Człowiek sukcesu, czy człowiek wartościowy?
Jakbyś nie stał, d.... i tak z tyłu - to jedno z nielicznych trafnych i zawsze prawdziwych powiedzeń. I nawet najsprawniejszy akrobata nic na to nie poradzi. Co więcej, ta może nie najszlachetniejsza część ciała jest wręcz niezbędna do życia. Przecież podczas najbardziej nawet błahych rozmów nie da się usiąść na twarzy. Choć tę - tak podczas najbłahszych, jak najważniejszych rozmów - łatwiej niż d.... stracić.
Zwłaszcza gdy nieopatrznie zdradzi się swoje na pewnych ludzi czy zdarzenia przemyślenia, za nic mając to, co w jednym z wywiadów rzekł Andrzej Sapkowski (polski pisarz fanatsy): poglądy są jak d…, każdy jakieś ma, ale po co od razu pokazywać… No właśnie po co? Czy nie lepiej wsłuchać się w złotą myśl Karla Krausa (austriackiego dramaturga, poety i publicysty): Dobre poglądy same w sobie są bezwartościowe. Ważne jest, kto je posiada.
Broń Boże, nie mam zamiaru wychwalać tu chwiejnego charakteru. Zbyt wielu już bowiem takich, co dla jakiejkolwiek korzyści czy chwilowego gdziekolwiek zaistnienia gotowi są wyrzec się nawet swych niegdysiejszych przyjaciół bądź dobrodziejów. Rację miał Mark Twain (dokładniej Samuel Langhorne Clemens, amerykański pisarz pochodzenia szkockiego), zapisując następującą sentencję: Jeśli przyjmiesz do siebie zabiedzonego psa i sprawisz, że zacznie mu się dobrze powodzić – nie ugryzie cię. Na tym polega zasadnicza różnica między psem a człowiekiem.
Osobliwa rzecz, że przyjaciel może być fałszywy, a nieprzyjaciel nigdy – nie sposób nie zgodzić się tu z Fortunatem Alojzym Gonzagą Żółkowskim (polskim aktorem i pisarzem). Zwłaszcza dziś, gdy tak modne stało się strojenie w cudze piórka. I podpinanie pod zdanie innych. Tylko czy taka powinna być cena zaistnienia i sukcesu? Czy nie miał racji Albert Einstein, mówiąc: Nie staraj się zostać człowiekiem sukcesu, lecz człowiekiem wartościowym…