Strzeżcie się Greków…

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

gdy przynoszą dary. To powiedzenie stare, jak Iliada Homera, nabiera współcześnie nowego znaczenia. A wszystko za sprawą zwycięskiej w ostatnich wyborach partii Syriza i jej charyzmatycznego przywódcy, od niedawna greckiego premiera.

To on bowiem najpierw rozbudził nadzieje rodaków, w tym zwłaszcza młodych dotkniętych bezrobociem na masową skalę, zapowiadając koniec z polityką oszczędności i zaciskania pasa. W składaniu nierealistycznych obietnic nie przeszkodziło Aleksisowi Ciprasowi zadłużenie sięgające 385 miliardów euro, stanowiące 175 proc. wartości greckiego PKB.

W Brukseli używał już innej retoryki prosząc o czas wytchnienia, w efekcie czego ministrowie finansów Wspólnoty na nadzwyczajnym spotkaniu przedłużyli kredytowanie dumnych synów Hellady o kolejne cztery miesiące. Owe cztery miesiące opatrzono szeregiem obwarowań i wezwań, ale decyzja, która miała w równej mierze polityczny, co ekonomiczny charakter przyniosła ulgę wszystkim.

Grecy kupili sobie czas i środki niezbędne do dalszego funkcjonowania, a Europa zyskała spokój tak potrzebny w obliczu wydarzeń wokół Ukrainy i zagrożeń jakie niesie ekspansja islamistów, proszę nie oczekiwać, że użyję terminu państwo w odniesieniu do tych, którzy obcinają głowy chrześcijańskim Koptom, zwłaszcza dla krajów południa naszego kontynentu. Z dzisiejszej perspektywy wypchnięcie Grecji poza eurostrefę nie wydaje się już tak dramatycznym krokiem, jak jeszcze miesiąc temu, acz ani Grekom, ani Europie tego nie życzymy.

Również we własnym dobrze pojętym interesie, bowiem sytuacja niepewności, z jaką mieliśmy do czynienia od momentu politycznego przesilenia w Grecji,  nie służyła dobrze złotemu. Tak czy inaczej wszyscy odetchnęli z ulgą, pytanie tylko na jak długo.

Konia z rzędem temu, kto prawidłowo oszacuje dalszy rozwój sytuacji, zwłaszcza, że nadzieje jakie rozbudził premier o urodzie Gregory’ego Peck’a będzie musiał sfinansować minister finansów Yanis Varoufakis. Ma on jednak świadomość, że Europejski Fundusz Stabilności Finansowej, będzie bacznie śledził każdy krok tego profesora ekonomii o wyglądzie rosyjskiego mafiosa. Jego akademickie przygotowanie i wiedza wyniesiona z brytyjskich uczelni w Essen i Birmingham, nie gwarantują tym razem sukcesu. Zwłaszcza, że na ręce będzie mu patrzył niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble, w przeszłości również minister spraw wewnętrznych, z lubością powtarzający przywołany przeze mnie w tytule cytat..