Jerzy Żyżyński z RPP: stopy procentowe pozostaną stabilne, nie widać groźby wystrzału inflacji
Stopy procentowe w kolejnych kilku kwartałach powinny pozostać na niezmienionym poziomie, ale Rada wciąż nie odżegnuje się od możliwości ewentualnych obniżek – prawdopodobieństwo takiego ruchu w ostatnim czasie ani nie wzrosło, ani nie spadło.
„Tym niemniej nie byłby to duży bodziec dla gospodarki, bo przestrzeń do cięcia wynosi jedynie 0,1 pkt. proc. dla stopy referencyjnej. Nie ma natomiast mowy o tym, by dyskutować nad zacieśnianiem polityki pieniężnej. W obecnych warunkach to wykluczone – jest zbyt wiele niewiadomych wokół funkcjonowania gospodarki po pandemii” – powiedział Żyżyński.
Czytaj także: Piotr Szpunar z NBP: ujemne realne stopy ograniczają negatywny wpływ pandemii na gospodarkę >>>
„Nie wykluczam, że należałoby zmodyfikować sposób naliczania podatku bankowego, ponieważ jego obecny kształt utrudnia prowadzenie polityki monetarnej przez RPP – zgadzam się, że to iż banki wolą kupować obligacje skarbowe, które są zwolnione z podatku, w pewnym stopniu zmniejsza wpływ poziomu stóp procentowych na gospodarkę” – dodał.
Banki obniżyły oprocentowanie depozytów niemal do zera
Według Żyżyńskiego, dyskutując o poziomie stóp proc. trzeba pamiętać, że banki w Polsce obniżyły oprocentowanie depozytów niemal do zera, a część ludzi przenosi swoje środki finansowe np. na giełdę.
„Sporo oszczędzających postanowiło ulokować pieniądze na rynku akcji, gdzie widać konsekwentne wzrosty głównych indeksów” – dodał.
Zdaniem Żyżyńskiego, gdyby doszło do pogorszenia sytuacji gospodarczej, trudno byłoby zamiast cięcia stóp uruchomić inne niż kredyt wekslowy instrumenty kredytowe dla banków.
„Trudno byłoby indywidualnie traktować poszczególne instytucje kredytowe, więc nie mamy takich zamiarów. Była dyskusja na ten temat, ale nie przewidujemy uruchomienia tego typu instrumentów” – wskazał ekonomista.
Żyżyński nie jest zwolennikiem podwyższania stopy rezerwy obowiązkowej
„Nadal należy utrzymywać ją na obecnym poziomie. Jestem też przeciwnikiem oprocentowania środków rezerwy obowiązkowej – środki pozostawione na rezerwie nie pracują dla gospodarki – banki powinny zarabiać na kredytowaniu gospodarki, a nie na trzymaniu pieniądza w banku centralnym, co tylko podnosi koszty banku centralnego” – uważa członek RPP.
W wyniku poluzowania polityki monetarnej, w tym obniżenia stopy rezerwy obowiązkowej i niektórych buforów kapitałowych, w polskim systemie bankowym znacząco wzrosła nadpłynność. Banki lokują nadwyżkowe środki w tygodniowe bony pieniężne NBP w kwotach sięgających nawet ok. 180 mld zł.
Większość członków RPP oceniała w styczniu (ostatni dostępny protokół z posiedzenia RPP), że jeżeli w bieżącym roku następować będzie ożywienie aktywności gospodarczej, a dynamika cen będzie zgodna z celem, to wskazane będzie utrzymywanie stóp procentowych na niezmienionym poziomie także w kolejnych kwartałach. Jednocześnie w opinii tych członków Rady, w sytuacji gdyby doszło do wyraźnego pogorszenia koniunktury i jej perspektyw – np. w następstwie ponownego nasilenia się pandemii – uzasadnione mogłoby być dalsze poluzowanie polityki pieniężnej, w tym poprzez obniżenie stóp procentowych.
Prezes NBP nie wyklucza dalszego cięcia stóp
Jako pierwszy na możliwość cięcia stóp wskazał w artykule opublikowanym na początku roku prezes NBP A. Glapiński. W trakcie jednej z wideokonferencji prezes NBP wskazał, że teoretycznie stopy proc. w Polsce mogłyby być ujemne w ujęciu nominalnym.
Na posiedzeniach wiosną 2020 r. RPP trzykrotnie obniżyła stopę referencyjną, łącznie o 140 pb, w krokach po 50, 50 i 40 pb, do poziomu 0,10 proc. Najbliższe decyzyjne posiedzenie RPP zaplanowano na 3 marca.
Inflacja w ryzach
Żyżyński ocenia, że „ogólnie rzecz biorąc” gospodarka trzyma się dobrze. Nie uważa on, że z uwagi na przedłużający się lockdown i widmo III fali pandemii wzrosło ryzyko, że dynamika PKB w kolejnych kwartałach będzie niższa niż wcześniej oczekiwał NBP (3,1 proc. wg listopadowej projekcji).
„Na razie te poglądy (o niższym wzroście – przyp. red.) uważam za spekulacje nie mające ugruntowanego uzasadnienia. Nie ulega jednak wątpliwości, że gospodarka poniosłaby duże straty, gdyby trzeba było przedłużać lockdown lub go wręcz zaostrzać” – dodał.
Żyżyński nie obawia się, że obecna i przyszła sytuacja inflacyjna mogłaby wymknąć się spod kontroli, a odłożony popyt raczej nie będzie oddziaływał proinflacyjnie.
Prognozy NBP pokazują, że inflacja będzie się utrzymywać w bieżącym roku w dopuszczalnym przedziale wahań, kompletnie nie ma powodów do niepokoju.
„Obecnie, gdy popyt jest w znacznej części ograniczony, to siłą rzeczy nie powinno być inflacji. Ekspansywna polityka fiskalna nie kreuje nadmiarowych dochodów, lecz kompensuje, i to tylko w pewnym stopniu, utratę dochodów, jaka wynika z pandemicznego kryzysu. Oczywiście zobaczymy, jak sytuacja będzie się kształtować po ostatecznym odblokowaniu gospodarki. Wówczas niektórzy przedsiębiorcy w tych dziedzinach usług, które najwięcej straciły, mogą zdecydować się na podwyżki cen, żeby skompensować sobie ubytki z czasów pandemii, więc w takiej sytuacji mogłoby się pojawić ryzyko inflacyjne, jednak w chwili obecnej trudno powiedzieć, czy i kiedy mogłoby to nastąpić. Prognozowanie przyszłej ścieżki inflacji i PKB w obecnych uwarunkowaniach jest obarczone bardzo dużą niepewnością. Ale nawet jeśli odłożony popyt +rzuci się+ na rynek, to przecież ludzie nie będą np. konsumować w restauracjach tego, czego nie zjedli przez ostatnie miesiące” – dodaje Żyżyński.
Nawet gdyby ceny zaczęły rosnąć, argumentuje ekonomista, a nie jest to bazowy scenariusz, to pojawia się jednak wątpliwość, czy konsumenci zaakceptują ewentualne podwyżki, ponieważ wiele osób nie zarabiało podczas lockdownu.
„Ludzie też nie będą tacy skłonni do przyspieszonego wydawania, bo będą chcieli odbudować swe straty w oszczędnościach. Trudno o inflację, gdy nie ma komu wydawać pieniędzy. Oczywiście rządowe tarcze podreperowały budżety rodzinne i firmowe, ale nie wszystkie i nie w pełni, więc od strony dochodowej trudno o „wylanie się” popytu” – dodaje.
Czytaj także: Cezary Kochalski z RPP: stabilizacja stóp procentowych bazowym scenariuszem, choć prawdopodobieństwo cięcia nie jest zerowe >>>
Członek RPP nie uważa za zasadne porównania obecnej sytuacji do powojennych wybuchów inflacji.
„Mogłoby się wydawać, że sytuacja nieco przypomina lata tuż po wojnie, po której zwykle pojawia się inflacja, jednak to porównanie nie jest dobre. Wojna oznacza znaczne wyniszczenie mocy produkcyjnych, więc gdy rodzi się popyt na ograniczoną ilość dóbr, to pojawia się inflacja, bo odbudowywanie gospodarki nie nadąża za rosnącym popytem. Natomiast obecnie moce produkcyjne są jedynie +zamrożone+ i gotowe do rozruchu w każdej chwili” – powiedział Żyżyński.
Poproszony o komentarz do styczniowego wstępnego odczytu inflacji GUS, który zaskoczył wyższym od oczekiwań wynikiem, Żyżyński powiedział: „Wstępny odczyt inflacji za styczeń na poziomie 2,7 proc. to wciąż blisko środka przedziału wahań, a często bywało tak, że miesięczna inflacja w styczniu była wyższa niż w grudniu poprzedniego roku: od 1982 r. czyli w ciągu 39 lat 29 razy zdarzyło się tak, że inflacja miesięczna w styczniu była wyższa niż w grudniu poprzedniego roku”.
Interwencje NBP na rynku walutowym możliwe
Zdaniem Żyżyńskiego, pożądany poziom kursu złotego to w obecnej sytuacji ok. 4,50/EUR.
„Nie mam wątpliwości, że brak wyraźnego i trwalszego dostosowania kursu złotego może ograniczać tempo ożywienia gospodarczego. Złoty umocnił się w ostatnim czasie, kurs PLN zszedł nieco poniżej 4,50/EUR, więc dobrze by było, żeby nie schodził już niżej i utrzymywał się przynajmniej na obecnych poziomach. To oczywiście wspiera eksport, ale trzeba pamiętać, że wiele firm-eksporterów to ulokowane w Polsce firmy zagraniczne i one transferują dochody do kraju pochodzenia, co widać w saldzie dochodów pierwotnych na rachunku bieżącym bilansu płatniczego” – powiedział.
Czytaj także: Wiceprezes NBP: interwencje na rynku walutowym nadal możliwe, by zapobiec silnej aprecjacji złotego >>>
„RPP odnosi się w swoich komunikatach do interwencji walutowych NBP, żeby rynek miał świadomość, że bank centralny może ponownie zdecydować się na podjęcie takich działań” – dodał.
Rozmowę przeprowadzono 16 lutego przy kursie EUR/PLN ok. 4,49.
Ekonomista zasygnalizował, że Rada może odnosić się do kwestii kursowych nawet do końca 2021 r.
„Trudno natomiast wskazać dokładny moment, gdy Rada przestanie zwracać uwagę na kurs. Myślę jednak, że gdy gospodarka odzyska straty i wejdzie na ścieżkę zrównoważonego wzrostu, a PKB wróci do poziomów sprzed pandemii, co może nastąpić pod koniec 2021, wówczas Rada będzie mogła zrezygnować ze wskazywania na kwestie kursowe” – dodał.
NBP zdecydowanie nie chce widzieć mocnej, procyklicznej aprecjacji złotego – powiedziała w trakcie niedawnej wideokonferencji wiceprezes NBP Marta Kightley.
Na początku stycznia prezes NBP Adam Glapiński potwierdził, że od połowy grudnia NBP dokonywał zakupu walut obcych na rynku walutowym (oddziałuje to w kierunku osłabienia PLN), by wzmocnić oddziaływanie poluzowania polityki pieniężnej NBP na gospodarkę.
Glapiński kilkukrotnie od tamtej pory informował, że kolejne interwencje walutowe NBP wciąż są możliwe, a ich termin i skala uzależnione są od warunków rynkowych.
Większość członków RPP oceniła w trakcie styczniowego posiedzenia, że prowadzone od grudnia 2020 roku interwencje na rynku walutowym ograniczyły ryzyko procyklicznego umocnienia złotego i wzmacniają oddziaływanie poluzowania polityki pieniężnej NBP na gospodarkę.
RPP odnosi się do kursu złotego od czerwca 2020 r. Obecnie większość członków Rady uważa, że brak wyraźnego i trwalszego dostosowania kursu złotego może ograniczać tempo ożywienia gospodarczego.