Wciąż poniżej 1200 dolarów za uncję złota

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

teklinski.michal.mennica.wroclawska.01.267x400Pierwszy tydzień grudnia minął pod znakiem sporych, bo aż dwuprocentowych wzrostów wartości złota. Kruszec wyceniany jest jednak wciąż poniżej 1200 dolarów za uncję, głównie ze względu na lepsze dane z amerykańskiego rynku pracy.

Raport Departamentu Pracy był bardzo dobry. Co prawda stopa bezrobocia utrzymała się na poziomie 5,8 procent (zgodnie z rynkowym konsensusem), tak o wiele lepsze okazały się wskaźniki obrazujące dynamikę zatrudnienia. Zmiana w sektorze pozarolniczym wyniosła w listopadzie aż plus 321 tysięcy, wobec 234 tysięcy w poprzednim miesiącu i oczekiwanych 232 tysięcy. Ekonomiści wyliczyli, że był to najmocniejszy wzrost zatrudnienia od stycznia 2012 roku i równocześnie pięćdziesiąty miesiąc wzrostu z rzędu.

Dobre dane z rynku pracy to mocny argument przemawiający za zacieśnianiem polityki monetarnej w USA, której coraz mocniej domaga się część ekonomistów. Również w piątek na łamach The Wall Street Journal pojawiła się analiza mówiąca o tym, że optymalnie byłoby rozpocząć cykl podnoszenia stóp procentowych… już teraz. Zdaniem przepytanych przez dziennikarzy ekspertów, owocowałoby to spadkiem bezrobocia do jeszcze niższych poziomów oraz utrzymaniem się wskaźnika wzrostu cen w długim terminie na poziomie dwóch procent.

Ciężka więc decyzja przed członkami FOMC. Wydaje się, że podczas najbliższego posiedzenia 17 grudnia będą próbowali doprecyzować kiedy zdecydują się na podniesienie stóp. Dlatego w nadchodzących dniach warto będzie śledzić przemówienia ekonomistów amerykańskiej Rezerwy, zwłaszcza tych „gołębich”. Jeśli w ich słowach będzie można odczuć pewną zmiane, będą to bardzo mocne sygnały, że jak do tej pory mocna frakcja zaczyna się kruszyć. Rynkowy konsensus zakłada, że koszt pieniądza w USA pójdzie w górę w marcu przyszłego roku.

W sukurs zwolennikom jastrzębiej polityki monetarnej idzie – oprócz wracającego na prostą rynku pracy USA – sytuacja na rynku ropy. Miniony tydzień po raz kolejny upłynął pod znakiem spadków jej wartości, tym razem o dwa procent. Liczba ta jednak nie oddaje tego, co faktycznie dzieje się z cenami. W ciągu 14 dni kurs spadł bowiem o niemal 15 procent, a w ciągu ostatnich pięciu miesięcy o około 40 procent, do około 70 dolarów za baryłkę. Taniejąca ropa zdecydowanie ogranicza presje inflacyjne przez co w teorii niekorzystnie przekłada sie na notowania złota.

Dlaczego ropa tak mocno tanieje? Odpowiedzi na to pytanie należałoby szukać wśród wielu przyczyn, od globalnego spowolnienia gospodarczego, nawet po kryzys polityczny na linii Rosja-Ukraina. Bezpośrednio jednak wszystko zależy od oczywistych praw rynku, a więc relacji popytu i podaży. Od dłuższego czasu mamy do czynienia z bardzo dużą ilością surowca, głównie ze względu na wracającą po rewolucji na prostą gospodarkę Libii (jeszcze kilka lat temu kraj ten odpowiadał za 3 procent światowego wydobycia) oraz rozpoczęcia wydobycia w USA.

Czynnikiem zapalnym w ostatnich miesiącach jest jednak przede wszystkim postawa Arabii Saudyjskiej (złoża w tym kraju szacowane są na jedną czwartą złóż światowych), czyli najważniejszego członka kartelu OPEC. Mimo wspomnianych czynników i mimo że to czołowy producent, Arabia nie zdecydowała się on na ograniczenie produkcji. Niskie ceny wydają się być w tej chwili dla kraju atrakcyjne. Po pierwsze ze względu na rewolucję łupkową w Stanach – mogą zahamować sporą część inwestycji i osłabić ogromnego konkurenta. Wydaje się też, że chodzi o Rosję, kolejnego wielkiego gracza, który nie radzi sobie z zachodnimi sankcjami i obroną rubla. Arabia Saudyjska wydaje się próbować wykorzystać ten moment, żeby osłabić jego pozycję również na rynku wydobycia ropy.

Michał Tekliński
Mennica Wrocławska