Koronawirus w Niemczech: pomoc dla firm i obywateli okazją dla cwaniaków i oszustów
Nadzwyczaj łatwo i niebiurokratycznie można było uzyskać dotację w Berlinie. Senat czyli rząd landu Berlin nie stawiał prawie żadnych wymogów.
Hojny Berlin
Wystarczyło na odpowiedniej stronie internetowej podać nazwisko, numer podatkowy firmy i wysłać wniosek o wsparcie. W ciągu niewielu dni na konto wnioskodawcy wpływało od 5 do 14 tysięcy euro.
Odpowiedzialna za tę akcję senatorka (minister) ds. gospodarczych Ramona Pop z partii Zielonych uzasadniała, że „program w ciągu kilku dni pomógł niezliczonej liczbie ludzi złapać oddech”.
W prasie pojawiły się wszakże krytyczne głosy, że wsparcia udzielano być może zbyt hojnie i bez należytej kontroli. Że np. nie pytano o oszczędności czy o sytuację finansową w rodzinie, w tym o dochody małżonka lub partnera życiowego.
Chciał 5 tys. euro, dostał 8 tys.
Oto o 5000 euro mogła się ubiegać mająca jednoosobową firmę nauczycielka języków obcych, żona dobrze zarabiającego menadżera. Albo ktoś na etacie, ale mający dodatkowo zarejestrowaną działalność gospodarczą.
Z kolei 9000 euro dostał dziennikarz, który miał zarejestrowaną firmę doradczą i spadek obrotów, przy czym jego partnerką życiową jest pracownica koncernu i egzystencja pary bynajmniej nie była zagrożona.
Zaskoczony był też „samodzielny” trener fitnessu i nauczyciel tańca, który złożył wniosek o 5000 euro, a dostał 8000.
Berliński bank inwestycyjny IBB, który obsługuje operację, bronił się wskazując, że nad wszystkim czuwa. Szef działu komunikacji IBB Jens Holtkamp argumentował, że strona internetowa do składania wniosków o pomoc zawiera „automatyczne mechanizmy weryfikacyjne”.
Do tego dochodzą kontrole wyrywkowe, a ponadto – twierdził Holtkamp – „dokładnie przyglądamy się wszystkim nietypowym wnioskom”.
W ocenie Jensa Holtkampa, nawet jeśli doszło do wątpliwych płatności, to w porównaniu ze wszystkimi wypłaconymi dotacjami, są one minimalne. Szacuje się, że w Berlinie „nadpłacono” czyli wydano w sposób nieuzasadniony 1,3 mld euro.
Wnioski papierowe bardziej bezpieczne
Nie dziwi więc, że cytowani przez prasę eksperci w sumie mieli za złe władzom łatwość, z jaką można było w Berlinie uzyskać dotację. Pewien doradca podatkowy mówił, że ta automatyczna pomoc to niemal jak pójście do bankomatu, by pobrać gotówkę. Albo, mocniej, że „okazja stwarza złodzieja”.
Inne landy działały nie tak ekspresowo jak Berlin. Badenia-Wirtembergia i Nadrenia-Palatynat wymagały papierowego, a nie elektronicznego wniosku o dotację. To wprawdzie wydłużało procedurę, ale – jak zauważyli komentatorzy – osłabiało chęć kombinacji i dawało czas na kontrolę. Do skorygowania oddano tam np. jedną trzecią wniosków jako nieprawidłowe lub niepełne.
W Nadrenii Północnej-Westfalii odrzucono sześć procent wniosków, uznanych po części za świadome oszustwo. Np. tylko w rejencji (Regierungsbezirk) Kolonii do „dokładnej weryfikacji” odłożono 5000 wniosków.
Oszustwa na przestojowe
Obserwatorzy spodziewają się też nadużyć przy składaniu wniosków do Agencji Pracy o wyrównania dla pracowników na przestojowym czyli dla pracujących w niepełnym wymiarze czasu (Kurzarbeit). Firma płaci im mniej, a 60 lub 67 proc. tego uszczerbku wyrównuje Agencja Pracy, dzięki czemu firma oszczędza, a pracownicy nie są zwalniani.
Doświadczenie poprzedniego kryzysu, lat 2008/2009, wykazało, że choć przedsiębiorstwa dostawały na swój wniosek wyrównanie dla pracujących krócej, to ludzie ci często pracowali w pełnym wymiarze, albo nie zgadzały się zgłaszane godziny przestojowego.
Ujawniały to późniejsze kontrole i przedsiębiorcy musieli zwracać dotacje, a niejednokrotnie i zapłacić karę. Nie było to zjawisko masowe: wnioski o „Kurzarbeit” złożyło wtedy 160 000 przedsiębiorstw, a postępowaniem karnym objęto na koniec tylko 850 firm.
W czasach zarazy skala jest inna. Do chwili obecnej wnioski o dopłaty za przestojowe złożyło ponad 650 000 firm, znacznie więcej niż w poprzednim kryzysie. Federalna Agencja Pracy (Bundesagentur für Arbeit) ma budżet 26 mld euro, więc dla nikogo nie zabraknie.
Dlatego minister pracy Hubertus Heil zaapelował do pracodawców, by nie zwalniali, by „zatrzymywali swoich zatrudnionych za pomocą przestojowego, bo gdy nadejdą lepsze czasy, będziemy wdzięczni, że znów możemy sięgnąć po sprawdzone załogi”.
Obserwatorzy spodziewają się, że obecna pandemia skłoni wiele firm do nadużyć, bo nie da się lub będzie później trudno sprawdzić, czy np. przy home office ktoś pracował w pełni czy krócej. A praca w domu na dużą skalę, jak wymusza koronawirus, to novum w porównaniu z kryzysami minionych lat.
Pomoc państwa to żer dla przestępców
Tuż przed Wielkanocą zarejestrowano też działania czysto kryminalne. W Nadrenii Północnej-Westfalii eksperci od cyberprzestępczości odkryli istnienie gangu, który w internecie publikował fałszywe strony rządowe dla przedsiębiorców do składania wniosków o pomoc.
Przestępcy przekierowywali pozyskane dane do prawdziwych stron rządowych, zmieniając jedynie numery kont, na które miała wpłynąć subwencja. Za pomocą ukrytego internetu (Darknet) i zakamuflowanych przelewów oraz przemiany w kryptowaluty trudno tych przestępców wytropić.
Według ministra spraw wewnętrznych Nadrenii Północnej-Westfalii, Herberta Reula, ofiarą padło dotąd ponad 4000 przedsiębiorstw. W Krajowym Urzędzie Kryminalnym (Landeskriminalamt – LKA) utworzono specjalną grupę do walki z gangiem, o którym minister Reul powiedział, że to „profesjonaliści, którzy działają bez skrupułów”.
Na razie minister gospodarki Nadrenii Północnej-Westfalii Andreas Pinkwart wstrzymał przyznawanie dotacji; wcześniej wypłacono je 320 000 firm nad Renem i Ruhrą. Prosił o zrozumienie i cierpliwość i obiecał jak najszybsze wznowienie działań pomocowych.
Pandemia objawiła dylemat: działać szybko jak Berlin w myśl zasady, kto szybko daje, dwa razy daje. Czy procedować wolniej i staranniej badać wnioski jak w innych krajach związkowych?
Przestępcy jak widać są wszędzie, ale uczciwych przedsiębiorców jest więcej i szybkie wsparcie – przy należnej bieżącej lub późniejszej kontroli – chyba jest uzasadnione.