Krzysztof Pietraszkiewicz podsumowuje ponad 30 lat polskiego sektora bankowego
Robert Lidke: Kiedy w 1989 roku następowała transformacja ustrojowa w Polsce, to w naszym kraju nie było prywatnych, działających rynkowo banków. Jak tworzenie się rynkowego sektora bankowego wyglądało z Pana perspektywy?
Krzysztof Pietraszkiewicz: W zasadzie reforma polskiego sektora bankowego rozpoczęła się jeszcze przed 1989 rokiem.
W 1986 roku zostały podjęte decyzje o wydzieleniu z Narodowego Banku Polskiego banków regionalnych. Zdecydowano o usamodzielnieniu Banku Handlowego, Banku Pekao i banku PKO BP.
Zostały również wypracowane propozycje zmian w prawie bankowym, które umożliwiły powstawanie banków prywatnych oraz usamodzielnienie banków spółdzielczych. Jeszcze przed Okrągłym Stołem podjęto działania przywracające złotemu rolę pieniądza w gospodarce.
To działo się w czasie, kiedy jeszcze nie wiedziano, że pojawi się taka inicjatywa jak Okrągły Stół?
W końcu 1982 roku prof. Władysław Baka podjął próbę przekonania ówczesnych włodarzy Polski do reformy systemu bankowego i całej naszej gospodarki. Proces ten pochłonął kilka lat.
Później inicjatywę reform kontynuował prof. Zdzisław Sadowski jako wicepremier, a Władysław Baka przeszedł do NBP, gdzie był prezesem.
Reformy premiera Tadeusza Mazowieckiego i Leszka Balcerowicza istotnie przyspieszyły proces komercjalizowania i unowocześnienia polskiego sektora bankowego. Faktem jest jednak, że w fazę transformacji gospodarczej wchodziliśmy z grupą samodzielnych banków regionalnych, z samodzielnymi bankami spółdzielczymi i z trzema bankami obsługującymi handel zagraniczny, tj. Bankiem Handlowym, Bankiem Pekao oraz Bankiem Rozwoju Eksportu.
Czytaj także: Krzysztof Pietraszkiewicz został wyróżniony nagrodą specjalną ZBP „Kopernik Bankowy”
Istotną barierą w budowie rynkowego systemu bankowego był brak odpowiednich kadr. Wśród bankowców końcówki PRL nie było osób, które pracowały w przedwojennych bankach. Jak sobie radzono z tym problemem?
Była pewna grupa osób, które były uczniami bankowców działających jeszcze w rynkowej, przedwojennej gospodarce lub w bankowości inwestycyjnej.
Pamiętam jak Franciszek Pospiech, prezes Wielkopolskiego Banku Kredytowego czy Tadeusz Żywczak, prezes Pomorskiego Banku Kredytowego wspominali okres pierwszych lat powojennych, kiedy jeszcze pracowali bankowcy obeznani z zasadami działania banków komercyjnych.
Trzeba też pamiętać, że Bank Handlowy, ale także Bank Pekao SA, które miały kontakty międzynarodowe – znały i stosowały dobre praktyki bankowe.
Niemniej jednak 1989 rok przyniósł zasadniczy przełom w naszej bankowości. Kolejne lata to czas początku restrukturyzacji i komercjalizacji sektora bankowego, także restrukturyzacji banków spółdzielczych i Banku Gospodarki Żywnościowej, później czas tworzenia instytucji infrastruktury systemu finansowego w Polsce, jak np. Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
Potrzebne było jednak odpowiednie bankowe know-how. Skąd się wzięło?
Tu mieliśmy do czynienia z kilkoma działaniami. Po pierwsze odbyła się duża akcja szkoleniowa polskich bankowców, zarówno w kraju, jak i za granicą. Po drugie powstały porozumienia dwustronne polskich banków regionalnych z partnerami z Irlandii, Francji, Włoch, ze Skandynawii, z Holandii, którzy wspierali rozwój polskiej bankowości.
Jednocześnie budowaliśmy kluczowe elementy infrastruktury, które były w tym czasie typowe dla infrastruktury bankowej w krajach Europy Zachodniej, i oczywiście też w Stanach Zjednoczonych.
Poza tym przybyła również do kraju grupa bankowców polskiego pochodzenia, którzy przez pewien czas pracowali w zagranicznych bankach, czy to w okresie stanu wojennego lub nawet wcześniej, albo studiowali bankowość w Europie Zachodniej.
Staraliśmy się w ZBP i w środowisku bankowym robić wszystko, żeby pozyskać jak najwięcej utalentowanych ludzi do polskiej bankowości.
Uruchomiliśmy system standardów kwalifikacyjnych polskiej bankowości oraz podpisaliśmy szereg porozumień z uczelniami wyższymi, które miały kształcić bankowców. Chcieliśmy, aby na polskim rynku były stosowane jak najlepsze praktyki bankowe.
Ale czy sam fakt, że część banków regionalnych została sprzedana inwestorom zagranicznym miał jakieś znaczenie dla rozwoju konkurencyjnego i nowoczesnego rynku bankowego w Polsce?
Oczywiście tak. Bezpośrednia obecność małych banków z kapitałem zagranicznym oraz wejście banków zagranicznych do polskich banków regionalnych w postaci nowych akcjonariuszy była wielkim ożywczym impulsem.
Ale to rodziło też pewne problemy. Otóż każdy z tych banków pochodził z innego kraju, z innego systemu prawnego, z innej praktyki egzekwowania prawa i stanowienia prawa.
Ale przecież w większości te banki-matki pochodziły z krajów Unii Europejskiej…
Wówczas Unia Europejska funkcjonowała inaczej niż obecnie. Dyrektywy i praktyki, które są obecnie powszechnie stosowane dopiero się rodziły. W efekcie dochodziło do dziwnej sytuacji, kiedy Polska musiała wprowadzać pewne rozwiązania, które nie obowiązywały jeszcze w „starych” krajach UE, ale były planowane do wprowadzenia w przyszłości.
W efekcie pewne reżimy, także stabilnościowe zostały w niektórych krajach europejskich wprowadzone później niż w Polsce. Taka była logika naszej integracji z UE.
Negocjatorzy, którzy prowadzili rozmowy Unii Europejskiej z Polską stawiali nam często nieco wyższe wymagania, co wyszło nam na zdrowie. Na przykład wymogi kapitałowe stosowane do banków w Polsce były nieco wyższe i trzeba było szybciej je osiągnąć, niż osiągały je banki w niektóre innych krajach Unii Europejskiej.
Można powiedzieć, że zadziałała tu „renta zapóźnienia”, która pozwoliła nam przeskoczyć pewne etapy rozwoju – np. w zasadzie uniknęliśmy stosowania czeków, od razu pojawiły się karty płatnicze.
Rentę opóźnienia wykorzystaliśmy mądrze. Patrzyliśmy jak najlepiej funkcjonują systemy płatniczo-rozliczeniowe na świecie. Nie wybieraliśmy systemów płatniczo-rozliczeniowych bardzo tradycyjnych, kosztownych, siermiężnych. Zrezygnowaliśmy z obrotu czekowego, także po rozmowach z doradcami z różnych krajów.
W systemie wymiany informacji nie poszliśmy drogą tradycyjną, nie kopiowaliśmy systemu wymiany informacji stosowanego w Niemczech, we Francji czy w Hiszpanii, tylko budowaliśmy nasz nowoczesny system wymiany informacji o klientach sektora bankowego.
W ZBP mieliśmy dostatecznie wiele wyobraźni i wiedzieliśmy jakie są potrzeby, żeby zbudować jak najlepszy dla naszego sektora system informacyjny.
Jeśli chodzi o standardy kwalifikacyjne w bankowości, to korzystaliśmy z doświadczeń rynku brytyjskiego, szwajcarskiego, francuskiego i z dorobku szkół bankowych w USA. Korzystaliśmy ze wsparcia USAID.
System wsparcia zagranicznego był zdywersyfikowany, żaden kraj nie miał tu przewagi w polskim sektorze bankowym. Istotna część sektora bankowego była jednak związana z polskim kapitałem, a 99% pracowników sektora bankowego to byli Polacy. Chcieliśmy zbudować najlepszy system bankowy, system naszych marzeń i myślę, że w dużej mierze to się nam udało.
Jaka w tych przemianach, o których mówimy, była rola Związku Banków Polskich? ZBP powstał na samym początku transformacji ustrojowej.
Tak, stało się to parę miesięcy po rozpoczęciu reform. Było to możliwe, bo już funkcjonowało prawo pozwalające na stowarzyszanie się, na organizowanie się podmiotów gospodarczych, także oczywiście prawo stowarzyszania się osób fizycznych.
Na marginesie dodam, że w ustaleniach dotyczących prawa o izbach gospodarczych oraz prawa o stowarzyszeniach miałem zaszczyt uczestniczyć na forum rządowym w rozmowach z przedstawicielami opozycji demokratycznej.
Po stronie opozycji demokratycznej nad tymi ustawami dyskutowali: prof. Wiesław Chrzanowski, prof. Andrzej Stelmachowski, mec. Jan Olszewski. A po stronie rządowej była to grupa trzech osób: Aleksander Kwaśniewski, Ryszard Kalisz i Krzysztof Pietraszkiewicz.
To my, kilka miesięcy przed Okrągłym Stołem, już rozmawialiśmy o trzech zasadniczych kwestiach. Pierwsza to prawo Polaków do powszechnego dostępu do paszportów, co zostało uzgodnione i uruchomione oraz właśnie prawo do stowarzyszania się, i prawo do organizowania izb samorządu gospodarczego.
Niektóre zagadnienia związane z reformami rozpoczęły się za rządów premiera Zbigniewa Messnera i jego współpracowników, a później premiera Mieczysława Rakowskiego i jego współpracowników. Przypomnę tu słynną ustawę ministra przemysłu Mieczysława Wilczka.
Jej główna teza, dotycząca działalności gospodarczej, to: „co nie jest zakazane, jest dozwolone”.
Ludzie pochodzący z różnych środowisk, reprezentujący różne opcje, ale mający doświadczenie gospodarcze chcieli dokonać istotnej zmiany systemu gospodarczego.
Warto tu dodać: Związek Banków Polskich stał się znakomitą platformą do wymiany poglądów, do „uwspólniania” stanowisk w sprawach prawnych, ekonomicznych, w kwestiach dotyczących infrastruktury, kształcenia kadr, obecności polskiego sektora bankowego w obrocie międzynarodowym. Także dotyczących wypracowywaniu dobrych praktyk w różnych obszarach, czy to działalności kredytowej, czy to rozliczeniowej, czy też wymiany informacji.
Ze Związkiem Banków Polskich współpracowało i współpracuje około 1,5 tysiąca specjalistów. To jest nasze ogromne osiągnięcie.
Czy można powiedzieć, że w Polsce został zbudowany konkurencyjny, nowoczesny system bankowy, wyróżniający się na tle Europy?
Jeśli chodzi o warstwę technologiczną, techniczną to niewątpliwie jest to jeden z najnowocześniejszych systemów bankowych. Jest to też system bardzo efektywny kosztowo.
Natomiast w porównaniu do wielkości polskiej gospodarki jest to system stosunkowo niewielki, zarówno w odniesieniu do wielkości gospodarki, jak i liczby mieszkańców.
Kiedy porównamy fundusze własne polskich banków do produktu krajowego brutto, to znajdujemy się daleko poza innymi krajami.
Ale czy to jest tak, że zawsze fundusze własne banków nie nadążały za wzrostem gospodarki, czy też był okres, kiedy ta relacja w odniesieniu do rosnącego PKB, zmniejszała się?
Jeszcze w czasach PRL bankowość polska była słaba choćby pod względem relacji funduszy własnych i oszczędności do PKB. Należały one do jednych z najniższych, nawet wśród krajów socjalistycznych.
Po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej i do OECD cały czas plasowaliśmy się w końcowej stawce krajów, jeśli chodzi o różne wskaźniki, parametry, które by mogły określać siłę polskiej bankowości, zdolność polskiego sektora bankowego do finansowania gospodarki.
Ale w pierwszych kilkunastu latach po roku 2000 stosunkowo szybko poprawialiśmy swoją pozycję, szybciej budowaliśmy fundusze własne banków niż rosło PKB Polski.
Portfel kredytowy także budowaliśmy szybciej, albo w jednakowym tempie ze wzrostem naszego PKB.
Również cały czas zwiększaliśmy odsetek osób korzystających z usług bankowych. Ten odsetek osób, korzystających z usług bankowych, z 27% – wzrósł do ponad 93%.
W tym czasie została uruchomiona cała gama nowoczesnych produktów: kredytów konsumpcyjnych, kredytów mieszkaniowych, kredytów ratalnych, różnego rodzaju produktów faktoringowych, czy też leasingowych.
Także programy specjalne, na przykład związane z finansowaniem restrukturyzacji i modernizacji rolnictwa. Niewiele osób o tym wie, że korzyści z oprocentowania rezerw obowiązkowych banków zasiliły Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Realizowaliśmy wiele projektów związanych z ochroną środowiska. Wspólnie z Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych finansowaliśmy szereg projektów, wspierających osoby z niepełnosprawnościami.
Tak więc poza normalną, standardową działalnością bankową realizowaliśmy i realizujemy wielką gamę różnych projektów specjalnych, prowadzonych wspólnie z władzami publicznymi i ich agendami.
Powiedział Pan, że siła polskiego sektora bankowego w Polsce nie jest tak znacząca jak w innych krajach UE. Stąd rodzi się pytanie – dlaczego tak jest i czego nie udało się osiągnąć przez ostatnich 30 lat?
Myślę, że nie udało się osiągnąć w pełni powszechnego wśród Polaków zrozumienia roli bankowości w społecznej gospodarce rynkowej.
Na szczęście dużo osób rozumie, że bankowość jest częścią dobra wspólnego, odgrywa szczególną rolę w gromadzeniu i mobilizowaniu zasobów finansowych, w ich efektywnym alokowaniu w gospodarce.
Są jednak takie grupy osób, dla których bankowość nadal jest czymś obcym, uważają, że można ją „ograć”, nie wywiązywać się ze zobowiązań. Wskazują na to wyniki badań konsumentów.
Jest więc jeszcze w tej mierze wiele do zrobienia, bo kultura ekonomiczna w niektórych kręgach naszego społeczeństwa nie jest wysoka.
Muszę powiedzieć z przykrością, że spotykam się z takimi sytuacjami wśród ludzi, którzy jak się wydaje powinni mieć podstawową wiedzę ekonomiczną i prawną, a niestety nie mają jej.
Z tych spraw, które nam się nie udały, to na pewno nie udało nam się zbudować długoterminowej skłonności Polaków do oszczędzania.
Mamy także problem z kształtowaniem skłonności do inwestowania w polskiej gospodarce.
Jeśli chodzi o to długoterminowe oszczędzanie, to przykładem jest niepowodzenie we wprowadzaniu projektów związanych z bankowością hipoteczną, listami zastawnymi.
To jest bardzo poważny problem, ponieważ trudno jest mobilizować oszczędności krajowe i międzynarodowe, nie mając długoterminowych, atrakcyjnych instrumentów. I bardzo trudno jest z kolei spokojnie prowadzić inwestycje w oparciu o krótkoterminowe pasywa.
W efekcie wydarzyło się to, co historia dopiero oceni. Myślę tu o absorpcji, czy też zaciągnięciu poważnych zobowiązań na kredytowanie gospodarki i rynku mieszkaniowego, kiedy brakowało nam zarówno kapitału w bankach, jak i brakowało nam funduszy z oszczędności krajowych.
Mówię tutaj o okresie 2003–2008, o czasie wstępowania Polski do Unii Europejskiej. Mieliśmy wtedy wielkie aspiracje i wielkie ambicje klientów indywidualnych, chociażby związane z budownictwem mieszkaniowym, ale także uruchamianiem swoich prywatnych przedsiębiorstw. I wielkie aspiracje, jeśli chodzi o realizację projektów współfinansowanych ze środków Unii Europejskiej. W szczytowym momencie zaciągnęliśmy zobowiązania w wysokości ponad 230 mld złotych.
Bez tych 230 miliardów złotych, pożyczonych od funduszy emerytalnych: niemieckich, brytyjskich, skandynawskich i innych – nie bylibyśmy w stanie zbudować setek tysięcy mieszkań, i nie bylibyśmy w stanie sfinansować tysięcy projektów realizowanych przez polskich przedsiębiorców. Stąd się wziął właśnie problem kredytów walutowych, w szczególności kredytów frankowych.
Gdybyśmy wstąpili do strefy Euro lub mieli w tym czasie wystarczająco silny sektor bankowy i znacznie więcej oszczędności krajowych, sięganie po te zagraniczne środki nie byłoby potrzebne. Jak powiedziałem, historia to oceni czy postąpiliśmy słusznie zaciągając tak duże zobowiązania zagraniczne.
Mamy rok 2023 – gdzie teraz jesteśmy z polskim sektorem bankowym? Co nam pozostaje do rozwiązania? Pierwsza narzucająca się kwestia to rozwiązanie problemu kredytów walutowych, ale jakie jeszcze inne wyzwania stoją przed polskimi bankami?
Zanim odpowiem na to pytanie, to przypomnę, że po 2007 roku mieliśmy światowy kryzys finansowy, przez który polska gospodarka i polska bankowość przeszły w świetnym stylu. Między innymi dlatego, a nie boję się powiedzieć głównie dlatego, że sektor bankowy był dobrze skapitalizowany jak na tamte czasy, był dobrze zarządzany, był dobrze nadzorowany i myśmy w całym okresie kryzysu finansowego 2007-2014 solidnie kredytowali gospodarkę. Byliśmy pod tym względem na drugim miejscu w całej Unii Europejskiej, zaraz za Szwecją.
Odprowadziliśmy w tym czasie kilkadziesiąt miliardów złotych do budżetu państwa w postaci podatków. Budowaliśmy konsekwentnie kapitały sektora bankowego i budowaliśmy siłę Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.Trwał proces restrukturyzacji i konsolidacji polskich baków.
I to jest ewidentnie wielki sukces polskiego sektora bankowego. Niestety, po agresji Rosji na Ukrainę w 2014 roku i przy ogromnej polaryzacji na naszej scenie politycznej, nie potrafiliśmy rozwiązać szybko problemu walutowych kredytów mieszkaniowych.
Rzeczywiście kredyty walutowe to jest jeden z tych głównych, obecnych problemów sektora bankowego w Polsce.
Gdzie dzisiaj jesteśmy?
Mamy do czynienia z wysoką inflacją, która wywołała konieczność bardzo istotnego podwyższenia stóp procentowych, a to z kolei wywołuje konieczność podejmowania działań restrukturyzacyjnych, modernizacyjnych.
Spowolnienie gospodarcze, wreszcie wysoki wzrost cen surowców energetycznych będzie rodził poważne perturbacje dla wielu przedsiębiorców. Obserwujemy stopniowy wzrost kredytów nieregularnych, jak również to, co jest bardzo niepokojące – spadek zdolności kredytowej wielu klientów.
Mamy zaniechanie wielu projektów inwestycyjnych. Poziom inwestycji w Polsce należy do najniższych w całej Unii Europejskiej.
Opóźnienia modernizacyjne, chociażby w obszarze cyfryzacji, automatyzacji, robotyzacji polskiej gospodarki, ale także obszarze energetyki odnawialne,j są bardzo wyraźne.
Spory, które obserwujemy pomiędzy Polską i Unią Europejską w kwestii Krajowego Planu Odbudowy, jak i innych programów wspólnotowych są bardzo niepokojące. Prowadzą one do dalszego zwiększania technologicznej luki rozwojowej pomiędzy Polską a innymi krajami Unii Europejskiej, które w ostatnich dwóch latach bardzo intensywnie się rozwijają korzystając z tych – dla nas niedostępnych jak na razie – funduszy.
Jeszcze jedna uwaga. Polskie banki są przytłoczone chyba najwyższymi obciążeniami na świecie. To wszystko jest złym prognostykiem na przyszłość, bo oznacza, że w warunkach kiedy stopniały fundusze własne polskich banków, częściowo na skutek podwyższenia rentowności obligacji skarbu państwa, odrabianie tych strat w sposób organiczny będzie bardzo trudne.
A do krajów, w których rentowność banków jest bardzo niska w porównaniu do innych działów gospodarki, bardzo trudno jest pozyskać inwestorów zewnętrznych. Przypomnę, że rentowność banków w Polsce zaliczana jest do najniższych w całej UE.
Jesteśmy w roku 2023 i w tej sytuacji, żeby pójść mocniej do przodu, żeby móc wspierać polską gospodarkę, jej restrukturyzację i modernizację musielibyśmy przede wszystkim zmniejszyć obciążenia polskiego sektora bankowego, po to by mógł on w sposób organiczny, a także poprzez pozyskiwanie inwestorów, poprzez rynek kapitałowy, wzmacniać swoje fundusze własne.
Aby móc się rozwijać harmonijnie i dobrze służyć gospodarce powinniśmy zbudować sensowny system długoterminowego oszczędzania na cele zarówno mieszkaniowe, jak i emerytalne, edukacyjne oraz zdrowotne.
Po to, abyśmy mogli jak najlepiej służyć polskiej gospodarce, należałoby projekty inwestycyjne i projekty modernizacyjne uwolnić od tego, tak zwanego, „dodatkowego podatku bankowego”.
Nie ma wątpliwości również, że skala przeregulowania w Polsce w ogóle, także w gospodarce, jest ogromna. Polska zajmuje pierwsze miejsce w całej Unii Europejskiej pod względem liczby stron wydawanych aktów prawnych. To jest zabójcze dla całej gospodarki. To jest fałszywa droga, faktyczne pozorowanych lub „ eksperymentalnych” reform .
No i oczywiście jest kwestia tego, w jakim tempie będziemy redukować inflację. Czy będzie to proces długotrwały i wyniszczający gospodarkę, ale także wyniszczający zaufanie, czy też uda się skrócić ten okres do 2-3 lat.
Myślę, że po uporaniu się z tymi kilkoma problemami będziemy mogli wejść na ścieżkę wzrostu gospodarki, przy solidnym udziale polskich banków. Pamiętajmy, że w poprzedniej perspektywie unijnej realizowaliśmy w Polsce ponad 90 tysięcy projektów inwestycyjnych różnej wielkości.
Liczymy na to, że w tej nowej perspektywie, gdzie środków jest nie mniej do dyspozycji, także sektor bankowy powinien aktywnie uczestniczyć. Ale żeby to mogło nastąpić, to musi być lepiej dookreślona polityka polityka gospodarcza, zarówno fiskalna jak i monetarna, musi być bardziej stabilny i przewidywalny ekosystem prawny, chociażby w obszarze energetyki, ciepłownictwa, cyfryzacji i kilku strategicznych sferach naszej gospodarki.
Agresja Rosji na Ukrainę to jest powód do zrozumiałej ostrożności w zachowaniach, zarówno inwestorów zagranicznych, jak i inwestorów krajowych. Jest to też powód do tego, żeby analizować biznesowe plany klientów polskich banków, bo część z nich na pewno będzie współdziałać także przy przyszłej odbudowie Ukrainy.
Trzeba też zdawać sobie sprawę z konsekwencji gospodarczych przyszłego przystąpienia Ukrainy do UE i odpowiednio się do takiej sytuacji przygotować.
Te okoliczności nie pozostają i nie pozostaną bez wpływu na tempo rozwoju gospodarczego Polski i tempo poprawy jakości życia naszych obywateli.
Ufam, że nadejdzie wkrótce czas „otrzeźwienia” i wzrośnie skłonność polityków do współpracy , do budowania służby cywilnej z prawdziwego zdarzenia i realizacji koniecznych strategicznych programów rozwojowych.