Prezent od Zgrywusa

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Bohater ponadczasowej bajeczki o Smerfach - niejaki Zgrywus - miał w zwyczaju wręczać komu popadnie pokaźnych rozmiarów pudełko z równie wielką kokardą. Biada obdarowanemu, który pociągnąl za wstążkę, w nadziei na sowity upominek! Wewnatrz opakowania ukryta była bowiem petarda, której wybuch okrywał nieszczęśnika tumanami sadzy - wywołując równoczesny paroksyzm śmiechu u niebieskiego huncwota. Stokroć śmieszniejszy od samego "upominku" był wszakże jeden fakt: wyczyny Zgrywusa i jego wybuchowe prezenty znane były w całej wiosce smerfów od niepamiętnych czasów - a jednak każdy z bohaterów, próbując otworzyć pudełko miał taką minę, jakby naprawdę spodziewał się, że TYM RAZEM trafi na coś innego niż do tej pory...

Tak niewyobrażalna łatwowierność nie jest – niestety – wyłącznie domeną postaci z filmu rysunkowego. Od wielu już lat ostrzega się bowiem osoby starsze przed… oszustwami metodą „na wnuczka”. Sposób to nikczemny i podstępny, choć był takim w szczególności w chwili, kiedy pierwsi „wnuczkowie” wykręcali telefony do niczego nieświadomych seniorów. Dziś – dosłownie – nie sposób otworzyć puszki szprotek, by nie natknąć się na ostrzeżenie przed „fałszywym wnuczkiem”. Prasa i telewizja, radio i naklejki na windach, tablice reklamowe w autobusach i na przystankach – dosłownie wszędzie znajdziemy przestrogi przed złodziejskimi szajkami, które jako swój target upodobały sobie ludzi starszych. I co? Każdego roku policyjne statystyki z poszczególnych województw informują o co najmniej kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset przypadkach wyłudzenia „na wnuczka” właśnie. Dodajmy, że na policję zgłaszane są z reguły przypadki, kiedy nieszczęsny senior za sprawą cynicznych gagatków utracił większą część zgromadzonych oszczędności – a stanie się jasnym, iż liczbę takich wyłudzeń w skali ogólnopolskiej idzie w grube tysiące. A to oznacza jedno – każdego dnia kilkuset seniorów płci obojga pociąga za wstążkę, spodziewając się w zasadzie nie wiadomo czego – niczym szacowna matrona w poprzednim jeszcze systemie polityczno-gospodarczym:

– O, panowie z ZURT -u! – zakrzyknęła widząc dwóch facetów mocujących się z kolorowym Rubinem na schodach. – Weźcie może przy okazji i mój telewizor, znowu trzeba coś wyregulować w tym gruchocie – powiedziała, a włamywacze (bo rzecz jasna nie byli to żadni serwisanci) jeszcze przez parę dni nie mogli uwierzyć, jak szybko i bezstresowo zduplikował się im – jakże deficytowy w tamtej epoce – łup…

Cóż w takich sytuacjach poradzić można emerytom, aby nie byli bezbronni wobec ordynarnych oszustw? Po pierwsze – rozsądek i zimna kalkulacja powinna zawsze wygrywać z emocjami – bo w jakiej tak naprawdę sytuacji pieniądze na leczenie ofiary wypadku potrzebne są  tu i teraz? Również w bajeczki o porwaniu trudno uwierzyć, jeśli jedyne aktywa ukochanego wnuczka stanowi nadgryziony przez rudą Daewoo Matiz, równie wymęczony przez los rower z hipermarketu czy wreszcie mieszkanie kupione na kredyt hipoteczny, którego przejęcia raczej żaden porywacz przy zrdowych zmysłach nawet nie będzie usiłować. Jeśli natomiast przyczyną utraty oszczędności życia był telefon od „wnusia” w sprawie wyjątkowo fartownej inwestycji na rynku kapitałowym – tak, tak, to jedna z częstszych przyczyn wyłudzeń – oznaczać to może tylko jedno: ktoś tu naprawdę uwierzył w krasnoludki. Przepraszam – smerfy…

W różnego typu „prezenty Zgrywusa” wierzą tymczasem nie tylko seniorzy – a może raczej należałoby powiedzieć: to nie seniorzy stanowią główną grupę osób przekonujących samych siebie, że absurdalna i na pierwszy rzut oka niewiarygodna hucpa stanowi życiową szansę. Kto przy zdrowych zmysłach jest w stanie uwierzyć, że prześladowany przez afrykański reżim potomek książąt krwi jakims cudem odnalazł kontakt do Jana Kowalskiego, zamiszkałego w Garwolinie, Tomaszowie Lubelskim opcjonalnie Murowanej Goślinie – i prosi tegoż o przysługę przesłania epńtch danych dostępowych do rachunku bankowego, za co odwdzięczy się przelewem opiewającym na miliony dolarów? Powiedzmy wprost: tu nie wystarczy już być niefrasobliwym, tu trzeba być po prostu niemiłosiernie głupim! Podobnie, jak nie sposób uwierzyć, że podopieczni ministra Szczurka z własnej i nieprzymuszonej woli odkryli dodatkowy, należny nam zwrot podatku – i do dokonania wypłaty potrzebne są im takie dane jak nasz numer karty kredytowej, data jej ważności oraz kod CVC. Tymczasem przypadki postępowań przygotowawczych, prowadzonych w takich sprawach przez jednostki Policji, pokazują czarno na białym: niektórym z naszych współroadków nie po drodze z przymiotnikiem „sapiens”…

Coż wynika z powyższych sytuacji dla uczciwie działajacych podmiotów gospodarczych? Ano, nic dobrego. Okazuje się bowiem, że wielu spośród klientów jest całkowicie nieprzemakalnych na te zdroworozsądkowe argumenty sprzedawców czy doradców, które zdają się burzyć zbudowany a priori, sielankowy obraz korzystania – powiedzmy – z kredytu na zagraniczną wycieczkę czy nowe umeblowanie. Można tłumaczyć, przekonywać, ostrzegać przed przekredytowaniem – nic. NIC. DOSŁOWNIE NIC, JAKBY MÓWIŁ DO ŚCIANY. Sęk w tym, że – z chwilą pierwszych trudności ze spłatą takiego zobowiązania – ściana staje się nagle wrażliwym konsumentem, bezwzględnie i cynicznie wykorzystanym przez chciwe korporacje i ich agentów sprzedażowych z wypranymi mózgami. Drugi – znacznie większy – sęk w tym, że na takie bajeczki dają się nabierać różnego rodzaju instancje prokonsumenckie – od UOKiK-u, poprzez różne organizacje pozarządowe, na miejskich rzecznikach praw konsumenta kończąc. Jak widać – wiara w dobre intencje różnych gagatków nie jest li tylko domeną nieszkańców niebieskiej wioski w cieniu zamczyska Gargamela; niekiedy udziela się również instytucjom nadzorczym…