Jak w pełni ozusowane umowy zlecenia zmienią rynek pracy?
Robert Lidke: Pojawiają się nowe pomysły „ozusowania” umów zleceń do pełnej wysokości, jakie mogą być skutki takich zmian?
Hanna Cichy: Z jednej strony konsekwencją będzie wyrównanie obecnej nierównowagi. Ponieważ zatrudnianie na podstawie umowy zlecenia jest znacznie tańsze dla pracodawcy niż na podstawie umowy o pracę. I to powoduje pojawienie się segmentu „gorszego rynku pracy”. Część osób nazywa to umowami śmieciowymi.
Ten problem został zmniejszony parę lat temu, kiedy zadecydowano, że od każdej umowy zlecenia muszą być płacone składki tak jak od minimalnego wynagrodzenia, nawet jeżeli umowa opiewa na np. na dwukrotność tego wynagrodzenia. Teraz pomysł jest taki, aby „ozusować” je do pełnej wysokości wynagrodzenia.
Z jednej strony spadnie na pewno zatrudnienie wśród tych osób, które były w ten sposób zatrudnione. Część z nich zostanie zatrudniona na umowach o pracę, bo mamy jednak rynek pracownika i ta dysproporcja w kosztach nie będzie tak duża. Pracownik będzie chciał ochrony, którą daje umowa o pracę i pójdzie do pracodawcy, aby ją negocjować.
Z drugiej strony jest ryzyko, że powstanie większa szara strefa. Ponieważ część tych osób, które są mniej atrakcyjne na rynku pracy, będzie wypychana albo na umowy o dzieło, albo do szarej strefy.
Ale konsekwencją będzie również to, że wpływy do ZUS będą wyższe. I ta wypracowana emerytura przez pracownika płacącego wyższą składkę ubezpieczeniową, też będzie wyższa w przyszłości.
− I to jest drugi argument, poza tym, że dobrze by było zwiększyć wpływy do ZUS dzisiaj − to „ozusowanie” zwiększa bezpieczeństwo pracowników w przyszłości.
Z drugiej strony, jeżeli spojrzymy na rynek pracy i na to, kto ma najczęściej umowy zlecenia, to są to studenci, czyli osoby które są dopiero na początku ścieżki zawodowej, zdobywają doświadczenie, często nawet nie w swoim zawodzie.
I jeżeli one mogą np. dwa lata popracować na umowie zleceniu po to, aby w lepszej formie wejść potem na rynek pracy, z doświadczeniem, z rekomendacjami − to dobrze im to ułatwiać, a nie doprowadzać do sytuacji, kiedy oni nie przepracują tego okresu, bo nikt ich nie zatrudni.
Ale skoro mamy rynek pracownika, i pracodawcom trudno jest znaleźć osoby, które chciałyby dla nich pracować, więc wydaje się, że jest to najlepszy moment na to, aby takie rozwiązanie wprowadzić. Bo skoro pracodawca nie ma wyboru, to być może praca w szarej strefie nie będzie atrakcyjna dla pracowników.
− Na pewno w części − tak. Rynek pracownika inaczej wygląda w dużych miastach, w Warszawie, w Poznaniu, a trochę inaczej w mniejszych miejscowościach. Na pewno jest dobrze wprowadzać takie zmiany przy rynku pracownika. Natomiast to, czego brakuje, to szerokiej rozmowy o tym, jak powinien wyglądać rynek pracy, jak powinny wyglądać systemy emerytalne, o kompleksowości tych zmian, i ich spójności wewnętrznej.
Teraz mamy tak, że niektórym pracownikom podnosimy obciążenia, a innym obniżamy, np. PIT.
A już połowa listopada. Jeśli ja bym była pracownikiem zatrudnionym na umowę zlecenie, i okazałoby się, że moje dochody na rękę spadną o 5 − 10 proc. – i podobnie wzrosną koszty pracodawcy o 5 − 10 proc. – to nie jest to dobra sytuacja. Brakuje nam spójnej, merytorycznej rozmowy. Nie dzieje się nic takiego, żebyśmy musieli to robić w tej chwili.
Porozmawiajmy − o tym czy w ogóle nasze regulacje pracy, różne typy umów, czy mają sens? W kontekście dzisiejszego rynku pracy? Nie zmieniajmy jakiś elementów na szybko, bo np. trzeba „dopchać” jeszcze parę miliardów do budżetu.