The Economist, indeks powrotu do normalności po Covid-19, Polsce brakuje 25 procent
Niebawem miną dwa lata od początków epidemii, która opanowała świat i stała się pandemią. Koronawirus paraliżował kolejne obszary, regiony i całe kontynenty, odpuszczał, przekształcał się i znowu wraca.
Mamy tego dość. Chcielibyśmy całkowitego powrotu do status quo ante, staramy się zatem mierzyć odległość dzielącą nas od normalności.
Wg maszynerii statystycznej skonstruowanej przez The Economist, jesteśmy teraz jako świat mniej więcej w dwóch trzecich drogi prowadzącej do tego celu. Jego „globalny indeks normalności” ma teraz wartość 67 proc. – 100 proc. to punkt odniesienia, tj. stan przed pandemią.
Indeks wyliczany jest co środę i można go śledzić na stronie tygodnika. Zasługuje na miano globalnego, ponieważ pokrywa 50 największych gospodarek świata, w tym Polskę, 90 proc. globalnego produktu brutto i 76 proc. ludności świata.
W Hongkongu już normalnie
Do punktu wyjścia z przełomu 2019/20 powrócił Hongkong, który cieszy się indeksem 99,9 proc. Jest to zasługa naturalnej tam, ale też wymuszanej dyscypliny. Na drugim miejscu jest Nigeria, na trzecim Rumunia, na 11. Niemcy i na 12. Polska.
Na indeks ogólny składa się 8 wskaźników podzielonych na trzy grupy. Pierwsza obejmuje transport publiczny w dużych miastach, intensywność ruchu ulicznego w tych samych metropoliach oraz liczbę lotów krajowych i międzynarodowych.
Następna grupa wskaźników (przychody kin ze sprzedaży biletów i liczba widzów na stadionach i halach sportowych) służy szacowaniu czasu spędzanego przez ludzi poza domem. W trzeciej pomiarowi podlega sprzedaż detaliczna i liczba osób pracujących w „realu”.
Dobra pozycja Polski dzięki sprzedaży detalicznej
W ujęciu globalnym najwyższe wartości, po 95 proc. poziomu sprzed pandemii, osiągają wskaźniki sprzedaży detalicznej i czasu spędzanego poza domem, a najniższe: loty (37 proc.), udział w seansach kinowych (32 proc.) i udział w imprezach sportowych (19 proc.).
Indeks ogólny dla Polski wynosi 78,1 proc. W pobliże czołówki globalnej zaprowadziła nas bardzo wysoka sprzedaż detaliczna, przekraczająca wartości przed pandemią.
Na wysokim poziomie, takim samym jak ponad półtora roku temu, jest wskaźnik czasu spędzanego poza domem. W dół ciągnie nas przede wszystkim rzadkie odwiedzanie kin i mała liczba lotów oraz niezbyt jeszcze intensywny ruch drogowy i małe wykorzystanie biur.
Na szybką poprawę raczej nie możemy liczyć – przez minione dwa tygodnie sierpnia wartość indeksu ogólnego dla Polski spadła o 0,5 punktu procentowego.
Większość państw czyni postępy na drodze do normalności
Stany Zjednoczone są na miejscu 17. (75 proc.), a Chiny na 23. (69,5 proc.). Bardzo poturbowana w pandemii Wielka Brytania jest 27. (68,3), a Włochy, gdzie koronawirus rozpoczął swą europejską kampanię są 38. (61,9 proc.).
Na ostatnim, 50. miejscu jest Wietnam (26,4), gdzie żniwo zbiera bardziej zaraźliwy wariant Delta, bezpośrednio przed nim Malezja (30,5). Zapomnijmy o rychłych wakacjach w Tajlandii, która jest 48. (45,5). Bardzo ostry reżim ciągle obowiązuje w Australii – 47. miejsce (48,3 proc.).
Większość państw czyni postępy na drodze do normalności. W ciągu dwóch tygodni między 4 a 18 sierpnia indeks Turcji i Danii poprawił się o 10 punktów procentowych. Na czele sporej dość grupy krajów z indeksem malejącym są Włochy (minus 6,7 pp), Filipiny (minus 6,5 pp), Hiszpania (minus 6,4 pp), a także Chiny (minus 5,6 pp).
W tym samym czasie w Polsce staliśmy właściwie w miejscu, choć mierząc aptekarską miarą cofnęliśmy się jednak o 0,5 pp.
Choroby zakaźne lubią tłok, więc jest im coraz lepiej. Nasz „kurnik” był całkiem znośny, gdy były w nim trzy, cztery, pięć miliardów ludzi.
Teraz jest nas miliardów prawie osiem i bytowanie w nim staje się nie do wytrzymania. Tej refleksji brakuje najbardziej w kontekście SARS-CoV-2, środowiska i klimatu.