Twarz wróćmy słowom…

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

"Inteligencie, wstydź się Waść, nie pozwól sobie śpiewki kraść!"- tymi słowami Wojciech Młynarski podsumował swego czasu wypowiedzi polityków, którzy dla swoich partykularnych interesików próbowali znaleźć alibi w postaci ponadczasowego szlagieru "Róbmy swoje".  Słowa wybitnego satyryka przyszły mi na myśl podczas wczorajszego Kongresu Gospodarki Elektronicznej - choć temat poruszany podczas ostatniej sesji miał charakter jak najbardziej poważny, by nie rzec: fundamentalny.

Niespełna godzinna debata, moderowana przez prezesa ZBP, była dla wszystkich szansą na przypomnienie sobie pewnego tyleż oczywistego, co bezdyskusyjnego faktu: ani smartfon, ani odrzutowiec, ani nawet wyprawy kosmiczne nie są tym, co gatunkowi Homo sapiens daje szczególną pozycję pośród wszystkich innych form żywych istniejących w całym Wszechświecie.

Tym zaszczytnym wyróżnikiem jest zdolność do niezwykłej wręcz empatii i poczucia ogólnoludzkiej jedności – przejawiające się właśnie w dążeniu, by świat był w równym stopniu dostępny dla tych, których nieubłagana genetyka bądź dramatyczne zdarzenie pozbawiły pełnej sprawności. To, co dla tych ludzi jest w stanie stworzyć synergia świata nauki i biznesu, jest daleko bardziej niesamowite aniżeli najśmielsze fantazje autorów powieści science-fiction – a przy tym dalece bardziej optymistyczne aniżeli – nierzadko złowrogie – wizje literatów. Słuchając o technologiach, umożliwiających osobie sparaliżowanej swobodne korzystanie z komputera przy pomocy ruchu powiek mimo woli przychodził na myśl Stephen Hawking – geniusz, który właśnie dzięki dorobkowi innych geniuszy jest w stanie przekazać światu spuściznę swego jakże nieprzeciętnego umysłu. Jako zagorzały i nieprzejednany fan motoryzacji z prawdziwą radością usłyszałem o jakże ambitnym projekcie, który pozwoli również ludziom niewidzącym odczuwać tę niezwykłą frajdę, jaką daje kierowanie samochodem. Słysząc o tym, że pod względem dostosowania architektury do potrzeb niepełnosprawnych Warszawa już dawno prześcignęła Brukselę nietrudno dojść do wniosku, że właśnie tutaj – a nie w sierpniowym rozpamiętywaniu kopania rowów na 10 pokoleń pomiędzy Polską a jej wschodnim sąsiadem za cenę przeszło 200 tysięcy istnień ludzkich – należy szukać fundamentów dla nowoczesnego, polskiego patriotyzmu I choć debata wskazała wiele miejsc, gdzie rzeczywistość dalece odbiega od ideału – wydaje się, że dla narodu który zainicjował upadek bloku wschodniego i jako jedyny w całej Wspólnocie odnotowywał wzrost gospodarczy w dobie kryzysu usuwanie tych ostatnich „trzech schodów” nie powinno stanowić wyzwania ponad siły.

Co jednak z tym wszystkim ma wspólnego – zacytowany na wstępie – apel Wojciecha Młynarskiego? Ano właśnie. Nawet tak jednoznacznie wzniosłe działania jak uczynienie świata dostępnym dla ludzi z niepełnosprawnościami mogą stanowić pretekst dla wylewania kubłów pomyj przez co poniektórych populistycznych politykierów. I nie chodzi mi tu o ugrupowania neonazistowskie, dla których eugenika, wraz z rasizmem czy militaryzmem, stanowi fundament ich opętańczej „doktryny”; przy całym potępieniu dla tego rodzaju praktyk, nie sposób wszakże odmówić skinheadom konsekwencji. Kiedy jednak osobnik podający się wszem i wobec za  l i b e r a ł a  wypowiada swe ordynarne sofizmaty na temat idei integracji czy paraolimpizmu – Szanowni Państwo, wówczas odpowiedzią nie mogą być li tylko ironiczne uśmieszki czy ukradkowe rysowanie kółka na czole. Czas przypomnieć sobie słowa wyśmienitego satyryka – i nie pozwolić na ordynarny rabunek w biały dzień idei, dla której współczesna gospodarka w zasadzie nie ma alternatywy! Jeśli pozwolimy na to, by w miejsce pojęcia „społeczna gospodarka rynkowa” kwitła opinia o niemożności pogodzenia ze sobą humanizmu i wolnego rynku – to zginiemy my i pchły nasze, jak to mawiał nieodżałowany imć Onufry Zagłoba.

Niestety, efekty takiego myślenia stają się już obecne w społecznej świadomości. Określenie „liberał” brzmi nad Wisłą w jakże wielu środowiskach niczym największa obelga, kojarząc się w najlepszym razie z „wilczym kapitalizmem”. A to najprostsza droga do tego, by w miejsce społecznej gospodarki rynkowej zaproponować gospodarkę socjalistyczną – rzecz jasna z wolnym rynkiem nie mająca nic wspólnego. Liczą na to po cichu choćby najróżniejsi przysięgli i zaprzysięgli, zdaniem których za ich osobiste niepowodzenia w biznesie bądź wyborze życiowej partnerki pełna odpowiedzialność ponosi wolny rynek – a sektor finansowy w szczególności. Takie patologie – to nic innego, jak w linii prostej wynik traktowania z przymrużeniem oka osób traktujących dziedzictwo Adama Smitha, Ludwiga Misesa i Miltona Friedmana jako szyld, służący prezentacji poglądów, najłagodniej mówiąc, oślich – choć pewnie niejaki Kłapouchy, stworzenie melancholijne i skłonne do głębokiej refleksji nad losami tego świata, poczułby się takowym porównaniem dotknięty do żywego.

Ten grzech zaniedbania musimy wykorzenić już dziś. Czas na kampanię uświadamiająca Polakom, czy jest prawdziwy liberalizm, społeczna gospodarka rynkowa, wolny rynek. Młode pokolenie musi wychodzić ze szkół z niezachwianym przeświadczeniem, że „załatwianie” zwolnień lekarskich, rent czy żerowanie na systemie opieki społecznej pomimo możliwości podjęcia pracy – to nie „zaradność życiowa”, jeno najohydniejsze pod słońcem okradanie tych, którzy faktycznie potrzebują owego wsparcia, między innymi niepełnosprawnych. Podobnie napiętnowane być powinno okradanie swego pracodawcy – motywowane jakże szatańskim sofizmatem, że „przecież na biednego nie trafiło…”

„Twarz wróćmy słowom, bo bez twarzy/ Największe słowo nic nie waży” – tak brzmią dalsze słowa cytowanego na wstępie utworu. Zaiste – nic dodać, nic ująć. Zatem, Panie i Panowie – do dzieła!!!