Najnowsza prognoza wzrostu gospodarczego Polski wg EBOR-u. Hybryda realiów i marzeń
Prognoza wzrostu gospodarczego zaprezentowana przez Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju przewidująca spadek PKB Polski w 2020 r. o 3,5% i odbicie w roku następnym o 4,0% jest bardzo zbliżona do wielkości podanych niedawno przez Komisję Europejską.
Spadek PKB w tym roku – 4 czy 7 %?
Analizy tej ostatniej pokazują, że polska gospodarka w tym roku wykaże ujemną dynamikę na poziomie -4, 25%, natomiast przyszłoroczny wzrost ma wynieść dokładnie tyle samo co podaje EBOR, czyli 4%.
Ciekawe, że Polski Instytut Ekonomiczny w swoim bazowym scenariuszu też zakłada spadek PKB w 2020 r. o 4,0%. Są to bardzo zbliżone poziomy i wszystkie one nie odnoszą się do ewentualnej drugiej, jesiennej fali pandemii.
Ponowny atak koronawirusa uwzględnia druga prognoza PIE, oznaczający recesję – minus 7,1%.
Odmrażanie gospodarki ograniczy spadki
Podobnie sytuacja wygląda z możliwym odbiciem gospodarki polskiej w 2021 r. Komisja Europejska szacuje 4% wzrostu, a EBOR nawet 4,8%.
Co do samych spadków w roku bieżącym nie ma większych wątpliwości, pytanie brzmi jak duże one będą. Należy przy tym pamiętać, że punktem odniesienia jest stan sprzed epidemii, kiedy mieliśmy w dalszym ciągu (choć słabnącą) wzrastającą gospodarkę (2019 r. – wzrost PKB ponad 4%).
Zatem spadki, o których mówimy wynoszą ok 8 pp., co jest wielkością bardzo poważną.
Biorąc pod uwagę ogląd zjawisk gospodarczych z marca i kwietnia można stwierdzić, że istnieją pewne przesłanki, aby przy założeniu powolnego, aczkolwiek systematycznego odmrażania życia gospodarczego od maja, tegoroczny, finalny wynik ukształtował się na przewidywanym poziomie ok. minus 4% dynamiki PKB.
Rok 2021, wielki znak zapytania
Bardziej zastanawiająca jest jednak realność możliwego odbicia w roku przyszłym. Przyrosty PKB 4-4,8% nie oznaczają pojawienia się symetrycznego wykresu typu V, ale jego hybrydy pomiędzy V i L. Nie mniej, czy i te wielkości są do osiągnięcia?
Wymienianych jest wiele czynników osłabiających szanse na szybki wzrost w 2021 r., takich jak osłabienie globalnych łańcuchów wartości, uderzenie w sektor małych i średnich przedsiębiorstw, wzrost bezrobocia itd.
Jednakże wśród nich należałoby podkreślić kilka, o których się mniej lub w ogóle nie słyszy. Po pierwsze przyjęta zasada dość powszechnych wakacji kredytowych oraz ewentualnego udzielania nowych kredytów lub ich rolowania według stanu ekonomiczno-finansowego firm sprzed pandemii oznacza duże ryzyko przeniesienia pojawienia się (ujawnienia) poważnych problemów banków i ich klientów w roku 2021.
Osłabienie sektora bankowego (już wcześniej „poobijanego” podatkiem bankowym, składkami na BFG, tsunami regulacyjnym) jeszcze mocniej ograniczy zdolność do dostarczania kredytu do gospodarki.
Drugi aspekt stanowią inwestycje. Te jak wiemy potrzebują stabilności i przewidywalności warunków rozwoju gospodarczego. Dotyczy to nie tylko czynników ekonomicznych (np. stóp procentowych, kursu walutowego, zdolności udźwignięcia ogromnych wydatków budżetowych, zarówno tych nowych – koszty tarczy antykryzysowej, jak i tych starych – programów socjalnych, wielkich inwestycji publicznych jak CPK), ale także i to w bardzo dużym stopniu politycznych.
Zawirowania z wyborem prezydenta, chwiejność utrzymania rządu większościowego, ewentualne nowe wybory parlamentarne, problematyczność sojuszy międzynarodowych, iskrzenie w relacjach z Unią Europejską itd. Te czynniki wyjątkowo nie sprzyjają długoterminowym decyzjom inwestycyjnym.
Trzeci aspekt ma wymiar społeczno-psychologiczny. Zaczęła się wojna z koranawirusem. Przy założeniu, że niedługo „mniej więcej” ją wygramy (jak np. II wojnę światową), to czy potem będzie ten zapał jak w latach 40. do odbudowy kraju, czy mamy liderów, którzy pociągną za sobą ludzi? Raczej jest to pytanie retoryczne.
Nie ma co liczyć na specjalny Plan Marshalla, gdyż wuj Sam będzie leczył swoje rany, a apetyt na nowy budżet unijny zgłaszać będą wszystkie kraje członkowskie, przy kurczącej się solidarności międzyeuropejskiej.
Ponadto, utrzymujący się w społeczeństwie strach przed wirusem, chociażby częściowo, ograniczać będzie te aktywności, które naturalnie rozładowują stres, działają pobudzająco, chodzi mi rozrywkę, kulturę, korzystanie z gastronomii. Sfrustrowane społeczeństwo, nie mogące odreagować, nie jest dobrym prognostykiem dla okresu wymagającego zapału, energii i motywacji.
Pozostaje zatem czynnik ekonomiczny, mobilizacji wynikającej z przymusu zapewnienia sobie odpowiednich warunków materialnych. Ma to znaczenie tym większe, gdyż poduszka oszczędności, buforująca okresy kryzysowe, jest w Polsce niezwykle słaba. Generalna niska skłonność do oszczędzania, a w konsekwencji brak lub posiadanie bardzo skromnych oszczędności, zmuszać będzie do działania.
Jednakże nie chodzi o pospolite ruszenie. Ta energia winna być ukierunkowana przez liderów politycznych (wskazanie priorytetów polityki strukturalnej stawiającej na rozwój, popartej odpowiednimi środkami, a nie klajstrowanie dziur), ale przede wszystkim przedsiębiorców. Stąd pytanie, czy ci ostatni znajdą odpowiedni klimat do przekuwania swojej przedsiębiorczości w czyn? Tu można mieć wątpliwości.
Reasumując, jeśli nawet nie nastąpi poważny nawrót pandemii koronawirusa, osiągnięcie w Polsce przewidywanego wzrostu gospodarczego w 2021 r. na poziomie przekraczającym 4% PKB wydaje się mało prawdopodobne.
Dr hab. Lech Kurkliński prof. SGH
ALTERUM Ośrodek Badań i Analiz Systemu Finansowego
( Śródtytuły pochodzą od redakcji aleBank.pl)