Koronawirus Covid-19 zahamuje inflację i oddala ryzyko podwyżki stóp procentowych w Polsce?
Robert Lidke: Jeszcze kilka dni temu członkowie Rady Polityki Pieniężnej spierali się o to, czy podwyższać, czy też obniżać stopy procentowe NBP ‒ teraz już chyba tego sporu nie ma?
Jakub Borowski: Ten spór był umiarkowany, ponieważ jak wiemy, trzech członków głosowało za podwyżką, i to umiarkowaną bardzo, nie standardową zmianą o 25 pkt bazowych – tylko mniejszą. Ten spór pewnie będzie wygasał w miarę, jak ta większość nie dopuści do przeforsowania tego wniosku.
A z drugiej strony sygnały, które płyną z gospodarki ‒ i światowej, i polskiej będą wzmacniały argumentację na rzecz pozostawienia stóp bez zmian, na tym poziomie, na którym są one obecnie.
Powodem jest oczywiście epidemia wywołana koronawirusem Covid-19?
‒ Nie przesadzałbym z ta epidemią. Z mojego punktu widzenia głównym powodem, dla którego nie należy podnosić stóp procentowych jest po prostu prognoza ‒ wzrostu gospodarczego i inflacji. Tym bank centralny powinien się kierować.
I ta prognoza dzisiaj – nasza, ale spodziewam się, że projekcja inflacji, która zostanie opublikowana w marcu będzie kreśliła zbliżony scenariusz ‒ wskazuje, że po tym szczycie inflacyjnym w pierwszym kwartale, powyżej 4%, inflacja zacznie stopniowo spadać, obniżać się do poziomu 2,5% w czwartym kwartale. A to już jest cel inflacyjny banku centralnego. I będzie jeszcze niższa w kolejnych kwartałach, czyli w 2021 roku.
To jest horyzont dla polityki pieniężnej. Rada Polityki Pieniężnej podejmując dzisiaj decyzję o stopach musi się kierować inflacją za 5 – 7 kwartałów, i tę inflację widzimy dość nisko.
A to wszystko odbywa się jeszcze w warunkach spowolnienia wzrostu gospodarczego, którego się spodziewamy. Oczywiście można dyskutować o czynnikach, które będą na to wpływać. Ale w tych warunkach nie ma podstaw do tego, żeby stopy procentowe podnosić.
I do tego dokłada się oczywiście koronawirus, który jest czynnikiem ryzyka w dół dla wzrostu gospodarczego. Z pewnością także dla inflacji, biorąc pod uwagę wpływ epidemii koronawirusa na ceny ropy naftowej.
Czytaj także: Koronawirus wywołuje silne spadki na giełdach. Najgorszy tydzień od upadku Lehman Brothers
Pojawienie się koronawirusa powoduje, że wiele firm będzie miało kłopoty i straci płynność finansową. Czy Pana zdaniem rządy na świecie będą zmuszone do tego, aby w jakiś sposób zapewnić płynność przedsiębiorstwom?
‒ Myślę, że tak będzie, w zależności oczywiście od skali problemu. Sadzę, że stymulacja fiskalna będzie ograniczona, to nie będą duże działania.
Część banków centralnych już się wypowiedziała w sposób sugerujący, że one takiej decyzji na razie nie chcą podejmować. To wynika z dyskusji na temat tego, czym jest ten szok, związany z koronawirusem. Czy to jest szok, który dotyczy podaży, czy to jest szok, który dotyczy popytu?
Jeżeli firma, która importuje komponenty z Chin, nie może wyprodukować dobra, które potem sprzedaje na rynku krajowym czy je eksportuje, to z jednej strony można na to spojrzeć jako na szok podażowy. Bo nie wiąże się to z popytem, lecz z tym, że nie możemy wyprodukować tego, co chcielibyśmy, ponieważ nie mamy komponentów.
Z drugiej strony jeśli nie możemy wyprodukować, to nie możemy sprzedać i za chwilę mamy problem finansowy, który stopniowo przeradza się w negatywny wstrząs popytowy, już nie podażowy.
Czytaj także: Koronawirus w Polsce, firmy mogą stracić płynność finansową
Pytanie, jak na to powinny reagować banki centralne, nie jest trywialne. Mamy bowiem kombinację wstrząsu podażowego i popytowego.
Co do zasady, moim zdaniem, jakieś złagodzenie polityki będzie konieczne. Szeroko rozumianej polityki makroekonomicznej, pieniężnej i fiskalnej. Tej ostatniej tam, gdzie jest przestrzeń do tego. W gospodarce niemieckiej jest taka przestrzeń i rząd niemiecki rozważa to.
Sądzę, że to będzie targetowane, celowane rozluźnienie polityki fiskalnej i środki będą adresowane do konkretnych branż. Ale też pojawia się pytanie ‒ w jaki sposób?
W Unii Europejskiej nie może to być pomoc publiczna. Jednak w jakim stopniu wybuch epidemii koronawirusa zmienia te zastrzeżenia, te ograniczenia? Ta dyskusja będzie się toczyć. Dzisiaj nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie, jak to zostanie rozwiązane.
Na razie w Europie można wskazać jedną branżę, która już została bardzo wyraźnie dotknięta koronawirusem, to branża turystyczna. Mamy bardzo wyraźny spadek liczby osób, które przemieszczają się pomiędzy krajami, spadek ruchu turystycznego. I w związku z tym tu pewnie jakaś dyskusja się rozpocznie.
Ale jest też pytanie, jaka to jest skala? Czy to jest skala, która wymaga dużego działania? Bo zawsze w takiej sytuacji kolejka się wydłuża, pojawiają się inne branże, które sygnalizują chęć otrzymania pomocy.
Co do zasady, wygodniejsze z punktu widzenia każdego rządu jest oparcie się na impulsie monetarnym. Bo bank centralny oddziałuje na całą gospodarkę, nie musi się zastanawiać komu pomaga publicznie, komu nie pomaga publicznie, tylko po prostu rozluźnia politykę monetarną.
Europejski Bank Centralny musi się kierować sytuacją w całej strefie euro. Na razie, to co EBC może stwierdzić dzisiaj, w świetle informacji, które do tej pory napłynęły, na pewno cała ścieżka cen ropy, paliw idzie niżej, co oddziaływuje w kierunku niższej inflacji, i to nawet w dłuższej perspektywie, nie tylko w horyzoncie najbliższych dwóch – trzech kwartałów. I to jest jeden ważny element, który trzeba brać pod uwagę.
Natomiast jeśli chodzi o wpływ na popyt, to na razie informacji, które by uzasadniały jakieś istotne złagodzenie polityki pieniężnej jest stosunkowo niewiele.
Bo gdzie mamy duże ogniska koronawirusa? – mamy je w Europie tylko we Włoszech. W pozostałych krajach to są punktowe problemy, które na razie nie doprowadziły do wyraźnych zaburzeń w procesie produkcji.
Dane, które spływają, też na to wskazują. Dlatego musimy ostrożnie formułować hipotezy i scenariusze dotyczące reakcji polityki fiskalnej i pieniężnej.
Natomiast jeśli chodzi o Polskę, koronawirus na pewno jest czynnikiem ryzyka w dół dla wzrostu gospodarczego. Ale nie jest na tyle istotnym czynnikiem ryzyka w dół, że to on miałby przesądzać o tym, że RPP stóp procentowych nie podniesie.
Więcej informacji nt. wpływu koronawirusa Covid-19 na gospodarkę >>>
Moim zdaniem, scenariusz makroekonomiczny, który mieliśmy do tej pory, bez epidemii koronawirusa, już uzasadniał utrzymywanie stóp procentowych na niezmienionym poziomie.
Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się z inwestycjami, i co będzie się działo z inwestycjami w najbliższych kwartałach, co nam mówią badania koniunktury dotyczące inwestycji. Ostatnie badania koniunktury NBP wskazują wyraźnie, że się bardzo pogorszył klimat inwestycyjny.
I to delikatne przyspieszenie wzrostu inwestycji w czwartym kwartale 2019 roku, o czym wiemy z danych PKB za czwarty kwartał, to może być „łabędzi śpiew” inwestycji.
W związku z tym w takiej sytuacji, w której inwestycje spowalniają, konsumpcja spowalnia, skłonność do oszczędzania gospodarstw domowych rośnie, nastroje konsumenckie pogorszyły się, otoczenie zewnętrzne jest trudne, choć było już trudne przed koronawirusem ‒ w tych warunkach podnoszenie stóp moim zdaniem nie byłoby działaniem uzasadnionym.
Czytaj także: Epidemia koronawirusa: Credit Agricole kreśli czarny scenariusz dla Polski