GOŁY (i wesoły)

GOŁY (i wesoły)
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Kiedy związana z Sopotem poetka i autorka licznych tekstów piosenek, Grażyna Orlińska pisała w zamierzchłej, "słusznie minionej" epoce dla Zbigniewa Wodeckiego tekst swojego wielkiego przeboju "Chałupy welcome to", plaża dla nudystów (niezależnie od otoczki skandalu), stanowiła również pewien sezonowy przejaw buntu (reglamentowanego, ale zawsze) przeciwko polskiej zaściankowości i pruderii. Ale w końcu w tym przypadku pozbawienie się odzienia ograniczone było do określonego, dość wąskiego terytorium, w którym nagość znajdowała swoje uzasadnienie i właściwe miejsce.

Kiedy jednak co roku niewiele  się w sopockim letnim kraj obrazie nie zmienia i widzę  obnażone, spocone  torsy panów, wyposażonych w imponująco rozbudowany mięsień piwny, którzy zdobywają kolejne publiczne przestrzenie w moim mieście  (jak i wielu innych popularnych miejscowościach turystycznych), trudno mi jakoś zrozumieć ten wszechobecny triumf nagości. Jestem bowiem przekonany, iż miejsce nagich ciał, także i tych przyodzianych w skąpe kostiumy kąpielowe jest na plaży, a nie na ulicy, w restauracji czy kawiarnianym ogródku. Dużo oczywiście zależy od właścicieli i gospodarzy  punktów gastronomicznych, którym czasami zysk z kolejnej beczki sprzedanego piwa przesłania na tyle świat, że nie widzą obnażonych brzuchów przy stolikach swojej knajpy, które skutecznie odstraszają dużą część klientów. Gwoli sprawiedliwości –  bywałem jednak kilka razy świadkiem budujących interwencji kelnerów i właścicieli niektórych sopockich lokali, którzy stanowczo i sukcesem doprowadzali do ubrania koszulki niesfornego roznegliżowanego gościa. Najczęściej bowiem ten goły tors idzie bowiem w parze z lekkim „zauroczeniem” alkoholowym i donośnym tubalnym głosem, zatem nie sposób czasami  pozostać obojętnym wobec takich sytuacji. Ostatecznie tacy – zmuszeni do przykrycia swojej wybujałej  nagości koszulą czy choćby zwykłym t-shirtem – klienci nagle pokornieli i stawali się mniej aroganccy, głośni i kłopotliwi dla otoczenia.

Może jestem w tym nieco staroświecki czy wręcz zaściankowy, ale myślę, że taki kurort jak Sopot (choć oczywiście to nie jest tylko problem sopocki) stać na konsekwentną, restrykcyjną  politykę w takim drobnym wymiarze, jak zdyscyplinowanie półnagich turystów, nieco odstraszających tych, którzy w Sopocie szukają nie tylko taniej, nocnej  rozrywki, ale np. wysokiej kultury i dobrego  towarzystwa. Kiedy kilka lat temu proponowałem wszystkim zainteresowanym  wspólną walkę o uwolnienie sopockich przestrzeni od nagich, spoconych torsów, spotkało się to raczej z niechęcią i pewnym takim zakłopotaniem sopockich władz, bo przecież  problem nie istnieje, jest wymyślony, a jego nagłośnienie tylko odstraszy  turystów. Może pora jednak postawić na bardziej wyrafinowanego turystę z klasą, bo sopocka marka zobowiązuje?   W tym roku podobno jednak nareszcie  dostrzeżono ten problem i trwają przymiarki do jego „rozwiązania”.  Tylko dlaczego odnoszę wrażenie, że działania w tej materii są raczej pozorowane i nikomu tak naprawdę na tym nie  zależy?

Wojciech Fułek