Co dla światowej gospodarki może oznaczać rosnąca rentowność amerykańskich obligacji?

Co dla światowej gospodarki może oznaczać rosnąca rentowność amerykańskich obligacji?
Jan Cipiur. Źródło: BANK.pl
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Prezydent USA gra bez reguł, a na jego planszy ruch taki, jakby grało na niej tuzin warcabistów. Rozgardiasz stał się taki, że z każdym ruchem jest niebezpieczniej. Przez rynki przetaczają się więc tornada. Akcje pikują. Dołują obligacje rządu USA. Trwa wyprzedaż aktywów z symbolem R jak risky, pisze Jan Cipiur.

Jeszcze kwartał temu nikt nie panikował. Skrzypiało, stukało, błyskały przez chwilę iskry, jednak amerykański wóz toczył się do przodu. Jeden człowiek, a podołał. Wozy stają. Nawet wyjadacze biznesu nie dają sobie rady z kłodami, które porozrzucał na ich szlakach tak szybko, że jakby nie wiadomo kiedy.

Mark Blyth, wykładający w Brown University ekonomię polityczną skonkludował, że „cały świat uznał, że rząd amerykański nie wie, co czyni”.

Przecena „bezpiecznych” obligacji rządu USA

Na czoło rankingu przestrachów wysuwa się przecena papierów dłużnych rządu USA znanych jako Treasuries. Nazywane są przystanią bezpieczeństwa finansowego, niekiedy, na zasadzie gry słów haven (przystań, port) i heaven (niebo, raj) – niebiańską

Używanie takich określeń jest uzasadnione. Kto bardziej ceni bezpieczeństwo lub jest w trakcie wyboru, jak rozdysponować wolne środki, ten kupuje Treasuries.

Obligacje rządu USA atrakcyjnym procentem wprawdzie nie trącą, ale z uwagi na pełnowymiarową potęgę Stanów Zjednoczonych zapewniają (?) „święty” spokój.

Jednak spokój odleciał, nie wiadomo na jak długo. Kto żyw, ten wyprzedaje Treasuries, więc spada ich cena rynkowa. Czynią to nawet specjaliści od wyrafinowanej spekulacji, tj. fundusze hedgingowe i wszelkie inne gromadzące gotówkę na wypadek krachu na giełdach, który groziłby im niewypłacalnością.

Czytaj także: Prezes Fed: cła napędzają oczekiwania inflacyjne w Stanach Zjednoczonych

Dlaczego ceny obligacji spadają, a wskaźniki rentowności rosną

Rynek obligacji, których wybór w Polsce jest bardziej niż niewielki, to dla mnóstwa rodaków niezapisana tablica, więc objaśnień garsteczka.

Szczególna reguła obliczania korzyści z inwestycji w obligacje sprawia, że także w okresie wielkiego tumultu sprzedawcy papierów parzących ręce nie mają kłopotu ze znalezieniem nabywców szukających nadzwyczajnych zysków. Na rynku rosną bowiem yields, tj. wskaźniki rentowności Treasuries.

Dokładnie pięć lat temu rentowność rynkowa dziesięcioletniej obligacji skarbowej USA wynosiła ok. 0,8 proc. Dziś przekracza 4,5 proc.

Pojawia się w tym miejscu zagadka, dla bardzo wielu nie do rozwiązania. Ceny obligacji spadają, a wskaźniki rentowności (ang. yield) rosną. Jak to?

Sprzeczność jest pozorna. Rentowność obligacji jest obliczana w relacji do stałej wartości tzw. kuponu, czyli ich nominalnego oprocentowania. Po roku od nabycia obligacji wypłacany jest kupon. Jeśli od papieru wartego 100 dolarów dostaje się jako zapłatę za pożyczkę dla rządu 5 dolarów, to rentowność wynosi 5 proc. Do tego momentu wszystko jest proste.

Gdy jednak cena tych samych obligacji spadnie na rynku do np. 80 dolarów, to nabywca ucieszy się z wyższej rentowności w wysokości 6,25 proc., ponieważ 5 dolarów dorocznej nagrody w formie kuponu o niezmiennej wartości kupił nie za 100, a za jedynie 80 dolarów.

Dla uproszczenia powyższy przykład dotyczy hipotetycznej jednorocznej obligacji i nie uwzględnia ew. nabycia na rynku pierwotnym, czyli wprost od emitenta i po cenie z upustem (dyskontem).

W czasie poprzednich kryzysów, np. w roku 2008 r. i w czasie pandemii, działała zasada, że gdy na trwogę biją w barabany, to ukojenie da zakup „bezpiecznych” papierów dłużnych Wuja Sama. Potrzeba na to dolarów, więc popyt na nie rósł tak bardzo, że aż Fed musiał sypać nimi ponad dobrą miarę. W rezultacie, dolar drożał w relacji do innych walut.

Identyczny był skutek równoległej zasady, wg której inwestor nie pyta o ryzyko związane z nabyciem Treasuries, a wyłącznie o to, jaki zwrot na nich osiągnie. Kiedy zatem kiepski stan gospodarki lub polityka Fed powoduje, że rośnie ich rentowność (yields), to w pogoni za nadzwyczajnymi korzyściami inwestorzy rzucają się na amerykańskie papiery dłużne. Muszą mieć na te zakupy dolary, potrzeba ich dużo, więc dolar drożeje.

Kiedy natomiast yields spadają, zaczyna się wyprzedaż Treasuries i spada też dolar. Rentowność rządowych obligacji Stanów Zjednoczonych chadza zatem w parze z dolarem USA.

Czytaj także: Europejskie giełdy odreagowują po silnych spadkach

Gospodarczo-finansowe trzęsienie ziemi w USA?

Dziś nie mówi się jeszcze głośno o kryzysie w amerykańskiej gospodarce, ale wiele przemawia, że taki nastąpi.

Trwa wyprzedaż Treasuries i wywołany nią wzrost ich rentowności (yields). Można powiedzieć, że jest to wzrost niesłychany, bowiem rentowność „dziesięciolatek” podniosła się w ciągu tygodnia z ok. 4 proc. do 4,5. Zmiana w takiej skali w tak szybkim tempie nie miała miejsca przez ostatnie prawie ćwierćwiecze.

Jednocześnie dolar wyszedł z pary z rentownością Treasuries i tanieje, co w tzw. normalnych warunkach zdarzyć się nie powinno.

Dolar stracił też w relacji do złotego. Jeszcze na początku stycznia ’25 dolar kosztował 4,16 zł, a dziś jedynie 3,77 zł.

Strateg walutowy Deutsche Bank George Saravelos stwierdził nawet, że „rynek wycenia teraz strukturalną atrakcyjność dolara jako globalnej waluty rezerwowej i przechodzi proces raptownej de-dolaryzacji”.

Konsekwencje zmniejszenia udziału dolara w obsłudze świata byłyby dla Ameryki okropne. Zadłużenie stałoby się naprawdę kamieniem młyńskim u szyi, a konieczność jego spłacania wtrąciłoby gospodarkę USA w wielki kryzys z bardzo złymi skutkami dla reszty świata.

Takie prognozy są może być pochopne, ale inni podkreślają, że nawet jeśli rynki zachowują się czasem bardzo dziwnie, to obecne „hocki-klocki” z Treasuries i dolarem sygnalizują, że pod naszymi stopami coś się rusza. Oby nie były to wielkie płyty tektoniczne.

Czytaj także: Globalny handel ’25 wejdzie w recesję w ujęciu ilościowym -0,5% – prognoza Allianz Trade

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym. Jest członkiem Towarzystwa Ekonomistów Polskich (TEP).
Źródło: BANK.pl