Komentarz walutowy na koniec roku

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

kiepas.marcin.admiral.markets.01.265x400Mijający rok był rokiem amerykańskiego dolara. Kolejnym już. Indeks dolarowy wzrósł od początku 2015 roku o prawie 5%, po tym jak w 2014 zyskał 8,9%, a rok 2013 zamknął na niewielkim plusie. W stosunku do złotego zyskał on zaś 10%, rosnąc do 3,90 zł obecnie. W 2016 roku dolar powinien pozostać drogi i na trwałe zagościć powyżej poziomu 4 zł.

Złoty kończy 2015 rok osłabieniem o 10% do amerykańskiej waluty. Jeszcze miesiąc wcześniej było ono znacznie większe, bo za dolara trzeba było zapłacić już prawie 4,06 zł, czyli o 16 groszy więcej niż obecnie.

Polska waluta kończy rok też słabsza do szwajcarskiego franka (o 10,5%, pokłosie styczniowej decyzji Narodowego Banku Szwajcarii o zaniechaniu obrony franka przed umocnieniem) i brytyjskiego funta (o 4,6%), ale za sprawą 12 groszowego umocnienia w drugiej połowie grudnia nieznacznie zyskuje do wspólnej waluty (o 0,6%).

W 2015 roku cieniem na notowaniach złotego kładły się nie tylko czynniki globalne. A więc nie tylko umacniający się dolar, obawy o negatywne konsekwencje rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp procentowych w USA, tanie surowce, obawy przed twardym lądowaniem chińskiej gospodarki, czy też odpływ kapitałów z rynków wschodzących. Mocno ciążyły mu też lokalne tematy. Deflacja w Polsce okazała się być znacznie dłuższa niż pierwotnie zakładano. Początkowo uważano, że zniknie ona jesienią. Następnie zweryfikowano te prognozy i oczekiwano powrotu inflacji w końcówce 2015 roku. Ostatecznie jednak pierwszy dodatni wynik prawdopodobnie zobaczymy dopiero na początku 2016 roku.

Pewnym rozczarowaniem okazała się też dynamika wzrostu gospodarczego.

Jednak z czynników lokalnych w największym stopniu złotemu zaczęła ciążyć krajowa polityka. To stało się widoczne w drugiej połowie roku. Wybory prezydenckie i parlamentarne przyniosły wygraną opozycyjnego Prawa i Sprawiedliwości, które nie tylko ma swojego prezydenta, ale też po wyborach utworzyło samodzielny rząd. Realizacja rozdmuchanych obietnic wyborczych, co wiązało się z nowymi wydatkami socjalnymi z jednej strony, a z drugiej z nałożeniem nowych podatków (podatek bankowy, podatek od supermarketów), wywołało naturalne obawy o budżet i wzrost gospodarczy.

Jednocześnie, wobec wypłaszczania się wzrostu gospodarczego i dłuższego okresu deflacji, inwestorzy zaczęli oczekiwać, że nowa Rada Polityki Pieniężnej (RPP), która już na początku 2016 roku zostanie wybrana przez nową władzę, zdecyduje się na dostosowawczą obniżkę kosztu pieniądza o 25 do 50 punktów bazowych, żeby w ten sposób zwiększyć szanse na szybszy powrót inflacji do celu oraz wesprzeć gospodarkę. To też złotemu ciążyło.

Dodatkowo po wyborach rozpoczęła się w Polsce awantura polityczna wokół Trybunału Konstytucyjnego. To zaś wśród inwestorów zagranicznych wywołuje uzasadnione skojarzenie z sytuacją na Węgrzech po zwycięstwie premiera Orbana, który notabene dla liderów PiS jest wzorem do naśladowania, psując tym samym sentyment do Polski i dając impuls do ostrożnego patrzenia na polskie aktywa.

Krajowa polityka będzie ciążyć złotemu jeszcze w pierwszych miesiącach 2016 roku. Stąd też obserwowane w grudniu jego umocnienie to tylko zwykła realizacja zysków. Dlatego na koniec stycznia, jak również na koniec I kwartału 2016 roku, złoty będzie słabszy niż obecnie.

Z czasem rynki zaczną się oswajać z ryzykiem politycznym, co przy poprawiającej się sytuacji w gospodarce, a także po prawdopodobnym już obniżeniu stóp procentowych przez nową RPP (wówczas obniżka będzie zdyskontowana), zacznie wspierać złotego. Prognozujemy, że euro na koniec przyszłego roku spadnie do 4,15 zł, podczas gdy szwajcarski frank może potanieć nawet do 3,70 zł.

Dalej drogi natomiast pozostanie dolar, który na trwałe powinien zagościć powyżej poziomu 4 zł. Na taki scenariusz wskazuje różnica w polityce monetarnej prowadzonej w USA i Polsce. Podczas gdy Fed będzie dalej podnosił stopy procentowe, w kraju zostaną one obniżone w I kwartale 2016 roku i przynajmniej do połowy 2017 roku pozostaną na rekordowo niskim poziomie. Dlatego prognozujemy, że na koniec przyszłego roku za „zielonego” trzeba będzie zapłacić 4,15 zł.

Największym zagrożeniem dla powyższego, w sumie optymistycznego, scenariusza dla złotego na przyszły rok, jest polityka fiskalna rządu Beaty Szydło. Pewne jest, że pojawią się problemy budżetowe. Póki co zakładamy, że pojawią się one w 2017 roku. I wówczas odbije się to negatywnie na złotym. Gdyby jednak pojawiły się one w przyszłym roku to do powyższych prognozowanych kursów należałoby dodać po 15-20 groszy.

W 2016 roku dużą niewiadomą będzie kierunek w jakim będzie podążał kurs GBP/PLN. Tu wiele zależy od samego funta. Na co zostaną rozłożone akcenty. Czy będą to dobre wyniki brytyjskiej gospodarki, co pozwoli Bankowi Anglii za pół roku podnieść stopy procentowe na Wyspach? I wówczas na koniec 2016 roku za funta możemy zapłacić 6,50 zł. Czy jednak tematem numer jeden będą negocjacje Wielkiej Brytanii i Unią Europejską, a w tle potencjalne wyjście tego kraju z Unii (tzw. BREXIT). To byłoby silnym impulsem osłabiającym funta. Na tyle silnym, że rok 2016 mógłby on kończyć poniżej 5 zł.

Powyższy scenariusz dla złotego, który zakłada jego umocnienie w 2016 do euro i szwajcarskiego franka oraz osłabienia do dolara, jest póki co scenariuszem bazowym. To czy zostanie on zrealizowany zależy od jednego ważnego czynniku, którego teraz nie sposób przewidzieć. Mianowicie, czy rząd premier Beaty Szydło będzie trzymał budżet w ryzach. Czy też już pod koniec 2016 roku on się rozsypie, co wywoła powszechne obawy, stając się impulsem dla inwestorów zagranicznych do omijania Polski szerokim łukiem. Wówczas za euro, dolara i szwajcarskiego franka płacilibyśmy powyżej 4 zł (w dwóch pierwszych przypadkach wyraźnie powyżej). Oceniając prawdopodobieństwo zaistnienia tego alternatywnego scenariusza obecnie nie przekracza ono 15%.

Marcin Kiepas,
Admiral Markets