Pierwsza po świętach niedziela bez handlu
Główna ulica wsi, a przy niej szkoła – znana wszystkim, bo tu się głosuje we wszelkich możliwych wyborach. Apteka, kilka większych sklepów spożywczych. Przeszkolone, jasne, klimatyzowane pawilony. Dzisiaj nieczynne.
Pierwszy upał w tym roku. Przy jedynym czynnym w okolicy sklepie matki z dziećmi, spragnieni napojów rowerzyści, ojcowie wysłani na zakupy. Ja mam kupić 5 kajzerek.
Mam problem z wejściem do małego samoobsługowego pawilonu. Kolejka klientów wypełnia trzy maleńkie korytarze między półkami. W drzwiach stoi może 10-cio letnia dziewczynka.
– Wychodzisz? , Dziecko najwyraźniej nie wie o co pytam. W końcu kręci głową: Nie, ja tu czekam z mamą. W końcu udaje mi się wejść do sklepu, zgarnąć z półki 5 kajzerek i ustawić się w kolejce.
Ludzie w sklepie potykają się o poustawiane w wąskich korytarzach między półkami zgrzewki z napojami. Sklep nie ma klimatyzacji. Gorąco. Nikt nie narzeka. Choć zapewne wszyscy mają świadomość, że kolejne niedziele też będą bez normalnego handlu.
Stoję pół godziny. Za ladą kobieta i mężczyzna w wieku przedemerytalnym. To zapewne właściciele sklepu. Nigdy ich w tym sklepie przed tym nie widziałem. Przyjmowanie pieniędzy idzie im dość ślamazarnie. W końcu moja kolej. Wyciągam banknot 50-cio złotowy. Pani mówi – 24 złote. Chwila konsternacji – mąż poprawia 2,40. I uśmiecha się przepraszająco.
-Sam pan widzi co tu się dzieje.
Ale nie wygląda na niezadowolonego. Takich obrotów tu nigdy na pewno nie było.
Chcąc być uprzejmym dodaje – To przecież niedziela, nikomu nigdzie się nie śpieszy.
Widać jednak, że jest zmęczony. Gdyby poczuł się słabo, mógłby pójść do apteki. Ale ta przecież dzisiaj jest zamknięta. Za apteką, szkoła. Kolejkowicze już niedługo ją odwiedzą.