Większość obligacji skarbowych już nie chroni przed inflacją

Większość obligacji skarbowych już nie chroni przed inflacją
Fot. stock.adobe.com / AgataK
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Od kilku promili do niewiele ponad 3% w skali roku - de facto takie właśnie oprocentowanie proponuje nam minister finansów sprzedając obligacje skarbowe. Ale i tak nie narzeka na liczbę chętnych na te papiery. Sprzedaż w lipcu znowu może być lepsza niż przed miesiącem - wynika z danych zebranych przez HRE Investments.

#BartoszTurek: Gdy oprocentowanie skorygujemy o #Podatek, to w większości przypadków #ObligacjeSkarbowe nie pozwalają liczyć na to, że uda się dzięki nim zachować siłę nabywczą oszczędności #Depozyty #Inflacja #StopyProcentowe @HeritagePolska @nbppl

1,25 mld złotych – tyle warte były detaliczne obligacje skarbowe kupione przez Polaków w czerwcu 2020 roku. To o 41% lepszy wynik niż w maju. Wszystko wskazuje, że lipiec będzie również miesiącem stanowczej odbudowy popytu na papiery oferowane przez ministra finansów.

Z danych zebranych przez HRE Investments wynika bowiem, że w lipcu popyt na obligacje znowu jest o około 1/3 wyższy niż miesiąc wcześniej – tak przynajmniej sugerują dane z pierwszej połowy lipca.

Większość obligacji nie pokona inflacji

Czemu te papiery zdobywają serca Polaków? Po pierwsze wymagają niewiele zachodu – oferta jest rzadko zmieniana, a zasady działania i sposoby zakupu proste. Do tego, choć oprocentowanie nie powala na kolana, to i tak jest ostatnio znacznie lepsze niż to, co proponują banki w ramach tradycyjnych lokat.

Rodzi to oczywiście ryzyko, że minister finansów znowu postanowi ograniczyć atrakcyjność swojej oferty. Na razie jednak trzymiesięczne papiery są oprocentowane na 0,5% w skali roku, a „dwulatki” ‒ 1% w skali roku. Od tych skromnych odsetek trzeba jeszcze zapłacić podatek.

Najmniejszą popularnością cieszą się „trzylatki”. W ich przypadku przez pierwsze 6 miesięcy zostanie nam naliczone 1,1% odsetek, a potem oprocentowanie zależeć będzie od stawki WIBOR 6M. Ta w ciągu najbliższych 3 lat może nie przekroczyć nawet poziomu 0,5%. Dlatego istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że papiery te pozwolą sensownie zarobić.

Czytaj także: Projekt zmian ustawy o obligacjach przekazany do konsultacji

Warte uwagi są za to obligacje indeksowane inflacją, czyli takie, w których oprocentowanie zależy od tempa wzrostu cen w sklepach. Najpopularniejsze są w tej grupie papiery czteroletnie. Dają zarobić 1,3% w pierwszym roku, a potem 0,75 pkt. proc. ponad inflację.

Biorąc pod uwagę projekcję inflacji NBP oraz cel inflacyjny RPP można z dzisiejszej perspektywy szacować, że papiery te będą oprocentowane w całym horyzoncie inwestycji tylko na około 1,84% w skali roku (po opodatkowaniu).

W przypadku obligacji dziesięcioletnich ten wynik jest trochę wyższy i wynosi prawie 2,6% ‒ takiego przeciętnego oprocentowania po potrąceniu podatku można się dziś spodziewać biorąc pod uwagę to, że w pierwszym roku naliczonych zostanie nam 1,7% odsetek, a potem oprocentowanie będzie wyższe od inflacji o 1 pkt. proc.

Najlepiej oprocentowane są papiery dwunastoletnie. W ich przypadku w pierwszym roku możemy liczyć na 2% odsetek, a potem 1,5 pkt. proc. ponad inflację. W sumie więc z dzisiejszej perspektywy możemy spodziewać się tego, że przez 12 lat skorzystamy z przeciętnego oprocentowania na poziomie około 3,1% w skali roku (po opodatkowaniu). Niestety – jak sama nazwa wskazuje ‒ w te papiery trzeba zainwestować na 12 lat, ale też kupić je mogą tylko beneficjenci programu 500+, i to tylko za kwotę, którą wcześniej otrzymali w ramach tego świadczenia.

Widać więc, że oferta raczej nie rozpieszcza inwestorów. Jak łatwo zauważyć, gdy oprocentowanie skorygujemy o podatek, to w większości przypadków obligacje skarbowe nie pozwalają liczyć na to, że uda się dzięki nim zachować siłę nabywczą oszczędności.

Spodziewana inflacja (tę NBP optymistycznie prognozuje na 2,8% 2020 roku, 1,3% w 2021 roku i 1,8% w 2022 roku) czy cel inflacyjny RPP (2,5%) każą sądzić, że przeważnie ceny w sklepach i punktach usługowych będą rosły szybciej niż minister finansów będzie doliczał odsetki do pożyczonego mu kapitału.

Czytaj także: Na czym chcą zarabiać banki w dobie zerowych stóp procentowych?

Cięcia sprzyjają popytowi

Warto przypomnieć, że ostatnie miesiące były bardzo ciekawe również dla tak z pozoru nudnego rynku, jakim jest rynek obligacji skarbowych. Trzy pierwsze miesiące roku przyniosły bardzo dobre wyniki sprzedaży detalicznych papierów na powtarzalnym poziomie ponad 2 mld złotych miesięcznie.

Potem, gdy pod koniec kwietnia Polacy dowiedzieli się o planowanym od maja cięciu oprocentowania papierów skarbowych, minister finansów został zalany zleceniami zakupu obligacji. Sytuacja trwała zaledwie kilka dni, a i tak sprzedaż poszybowała, przekraczając 5,4 mld złotych.

Jak można się było spodziewać – w maju wyniki były już znacznie gorsze. Znaleźli się bowiem chętni na papiery warte mniej niż 0,9 mld złotych. Czerwiec (z wynikiem na poziomie 1,25 mld zł) pokazał już jednak, że nawet ścięte w maju oprocentowanie staje się coraz bardziej atrakcyjne w obliczu pogarszającej się oferty depozytowej banków.

Wszystko wskazuje na to, że dane za lipiec będą jeszcze lepsze, a wartość sprzedanych obligacji detalicznych może znowu być w okolicach 1,5 ‒1,7 mld złotych.

Czytaj także: Sześć banków z mandatem na organizację emisji trzyletnich euroobligacji

Niestety, poprawiające się wyniki sprzedaży obligacji są najlepszym dowodem na to, że rośnie nam ryzyko kolejnej redukcji oprocentowania detalicznych obligacji skarbowych.

Warto więc obserwować komunikaty o planowanych nowych emisjach. Te pojawiają się zawsze pod koniec miesiąca i mówią o tym, na jakich warunkach będą sprzedawane papiery nowej emisji.

Bartosz Turek,

analityk HRE Investments.

Źródło: aleBank.pl