Banki jak żaby w garnku
Nie wiadomo jeszcze po czyjej stronie jest racja, ale starania bankowości jako takiej o utrzymanie pozycji konkurencyjnej muszą być podwojone, potrojone, a być może jeszcze bardziej, żeby nie zaczęły schodzić powoli na karty historii.
Trwa podgryzanie banków przez shadow banking i rynki finansowe
Z Kanady dotarła np. wiadomość, że sześć największych funduszów emerytalnych dysponujących aktywami o wartości 1,3 biliona (1 300 mld) dolarów kanadyjskich postanowiło zwiększyć swoje zaangażowanie w sektorze private credit, a takie posunięcia czynią uszczerbek w pozycji konkurencyjnej tradycyjnej bankowości. Tu więcej o private credit.
Canada Pension Plan Investments zamierza podwoić swoje zaangażowanie w private credit. Podobne, choć mniej spektakularne zamiary, ma pozostała piątka.
Cytowany przez Reuters szef inwestycji funduszu HOOPP zauważa, że zwroty z przedsięwzięć private credit są wprawdzie „w ścisłym związku ze zwrotami z akcji” (ach, ten ezopowy język), ale private credit jest bezpieczniejszy.
„Głębokie kieszenie” lubią ten kierunek coraz bardziej. Rzecznik funduszu BCI oznajmił, że „z optymizmem myśli o stałym wzroście” długu prywatnego.
Rośnie niebankowy sektor finansowy
Firma Prequin podziela tę opinię. W jej symulacjach aktywa private credit miałyby urosnąć z 1,5 bln dol. w 2022 r. do 2,8 bln (2 800 mld) dol. w 2028 roku.
Zaniepokojeni są natomiast regulatorzy finansowi niechętni rozwojowi przedsięwzięć zacienionej bankowości (shadow banking), w tym private credit. Podkreślają w tym kontekście, że wg Financial Stability Board, niebankowy sektor finansowy zgromadził 218 bilionów (218 000 mld) dolarów, co stanowi już niemal połowę wszystkich globalnych aktywów finansowych.
W USA firmy zamieniają pożyczki bankowe na pożyczki w formie obligacji przedsiębiorstw (corporate bonds). Tylko przez trzy tygodnie stycznia tego roku solidne spółki znalazły nabywców na własne obligacje o łącznej wartości 150 mld dolarów.
The Financial Times podkreślił, że to najgorętsze otwarcie roku na tym rynku od trzech dekad. Widać to najwyraźniej na diagramie opublikowanym przez tę gazetę.
Mechanizm obecnego boomu jest logiczny. Stopy procentowe w USA spadły, ale wszyscy oczekują, że zejdą znacznie niżej. Obligacje wystawiane teraz na rynek dadzą zatem wyższy zarobek niż te, które będą oferowane za np. pół roku, więc trzeba korzystać z okazji.
Wiadomo, że nic nie wiadomo
Wielcy świata wielkiej polityki i jeszcze większego biznesu tłoczyli się, jak zwykle od lat, w Davos. Obserwator wysłany do Szwajcarii przez McKinsey zauważył poprawę nastrojów bankierów i w ogóle w świecie interesów.
Przyczyna podnoszenia nosów z kwinty przez zarządców banków jest nieoczywista. Biorą za dobrą monetę obniżkę stóp procentowych, choć dzięki ich wzrostowi banki zarabiały, ile tylko wlezie. Górę nad doraźnymi korzyściami biorą jednak w ich ocenie lepsze przy niskich stopach szanse zapobieżenia kłopotom gospodarczym.
Potencjalne zawirowania w gospodarce nasiliłyby bowiem podatność kredytobiorców na niewypłacalność i skutkowałyby zawężeniem możliwości udzielania nowych pożyczek przez banki. Mniej pożyczek i kredytów byłoby zaś z oczywistą szkodą dla banków
W ocenie wysłannika McKinsey biznes zwraca uwagę na kruchość czynników makroekonomicznych gospodarczego. Z perspektywy banków istotne jest wypłukanie wielkiej części oszczędności konsumentów kupujących na potęgę po wstrzemięźliwości wymuszonej przez pandemię.
W obliczu bardzo znacznego pogorszenia przewidywalności w geopolityce, wielkie korporacje zaangażowane w skali globalne, w tym banki, zachowują spokój, dmuchając na zimne. Ich ofensywa pro-wzrostowa jest więc a najbliższych miesiącach nieprawdopodobna.
Pasują tu jednak słowa Johna Kennetha Galbraitha – ekonomisty wielkiej kiedyś sławy, że „jedyną funkcją prognoz w sprawach gospodarki jest przydawanie szacunku astrologii”.