Bankowość i finanse | Wywiad miesiąca | Bankowość skoncentrowana na kliencie

Bankowość i finanse | Wywiad miesiąca | Bankowość skoncentrowana na kliencie
Brunon Bartkiewicz, Zdjęcia: ING Bank Śląski
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Polacy czują się dumni z polskich banków, a polscy przedsiębiorcy mają świadomość wsparcia, jakiego udzielają im instytucje finansowe. Polska bankowość, która bardzo szybko rozwija się pod względem technologicznym i pomimo niewielkiej skali działalności uzyskuje bardzo wysokie efekty produktywności, cieszy się również wielkim zaufaniem klientów, którzy doskonale zdają sobie sprawę, że banki dobrze wykonują swoją pracę – podkreśla Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego w latach 1995-2000, 2004-2009 oraz 2016-2025. Rozmawiali z nim Paweł Minkina i Karol Mórawski.

W tym roku mija 30 lat od chwili objęcia przez pana po raz pierwszy funkcji prezesa ING Banku Śląskiego. Patrząc na te trzy dekady z perspektywy pozycji, jaka zajmuje obecna bankowość Polska w Europie i na świecie, ale również wyzwań, jakie przed nią stoją, jakie wydarzenia uznałby pan za najistotniejsze punkty zwrotne w historii sektora, które przesądziły o kierunkach rozwoju polskiej bankowości, a w konsekwencji również jej obecnego miejsca na globalnej mapie finansów?

– Polska gospodarka po roku 1989 przeszła głęboką, wręcz rewolucyjną transformację. Wiele obszarów działalności zniknęło, w ich miejsce pojawiła się cała masa nowych. Można wysnuć wniosek, choć nieco uproszczony, że polska bankowość komercyjna w początku lat 90. ubiegłego stulecia istniała zaledwie w postaci zaczynowej, i tworzyła się przez kolejnych 35 lat. Można wskazać wiele momentów istotnych w jej rozwoju, które przesądzały o funkcjonowaniu sektora bankowego w określony sposób. Takim momentem bez wątpienia była podjęta w 1988 r. decyzja, że polska gospodarka potrzebuje sektora bankowości komercyjnej. Na tej bazie zaczęły powstawać pierwsze polskie banki, które możemy uznać za prywatne, bo choć w poważnym stopniu bazowały one na środkach publicznych, to jednak nie były bezpośrednio powiązane z rządem. Proces ten rozpoczął się od wydzielenia pierwszej dziewiątki banków, które w następnej fazie stopniowo dostosowywano do samodzielnego funkcjonowania, również poprzez dokapitalizowanie. Od razu dodam, że Bank Śląski był w zasadzie jedynym obok Banku Handlowego podmiotem, który nigdy nie potrzebował pomocy publicznej, ani wsparcia od własnego akcjonariusza.

Na kolejnym etapie zdecydowano się wprowadzić do polskiego sektora bankowego kapitał zagraniczny. Realizowano tę koncepcję w sposób ustalony na samym początku: jedna licencja bankowa dla jednej grupy inwestycyjnej, a wszystkie większe banki musiały być jednocześnie spółkami kwotowanymi na giełdzie. Takie podejście w automatyczny sposób sprawiło, że inwestorzy zagraniczni nie mogli nabywać stuprocentowych udziałów w polskich bankach, zarazem ustanowienie takich fundamentalnych zasad dla branży sprawiło, iż rozwija się ona bardziej dynamicznie i stabilnie zarazem. ING Bank Śląski od samego początku był w forpoczcie zmian, jak wspomniałem, nie uczestniczyliśmy w programach pomocowych, bo byliśmy przewidziani w pierwszej kolejności do prywatyzacji, która skądinąd była dla nas niezwykle trudnym doświadczeniem. Polityczne zawirowania szybko wykazały, że elementy składowe gospodarki, w tym banki, należy trzymać z dala od polityki, bo łączenie tych dwóch sfer nie wychodzi instytucjom finansowym na zdrowie. To był czas, kiedy bardzo szybko pozyskiwaliśmy nowe doświadczenia. W połowie lat 90. XX w. nauczyliśmy się, że budowa silnego i konkurencyjnego sektora bankowego wymaga przeprowadzenia kilku zmian, w pierwszej kolejności wybudowania infrastruktury. W procesie jej tworzenia harmonijnie uczestniczyły wszystkie instytucje finansowe, dzięki czemu inicjatywa ta zakończyła się powodzeniem.

Możemy mówić o pełnym sukcesie, wszak polska izba rozliczeniowa, utworzona wraz z początkiem tego procesu transformacji sektora, już wówczas uchodziła za czołową instytucję w Europie pod względem szybkości rozliczeń…

– Jako banki, powstające na świeżym gruncie, szybko zrozumieliśmy, że chcąc się utrzymać  na rynku i rozwijać, musimy stawiać na zwiększanie efektywności i produktywności. Wzrost skali działania sektora, którego doświadczaliśmy przez kolejne trzy dekady, nie byłby osiągalny przy użyciu tradycyjnych metod, zatem dość szybko weszliśmy na ścieżkę automatyzacji, wówczas określanej jako komputeryzacja. Mamy za sobą kolosalny wzrost skali działania praktycznie we wszystkich obszarach, poczynając od liczby klientów, poprzez wolumen wykonywanych transakcji, aż po portfele kredytowe. Te ostatnie rosną może w najwolniejszym tempie, niemniej dynamika i tak jest zauważalna. Osobiście obserwuję ten proces z perspektywy banku, którego udział w rynku zwiększył się kilkukrotnie; jeśli miałbym szacować średnioroczne tempo wzrostu, to oscylowałoby ono wokół 10% przez kolejne lata.

Same wyniki finansowe to nie wszystko: wbrew rozpowszechnianym w ostatnim czasie pogłoskom, polskie banki zostały zbudowane również na solidnych fundamentach etycznych. Oczywiście, nie byliśmy w stanie uniknąć wszelkich błędów, jednak z całą stanowczością chcę podkreślić, że polskie banki funkcjonują w pełni uczciwie i etycznie, a zaufanie społeczne do nich sukcesywnie rośnie. Polacy czują się dumni z polskich banków, a polscy przedsiębiorcy mają świadomość wsparcia, jakiego udzielają im instytucje finansowe. Polska bankowość, która bardzo szybko rozwija się pod względem technologicznym i pomimo niewielkiej skali działalności uzyskuje bardzo wysokie efekty produktywności, cieszy się również wielkim zaufaniem klientów, którzy doskonale zdają sobie sprawę, że banki dobrze wykonują swoją pracę.

Są również tacy, co krytykują sektor…

– Powiem tak: każdy, kto osiągnął sukces w jakiejkolwiek dziedzinie, musi liczyć się z krytyką, w wielu przypadkach niezasłużoną. Dziś, w dobie mediów społecznościowych, owa krytyka nierzadko przeradza się w hejt, a jego ofiarą pada nie tylko sektor bankowy czy w ogóle finansowy. Chciałbym jednak podkreślić, że polskie banki nadal będą dobrze wykonywać swoją misję na rzecz społeczeństwa, na rzecz obywateli, którzy tego bardzo potrzebują. Niezależnie od tego, ile niesprawiedliwej krytyki przy okazji będziemy musieli przyjąć. Mam na myśli chociażby motywowane aktualną sytuacją polityczną wypowiedzi o kosztach kredytów w Polsce, których autorzy całkowicie pomijają złożone uwarunkowania makroekonomiczne, w tym wysokie na tle innych państw Europy stopy procentowe. Pomijając owe populistyczne deklaracje, chciałbym przypomnieć, że z usług bankowych korzysta w Polsce kilkadziesiąt milionów ludzi, i w tak dużej grupie zawsze znajdzie się pewien odsetek niezadowolonych. Nie jest to powód, by na podstawie opinii tej relatywnie niewielkiej grupy tworzyć obraz postrzegania banków przez polskie społeczeństwo.

Brunon Bartkiewicz Zdjęcia: ING Bank Śląski
Brunon Bartkiewicz, Zdjęcia: ING Bank Śląski

Polska bankowość od lat lokuje się w gronie ścisłych liderów digitalizacji na świecie. Co powinniśmy zrobić, by nie wypaść z czołówki, przynajmniej w Europie, gdyż obecnie globalnym punktem odniesienia, jeżeli chodzi o technologie finansowe, staje się Azja. Czy Polska ma szansę w ogóle rywalizować z takimi potentatami, a może będziemy skazani na naśladownictwo cudzych technologii?

– Technologia to tylko zestaw narzędzi, które są dostępne dla każdego. Kluczowe znaczenie ma otwarcie na klienta. Jeżeli słusznie uznajemy polską bankowość za zaawansowaną technologicznie, to w istocie chodzi o to, że dostarcza ona swym klientom efektywne, wygodne i bezpieczne narzędzia, z których klienci są usatysfakcjonowani. Mamy rozwiązania, z których Polak podróżujący po świecie czuje się dumny, odwiedzając inne kraje, dopiero możemy w pełni dostrzec, z jak zaawansowanych technologicznie produktów finansowych korzystamy na co dzień. Aby utrzymać ową przewagę, należy dalej być skoncentrowanym na kliencie.

Konkurencja pomiędzy polskimi bankami jest postawiona na takim poziomie, że bank, który nie chce przestać istnieć, musi w dalszym ciągu uczestniczyć w tym wyścigu. Postęp technologiczny czy w ogóle zwiększanie produktywności zawsze bierze się z presji konkurencyjnej, a jak już wspomniałem, polskie banki od samego początku musiały sobie radzić przez usprawnianie procesów i działania operacyjnego. Dzisiaj kontynuujemy ten trend z zupełnie innych przyczyn, nie tylko z uwagi na skalę działalności, w związku z tym będziemy pracować ciężej, żeby dalej poprawiać produktywność i skuteczniej wykonywać swoje obowiązki. W zakresie bankowości detalicznej raczej nie będziemy już obserwować tak diametralnych zmian jak w minionych dekadach, przypomnę tylko, że ten segment rynku na pełną skalę rozwinął się dopiero u schyłku lat 90. Obecnie ciężar będzie się przesuwał w kierunku obsługi klientów korporacyjnych, w tym szczególnie mniejszych firm, bo największe podmioty mają całkiem przyzwoite systemy, natomiast w obszarze firm średnich i mniejszych ten postęp będzie najsilniej widoczny.

Aby zachować proklientowskie nastawienie, musimy też kontynuować działania na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa. Udostępnianie naszym klientom narzędzi coraz bardziej zaawansowanych technologicznie zwiększa niestety zagrożenie cyberatakiem. Same metody zdobywania pieniędzy przez grupy przestępcze przesuwają się w kierunku nowych technologii, z jednoczesnym skoncentrowaniem się na najsłabszym ogniwie całego łańcucha, jakim jest niska świadomość klienta i jego podatność na socjotechnikę. Im bardziej staraliśmy się klientowi dać do ręki narzędzia, w których on szybko, sprawnie i z pełną kontrolą decyduje o swoich finansach, tym silniej przekonywaliśmy się, że ekspozycja klientów na ryzyko działań przestępczych zwiększa się. Dlatego mamy obowiązek chronić naszych klientów przed atakami, nawet za cenę zredukowania poziomu wygody i komfortu dla użytkownika. To jest to nowe wyzwanie, zwłaszcza w obliczu upowszechniania się AI. Im więcej będziemy wprowadzać narzędzi bazujących na dużych modelach językowych czy agentów AI, tym bardziej będziemy dostosowywać nowe technologie do wymogów bezpieczeństwa.

Skoro już jesteśmy przy tym wątku, nasuwa się pytanie, jak powinna wyglądać obsługa klienta w kontekście realizacji transakcji mobilnych w przyszłości?

– Zacznę od tego, że dziś trudno prognozować, czy przyszłość bankowości faktycznie będzie oparta na aplikacjach mobilnych. Urządzenia, z których powszechnie korzystamy, a które nazywamy smartfonami, pozwalają na komunikowanie się z klientami zasadniczo za pośrednictwem dwóch interfejsów: klawiatury i kamery. Niekiedy dołącza do nich mikrofon, ale w dobie deepfake’ów zdajemy sobie sprawę, jak ułomna jest autentykacja głosowa. My ciągle myślimy, że potrafimy identyfikować to urządzenie, bo ma swoje IP, bo można zweryfikować jego lokalizację czy historię ruchu, jednak nie wiemy, jak długo to urządzenie będzie głównym kanałem kontaktu współczesnych ludzi z cyfrowym światem. Drugim aspektem jest wygoda klienta. Jeżeli prześledzić rozwój każdej sfery usługowej, której głównym celem nie jest maksymalizacja przyjemności klienta, to główną wytyczną jest ograniczenie wysiłku, żeby uzyskać daną usługę. Kiedy mówimy o segmencie audio, to sama muzyka się zasadniczo nie zmienia, pomimo dynamicznego rozwoju rynku muzycznego czy technologii odtwarzania i nagrywania dźwięku. Jednak i tu możemy obserwować dążenie do największej prostoty, przypomnę stare hasło jeszcze z czasów iPoda: ile klików potrzebujesz, żeby dojść do własnej muzyki? Owo zmniejszanie liczby kliknięć właśnie obserwujemy. Co będzie przyszłością w tym segmencie, trudno oceniać. Może systemy, które na podstawie moich doświadczeń i przyzwyczajeń wygenerują muzykę, która będzie mi najbardziej odpowiadać i poruszać moje emocje?

Same wyniki finansowe to nie wszystko: wbrew rozpowszechnianym w ostatnim czasie pogłoskom, polskie banki zostały zbudowane również na solidnych fundamentach etycznych. Oczywiście, nie byliśmy w stanie uniknąć wszelkich błędów, jednak z całą stanowczością chcę podkreślić, że polskie banki funkcjonują w pełni uczciwie i etycznie, a zaufanie społeczne do nich sukcesywnie rośnie.

Analogicznie w bankowości: współczesny klient potrzebuje bardzo niewielu klików, aby zrealizować podstawowe potrzeby, coraz więcej usług finansowych zmierza w kierunku tzw. commodity. Jeśli mamy opłacić rachunek, to interesuje nas posiadanie kontroli nad swoimi finansami, przy minimalnym zaangażowaniu w samą płatność. Ta tendencja się utrzyma, pytanie, na którym etapie się zatrzymamy, ale tu wchodzą w grę nie tyle wyzwania z obszaru technologii, tylko bezpieczeństwa. Już dzisiaj nie jest problemem technologicznym poinstruować urządzenie mobilne, że trzeba zapłacić rachunki za prąd, a jeśli brakuje środków na głównym rachunku, to trzeba je pobrać z konta oszczędnościowego. Taka formuła agentive AI, bazująca na LLM, jest kolejną po modelach generatywnych fazą wdrażania wygody dla klienta. Problem w tym, że wszystkie metody agentive AI łączą wiedzę zgromadzoną w internecie z informacjami, do których klient daje dostęp agentowi, a które bazują na historii zachowań klienta, jego przyzwyczajeniach i pamięci transakcji, które wykonywał on w przeszłości. Obecnie wszystkie te formuły modeli agencyjnych są podatne na wycieki, tymczasem w bankowości potrzebujemy systemów, które zapewniają gwarancję ochrony danych na najwyższym poziomie. Oczywiście zapewnienie należytej szczelności tych rozwiązań jest tylko kwestią czasu, doświadczenie mówi, że w ciągu kilku lat powinniśmy rozwiązać te problemy i taka formuła dostępu, czyli, kolejny etap samoobsługi klienta przy zachowaniu jego kontroli, stanie się realna. Pozostaje pytanie, co klient zaakceptuje z tych nowinek, a co odrzuci.

Jeśli banki nie wypracują modelu takiego agenta, zrobi to ktoś inny niezwiązany z sektorem. Wówczas taki agent analizowałby rozwiązania z poszczególnych banków i rekomendował je klientowi. Czy tutaj nie ma zagrożenia dla sektora?

– To jest dokładnie trend open banking, w tym kierunku zmierza wiele systemów regulacyjnych, by wspomnieć choćby PSD2 czy przygotowywany jako następca tej dyrektywy pakiet PSD3/PSR. Z perspektywy polskiego rynku finansowego trudno sobie uzmysłowić, że bankowość w wielu krajach jest dalece zacofana, zaś obsługa klienta indywidualnego nie przynosi odpowiednich dochodów. W Polsce też nie jest ona wysoce dochodowa, natomiast dzięki szybkiemu wdrażaniu zaawansowanych technologii opanowaliśmy problem niskiej rentowności bankowości detalicznej.

Podam przykład Niemiec, tamtejsze banki nie inwestowały w bankowość detaliczną, z uwagi na jej niską rentowność w stosunku do obsługi dużych przedsiębiorstw. Stworzyło się swoiste błędne koło, które doprowadza aż po dziś dzień do niskiego zaawansowania technologicznego niemieckiej bankowości detalicznej. Działa tu prosta zasada: jeżeli na czymś nie można zarobić, to się nie inwestuje, chyba że system uległby nacjonalizacji, w co nie bardzo wierzę, choćby dlatego, że nie służyłoby to większej efektywności czy poprawie jakości cyfrowej obsługi klientów. Nie możemy wreszcie zapominać o najsłabszych, którzy mogą być w pewien sposób wykluczani z rewolucji cyfrowej. Pokuszę się o stwierdzenie, że w Polsce poziom włączania osób, które mogłyby być z tego wyścigu cyfrowego wyrzucone na boczny tor, jest niewystarczający. Przypomnę, że to banki tak silnie zaangażowały się w budowę tak zwanego cyfrowego państwa, wcześniej nikt inny nie wybudował odpowiedniej infrastruktury celem przejścia na cyfrowe państwo. Obecnie w tym obszarze mamy całkiem skuteczne narzędzia.

Jak choćby podstawy zdalnego uwierzytelniania, stworzone wszak przez sektor bankowy…

– Równocześnie banki weszły w miarę wcześnie na ścieżkę praktycznej edukacji klientów w zakresie możliwości korzystania ze sfery cyfrowej i korzyści, z tym związanych, dzięki czemu Polacy tak chętnie korzystają z tych instrumentów. Weźmy program 800 plus, to nie są tylko same pieniądze dla rodzin, ale i łatwy dostęp do tych środków. Żeby go zapewnić, nie ma innego sposobu niż przejście na infrastrukturę cyfrową. Bez pomocy banków pewnie ona powstałaby 5 czy 10 lat później, w związku z tym cały projekt poniósłby fiasko. Dlatego odpowiedź na pytanie, kto najbardziej dba o edukację cyfrową w Polsce, brzmi: polskie banki. One oczywiście są też beneficjentami tego procesu, ponieważ klienci, którzy chcą skorzystać z programu 800 plus, zakładają rachunki bankowe, jest to zatem metoda win-win.

Czy grozi nam marginalizacja osób, które sobie nie poradzą w przyszłości? Na dziś mamy w Polsce rozwiązania, uwzględniające potrzeby każdego klienta indywidualnego: seniora, osoby niepotrafiącej posługiwać się laptopem, niedowidzącego, niedosłyszącego, z problemami ruchowymi etc., co sprawia, że żaden klient nie będzie pozostawiony sam sobie. Ten proces nie jest zakończony, będziemy go realizować, co jest zarazem dowodem na wrażliwość polskich banków. Nowe regulacje, które się pojawiają w tym zakresie, nie są nadzwyczaj trudnym wyzwaniem dla polskich banków.

Czy zatem uwierzytelnianie klienta jest takim towarem eksportowym do innych gałęzi gospodarki, np. do przemysłu medycznego, gdzie możemy pokazać, jak rozpoznawać tego klienta i jak go zatrzymać?

– Postęp buduje się przez kolejne kroki. Dzięki temu, że za sprawą sektora bankowego funkcjonujemy w e-identyfikacji, kolejne etapy jej upowszechniania są dla wszystkich łatwiejsze. Reprezentant szpitala czy innej placówki medycznej jest również człowiekiem, dysponującym stosowną wiedzą w tym zakresie. Pamiętajmy o tym, że transformacji cyfrowej nie można zadekretować, ona musi się dziać przez kolejne doświadczenia.

Czy w kontekście transformacji cyfrowej generatywna sztuczna inteligencja może stanowić największe zagrożenie, jeżeli chodzi o bankowość?

– Żadna technologia nie jest zagrożeniem, pod warunkiem, że jest odpowiednio wykorzystana. Czasem spotykamy się z opinią, że polskie banki sobie nie radzą, wręcz odpadają z wyścigu technologicznego, bo nie wprowadzają narzędzi opartych na generatywnej AI, czy też spóźniają się w obszarze agentive AI, ale to nieprawda. Priorytetem jest potrzeba i bezpieczeństwo klienta. Więc technologie, które istnieją, ale nie są wystarczająco dojrzałe albo wystarczająco szczelne, nie będą przez nas wprowadzane. Generatywna sztuczna inteligencja to kolejny zestaw narzędzi, które mamy. Dam pewną analogię: mamy lepsze wiertarki, nie grozi nam katastrofa budowlana, jak je zastosujemy, o ile rzecz jasna będziemy się nimi posługiwać z rozsądkiem.

Mówiąc o zagrożeniach, mieliśmy na myśli łatwość podszycia się przestępców pod inną osobę lub instytucję, również finansową…

– To najlepsze potwierdzenie moich słów, że element bezpieczeństwa jest w tym zakresie najważniejszy, a więc nie będziemy wdrażać systemów, które są podatne na wycieki i przez to stają się pożywką dla przestępców. W ramach swej misji banki mają obowiązek non stop chronić klientów przed tymi zagrożeniami, co oznacza, że musimy na bieżąco się dostosowywać do aktualnej sytuacji, by skutecznie reagować na aktywność przestępczą. Oczywiście dzisiaj zdjęcie klienta prezentującego swój dowód osobisty nie jest dla mnie żadnym dowodem, potrzebuję mieć dostęp do bazy dowodów osobistych, łącznie ze zdjęciem. Ten ostatni element jest dziś zablokowany przez regulacje w zakresie ochrony danych, które w najbliższym czasie mają być zmienione, żebyśmy mogli weryfikować dane klientów. Generalnie to jest i będzie permanentny wyścig. Sądziliśmy, że pięć punktów na twarzy, ruch wideo daje nam identyfikację klienta, podobnie jak rozpoznanie jego głosu, dziś wiemy, że nic bardziej mylnego. Nasz zawód wymaga od nas, abyśmy nigdy nie opierali się na jednowymiarowej identyfikacji klienta, dlatego weryfikujemy go z każdej strony. Systemy bezpieczeństwa skutkują podwyższonym kosztem działań oszukańczych dla grup przestępczych, dlatego nie atakują one samych banków, koncentrując się na atakach socjotechnicznych wymierzonych w klientów. Dlatego nierzadko musimy chronić klienta przed nim samym, gdyż coraz częściej jest on manipulowany przez niezwykle wyrafinowane grupy przestępcze.

Klient chyba też nie powinien czuć się w 100% zwolniony z odpowiedzialności za lekkomyślność?

– W tym przypadku trudno o zerojedynkowe rozwiązania. Banki powinny poczuwać się do odpowiedzialności za klienta, co nie znaczy, że powinny ponosić skutki jego ewidentnie nieodpowiedzialnych zachowań. W każdym systemie społecznym najważniejszym słowem jest odpowiedzialność, obejmująca w różnym stopniu wszystkich jego uczestników. Musimy znaleźć złoty środek: banki muszą zwiększyć zakres ochrony klientów w tym zakresie, bo jesteśmy na wczesnym etapie przemian. Nie możemy jednak uczyć konsumentów braku odpowiedzialności za własne czyny, czego przykładem może być kwestia kredytów frankowych i kilka innych tematów, które budzą mój głęboki niepokój.

Wolna amerykanka, podszyta niezwykłą chciwością i działaniami nieetycznymi, bardzo źle się skończy, również dla konsumenta. Jeśli nauczymy ludzi, że ostrożność nie jest potrzebna w podejmowaniu decyzji, postawiłoby to pod znakiem zapytania cały segment detaliczny, nie tylko w bankowości. Powiem wprost: nie wolno kreować systemu, w którym będziemy wmawiać ludziom, że ktokolwiek poza nimi samymi ma ponosić finansowe konsekwencje np. spadku wartości akcji czy innych aktywów, w które zainwestowali. Takie podejście nie ma nic wspólnego z budową odporności cyfrowej gospodarki i bezpieczeństwa finansowego Polaków, jest tylko przesuwaniem odpowiedzialności na inne podmioty. Ku zadowoleniu przestępców, dla których taka sytuacja jest optymalna.

Czy zapóźnienie technologiczne Europy względem USA i Azji jest procesem nieodwracalnym, a może obecne turbulencje na scenie międzynarodowej mogą pomóc UE w zniwelowaniu tego dystansu? Myślę o prostym przykładzie: polski sektor bankowy szybko transformował się w kierunku chmury. Obecnie większość dostawców chmury jest poza Europą, co w obecnej sytuacji geopolitycznej stanowi pewne ryzyko. Czy Europa ma szansę dogonić technologicznych liderów?

– Nie jesteśmy konkurencyjni w zakresie budowy technologicznie zaawansowanych rozwiązań, ponieważ nie inwestowaliśmy w nie przez ostatnie 20 lat, jako Europa straciliśmy kontakt z rzeczywistością. Nic nie jest w gospodarce niemożliwe, natomiast odbudowa zdolności w tym zakresie i dogonienie liderów trwałoby wiele lat. Czy widzę jakieś przesłanki, by sądzić, że zaczynamy brać udział w tym wyścigu? Absolutnie nie. Drugi punkt: jesteśmy skazani na gigantów technologicznych spoza Europy, nasz potencjał sprowadza się zasadniczo do SAP i ASML. Uświadomienie sobie, że Europa musi stanąć na własnych nogach, również w sferze wojskowości, jest podstawą do myślenia, że tak się stanie, choć oczywiście nie od razu. Wierzę, że to jest możliwe do zrealizowania.

Nie dopatrywałbym się zagrożenia w tym, że dostawcy cloudu są spoza Europy, bo izolacjonizm sprowadza się do tego, kto walczy o rynki zbytu i o wytwórczość w dostępie do tych rynków zbytu. Europa jest rynkiem zbytu, zatem byłoby naiwnością myślenie, że dostawcy usług chmurowych nie zależy na sprzedaży swych usług. Także argumenty geopolityczne nie przemawiają za tak pesymistycznymi wizjami, wszyscy widzimy wszak, że powiązania handlowe funkcjonują nawet między krajami będącymi w ewidentnie nieprzyjaznych relacjach. Samo wytwarzanie technologii chmurowych determinuje poziom skomplikowania ich wytworzenia, ten zaś opiera się na chęci, dostępie do mikro chipów, wreszcie kosztach energii elektrycznej.

W tych wszystkich aspektach Europa ma problemy, oczywiście pojawia się pytanie, w jaki sposób je rozwiązać. Mamy dość słabe doświadczenia w zakresie sprawczości, czyli sprawiania, aby to, co trzeba zrobić, się praktycznie stało, a nie tylko o tym mówić. Przełożenie samej chęci na sprawczość jest chyba podstawowym wyzwaniem i myślę, że wszyscy z tego sobie w Europie zdają sprawę. Raport Draghiego to jest jedno wielkie wołanie: zróbmy coś i przestańmy gadać.

Rewolucja technologiczna implikuje olbrzymią zmianę modelu biznesowego instytucji finansowych. Czy model depozytowo-kredytowy zostanie na stałe domeną bankowości?

– Nie uważam, by bankowość w ostatnim czasie zmieniła się jakoś diametralnie. Polska musi wykorzystywać lepiej rozwiązania finansowe, czyli krwiobieg gospodarki. U nas krew płynie dość wolno, ale wszystkie mięśnie radzą sobie dość dobrze, gospodarka działa bardzo dobrze przy niskim poziomie inwestycji i niskim poziomie zadłużenia ogółem, w tym wobec banków. Jeżeli mamy wykonać kolejny etap skoku, to będziemy potrzebować taniego finansowania. Powinno nam zależeć, żeby banki były silne, ale należy tworzyć również inne elementy składowe rynku finansowania i je optymalizować. Banki konkurują ze sobą, ale banki nie konkurują np. skalą inwestycji, która przechodzi do obligacji korporacyjnych.

W głównej mierze dzieje się tak dlatego, że Polska przez lata nie była krajem szczególnie opłacalnym dla inwestorów zewnętrznych, a inwestorzy wewnętrzni byli hamowani lub wypychani z rynku. Przykładem fundusze emerytalne, które są podstawą budowy długoterminowego rynku kapitałowego na długich pieniądzach. Firmy VC nie korzystają w Polsce z silnego wsparcia ze strony podmiotów, które dysponują dużymi środkami, vide znów fundusze emerytalne. Dla banków nie jest to co do zasady dedykowany segment, nie mamy też żadnych korzyści z inwestowania w VC. Polski kapitał VC i PE jest pewnie pięć razy niższy niż w Szwecji, kraju mniejszym od Polski pod każdym względem. Tymczasem nasze potrzeby w zakresie generowania nowych rozwiązań są jeszcze większe. Przechodzimy głębszą transformację, wynikającą choćby z prostego faktu, że tania siła robocza w Polsce przestaje być tania, co skądinąd jest zbieżne z naszymi ambicjami.

W kontekście minionych 30 lat ING jest liderem w wielu obszarach technologicznych. Biorąc pod uwagę te 30 lat, można wskazać obszary, których pan żałuje, pod kątem wejścia w niezbyt późno?

– Posłużę się polską klasyką filmową: wiem, ale nie powiem. Jestem osobą bardzo krytyczną, wywodzącą się z tej szkoły, która mówi, że uczymy się na błędach, a ja bardzo lubię się uczyć. Niestety, mam mnóstwo powodów do edukacji na podstawie własnych działań.

To na czym powinni się skupić, jeżeli chodzi o edukację, młodzi bankowcy, którzy mają ambicje budowy sektora bankowego przyszłości?

– Na kilku aspektach, które zawsze decydują o sukcesie każdej firmy komercyjnej. Po pierwsze: klient i jego potrzeby w centrum uwagi. Po drugie: zespół – nigdy nie jesteś sam i nigdy nie jesteś omnipotentny, decyduje siła zespołów i współpracy między nimi. Nie żadne modele hierarchiczne, nie żadne przywództwo, tylko praca zespołowa. Po trzecie wreszcie: skala – nie ma sukcesu bez codziennego wzrostu. Nie wolno odpuszczać ani na moment, inaczej wypadasz z gry, choć możesz o tym nie wiedzieć przez kolejną dekadę. To proste i zwięzłe zasady, które wciąż pozostają aktualne.

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK