w Grecji na zasadzie sześciodniowego tygodnia.

Czytaj także: Niemcy testują cztery dni pracy w tygodniu

Eksperymenty ze skracaniem czasu pracy a demografia

Wiele bogatych państw zachodnich, ale też RPA tkwiąca w stałym wielkim kryzysie, podejmuje pilotaże czterodniowego tygodnia pracy. Mają one podobno przynosić „zachęcające efekty”. Wypoczęci i zadowoleni pracownicy mają tracić mniej czasu na uniki i poboczne aktywności niezwiązane z obowiązkami zawodowymi, więc są w stanie zrobić więcej w tym samym czasie.

Podejrzewać należy, że określenie „zachęcające efekty” to eufemizm przykrywający brak powiązania nierealnych oczekiwań z faktami.

Od zwolenników skrócenia czasu pracy nie można doczekać się odpowiedzi, kto i jak zarobi na mieszkania dla młodych hołubiących swój czas wolny i czekających manny z nieba. Za co wyposażymy system lecznictwa w najdoskonalszą kadrę i najbardziej wyrafinowany sprzęt oraz sfinansujemy wiele innych niespełnialnych teraz potrzeb.

Słychać jedynie frazesy o robotach, automatach, AI i podobnych „cudach” które kiedyś staną się być może głównym elementem codzienności, ale na razie są jedynie jej fragmencikiem, do tego bardzo kosztownym.

Większość świata wiąże tylko koniec z końcem lub ciągle tkwi w wielkiej biedzie. Pomysły o fundowaniu sobie jeszcze większej „laby” przez Zachód są w tym świetle niemoralne. Nie trzeba wam więcej, pracujcie na innych, tych którzy nie mieli szczęścia urodzić się w miejscach bogatych i pięknych (niekiedy) szczęściem ludzi.

Jednak nawet poronione pomysły mogą być inspirujące. W obliczu starzejących się społeczeństw i związanego z tym deficytu pracy, czterodniowy lub nawet trzydniowy tydzień pracy nabrać może sensu w odniesieniu nie do miglanców w pełni sił, a do najstarszych pracowników.

Teraz, w wyniku politycznej „kontrrewolucji emerytalnej” PIS-u, wysyłamy 60-latki i 65-latków w stan zawodowego spoczynku, choć byłby być może sens przesunięcia wieku emerytalnego w górę przy jednoczesnym skróceniu dla osób objętych wydłużeniem pensum pracy z 40 do 32, a może nawet 24 godzin tygodniowo, z żadnym lub małym uszczerbkiem na płacy.

Powinno się coś takiego przebadać i policzyć.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.
Źródło: BANK.pl