Niech elektryki poczekają
Według Instytutu Samar w 2018 r. zarejestrowano 637 aut na prąd. Ma jednak ruszyć ich produkcja. Jest kontrolowana przez koncerny energetyczne spółka Electro Mobility Poland, do produkcji przymierza się firma EDAG Engineering Polska. Projektów na razie jakoś nie widać, a jeśli obie firmy będą działać jak nie przymierzając Ursus…
W lutym oferta konsorcjum, w którego skład wchodzą m.in. Ursus oraz jego spółka zależna Ursus Bus, zostały wybrane w przetargu rozpisanym przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, dotyczącym opracowania i realizacji ponad tysiąca autobusów elektrycznych. Wartość kontraktu – ponad 3 mld zł.
Tymczasem Ursus Bus ma kłopoty z realizacją znacznie mniejszych zamówień – spółka straciła w marcu kontrakt na dostawę… pięciu elektrobusów dla Katowic! Przekroczyła terminy dostaw. No, jeśli przy pięciu jej się to udało, to przy ponad tysiącu – i to jeszcze nie opracowanych…
No to umówmy się, że milion elektrycznych samochodów to u nas będzie wtedy, kiedy Niemcy zaczną się pozbywać starszych modeli eletryków. Tak gdzieś w połowie wieku.
Może i dobrze, że tak późno. Bo elektryczne auto jest ekologiczne dlatego, że jeździ na prąd. Czyli jeździ na prąd, więc jest ekologiczne. Owszem, ale nie u nas. Bo polski prąd nie jest przecież ekologiczny.
Jak podał kiedyś portal moto.wp.pl, firma doradcza A.T. Kearney wyliczyła, że wytworzenie 1 kWh energii elektrycznej z tego surowca wiąże się z emisją 650 g dwutlenku węgla. Biorąc pod uwagę fakt, że przeciętny elektryk zużywa 16 kWh prądu na 100 km, to na tym dystansie tak naprawdę „emituje” 10,4 kg CO2.
Po 104 g na każdy kilometr, czyli podobnie jak wiele aut benzynowych i więcej niż choćby auta hybrydowe.
Czyli niech sobie firmy projektują, byle nie za szybko. Kiedy polski prąd będzie ekologiczny, to i elektryczne samochody będą. Kiedyś.