Inwestowanie w czasach zarazy
W obliczu tragedii lubimy prorokować: „teraz świat się zmieni, już nigdy nic nie będzie takie samo”. Potem szybko zapominamy.
Tak było na świecie po atakach na World Trade Centre czy zamachach w Paryżu i Nicei, a w Polsce po Smoleńsku i śmierci Jana Pawła II. Tak było też na rynkach finansowych – po bańce internetowej, WTC, Enronie, Lehman Brothers… Potem wszystko toczy się po staremu.
Tym razem może być inaczej. Trauma będzie nas tygodniami trzymać w domach, w których przestawimy się na nowy tryb pracy. Digitalizacja, którą przez lata trochę odkładaliśmy jako coś, co się kiedyś wydarzy, ale nie wymaga pośpiechu, teraz nie ominie żadnej branży. I jest nam z tym na tyle dobrze, że nowe procesy i styl robienia biznesu zostaną z nami na zawsze. Dotyczy to także sposobu, w jaki inwestujemy.
Zanim jednak zahaczę o technologię, dystrybucję, kompetencje zawodowe, niskie stopy, emerytury i zaufanie, zastanówmy się, jak długo potrwa wychodzenie na prostą po koronawirusie.
CFA Society Poland, zrzeszająca głównie zarządzających, doradców i analityków inwestycyjnych, pyta o to regularnie swoich członków. W majowym badaniu 79 proc. z nich stwierdziło, że zajmie nam to od roku do trzech lat, wobec 60 proc. miesiąc wcześniej.
Przez cztery tygodnie zmalał zarówno odsetek optymistów (w wyjście z kryzysu do roku wierzy już tylko 4 proc.), jak i pesymistów (powrót na ścieżkę wzrostu w ciągu 3-5 lat prognozuje 15 proc. osób z tytułem CFA). Mamy więc niemal konsensus rynkowy i kilkadziesiąt miesięcy na to, by się dostosować lub zwijać interes.
Czytaj także: Aż 55 proc. firm nie planuje wrócić do stanu zatrudnienia sprzed pandemii koronawirusa
Piszę wprost, bo w tej samej ankiecie co czwarta osoba odpowiedziała twierdząco na pytanie „Czy w związku z wirusem COVID-19 zagrożone jest twoje miejsce pracy?”. Wprawdzie jeszcze w kwietniu „tak” odpowiadał co trzeci, ale ci z czytelników, którzy przegapili rewolucję technologiczną, muszą zacząć przyspieszoną edukację.
Technoinwestycje
Sprzedaż produktów finansowych przeniesie się do Internetu. I dobrze. Zawsze uważałem to za bardziej demokratyczne i etyczne niż kontakt ze sprzedawcą obarczonym planami sprzedażowymi. Pomoże to platformom i produktom, które zrodziły się w świecie cyfrowym, z myślą o kliencie przed smartfonem lub laptopem.
Skoro dystrybucja, nasza odwieczna bolączka, będzie online, w sieci będzie też doradztwo. Robo-advisory wreszcie nabierze tempa. Szybko zdigitalizuje się rynkowa infrastruktura.
E-voting i zdalne walne zgromadzenia, o których słyszę od kilkunastu lat, wyprą wydarzenia w realu. Regulatorzy ułatwią także zdalne podejmowanie decyzji przez organy spółek.
Spotkania służbowe wejdą i już nie wyjdą z aplikacji, które od lat czekały, by je zauważyć, ale woleliśmy marnować czas na dojazdy, kawy i small-talki.
Do sieci w przyspieszonym tempie przeniesie się edukacja finansowa i branżowe eventy (choć pewnie kilka dużych konferencji, dla rozprostowania kości, pozostanie).
Analitycy już całkiem nie będą wychodzili zza biurek – doczekamy się ujednolicenia i ucyfrowienia raportowania, wyceniania, księgowania i audytu. Jeśli coś będzie można zrobić zdalnie i w sieci, będzie zrobione zdalnie i w sieci (GRAFIKA 1).
Zobacz więcej najnowszych wiadomości o wpływie koronawirusa na gospodarkę >>>
Świat bez stóp
Ucyfrowienie nie oznacza, że sprzedawcy produktów finansowych przestaną być potrzebni. Zmieni po prostu sposób ich pracy. Zmieni też same produkty.
Drugim, obok technologii, czynnikiem który na to wpłynie są znikające odsetki. Środowisko niskich stóp procentowych wymusza z jednej strony akceptację wyższego ryzyka przez tych inwestorów, którzy liczą na dotychczasowe stopy zwrotu (to duża odpowiedzialność dla sprzedawców, byśmy znów nie wpadli w jakieś toksyczne produkty).
Z drugiej strony, masy klientów skoncentrują się jednak nadal na „bezpiecznych” inwestycjach, a skoro te przynoszą śladowe stopy zwrotu, wzrośnie nacisk na cięcie kosztów dystrybucji i zarządzania.
Widać to już w rosnącej miłości do inwestowania pasywnego, mniej emocjonującego (dla jednych to dobrze, dla innych źle), ale i znacznie tańszego.
Polski rynek, nie licząc świetnego, choć nie do końca wykorzystującego swój potencjał inPZU, został tu w tyle. TFI były przez lata zbyt zajęte okopywaniem wysokorentownych pozycji w funduszach aktywnych, by reinwestować zyski w rozwój nowych narzędzi i produktów.
Dziś tych zysków nie mają, a cichaczem na nasz rynek wchodzą proste rozwiązania łączące robo-advisory i inwestowanie pasywne, typu słowacki Finax czy brytyjski ETFmatic. To tam może popłynąć kasa Kowalskich szukających alternatywy dla zerowych lokat bankowych.
Czytaj także: Jak robo-doradztwo widzi UKNF? Konsultacje już się rozpoczęły
Rewolucja pasywna przyspieszy też otwarcie polskich inwestorów indywidualnych na rynki zachodnie. Nigdy tak łatwo i tak tanio, a będzie jeszcze taniej, nie mogli oni uzyskać ekspozycji na S&P 500 czy DAX.
Rodzi to duże wyzwania dla naszej giełdy. Wprawdzie marzec i kwiecień przyniósł renesans na rynku biur maklerskich, z 50 tys. nowych rachunków, ale wydaje mi się, że gros tej liczby stanowią osoby, które spróbują zagranicznych aktywów.
Sporo wśród nich także liczących na szybki zarobek spekulantów (nie mylić z inwestorami, proszę), którzy jeszcze kilka tygodni wcześniej handlowali na foreksie i bitcoinie. Na nich potęgi giełdy nie odbudujemy.
Przeciwnie. Zastanawiam się, czy koronakryzys nie zachwieje jej fundamentami, skoro wielu – nie tylko szef z Książęcej, także z największych parkietów świata – rozważało zamknięcie handlu. Pomyślałem wtedy: skoro się zamkną, może okaże się, że wcale nie są potrzebni? Przecież przy takich wahaniach kursów, giełda nie pełni już jednej ze swych podstawowych funkcji – wyceny.
Kolejnej funkcji – alokacji i zapewnienia kapitału – też już nie pełni, skoro kapitał leży na ulicy, rozrzucony z helikopterów banków centralnych.
O funkcji kontrolnej giełdy – wobec licznych skandali – wolę już nawet nie wspominać. Nie zamykajmy jej więc lepiej, bo młodsze pokolenie – które nie wychowało się na filmie „Wall Street” – może dojść do wniosku, że nie ma sensu dalej przejmować się tym kasynem, które tylko denerwuje społeczeństwo wysyłając w świat alarmy w formie skoku indeksów.
Czytaj także: Federacja Europejskich Giełd Papierów Wartościowych o rynkach kapitałowych po COVID-19
Postaw na emeryturę
Wspominałem, by nie mylić inwestorów ze spekulantami. Jeśli nie jesteśmy biurem maklerskim, liczącym na szybki zysk, a nie stałą rzeszę oddanych klientów, stawiajmy na relacje długoterminowe i takież inwestowanie.
Z ostatniego raportu CFA Institute, przeprowadzonego na 15 rynkach świata, wynika, że głównym celem aż połowy inwestorów indywidualnych jest emerytura (GRAFIKA 2).
Wydawało mi się, że u nas jest inaczej, więc zapytałem o to członków najbardziej aktywnej na polskim Facebooku grupy inwestorów „Śladami Warrena Buffetta – Nauka Inwestowania”. Wprawdzie drugie miejsce zajęło inwestowanie „dla zabawy”, ale i tu emerytura nie miała sobie równych.
Tymczasem wirus przesunął harmonogram PPK i nowego IKE, które stanowiły dużą szansę na jednoczesne ożywienie naszego rynku kapitałowego, jak i zapewnienie (nieco) lepszej przyszłości emerytom.
O to drugie, w środowisku zerowych stóp, nie będzie łatwo. Profesor Elroy Dimson, zajmujący się historią rynków, stwierdził na niedawnym seminarium CFA Institute, że pokolenie milenialsów musi być przygotowane, że długoterminowa realna stopa zwrotu z rynku kapitałowego za ich życia wyniesie około 2 proc.
Czytaj także: IKE, IKZE, PPE, PPK, OFE, jak odzyskać swoje oszczędności w czasie pandemii?
Pamiętajmy o tym w rozmowach klientami i nie obiecujmy za wiele. Tylko szczerość może zbudować długoterminowe relacje z inwestorem. Wiem, że to frazes, ale właśnie momenty kryzysowe tworzą konieczność zbudowania zaufania na rynku. Między inwestorem i instytucją, ale również między instytucjami.
Znów odwołam się do raportu CFA Institute, z którego wynika, że tylko co trzeci inwestor indywidualny i co czwarty instytucjonalny twierdzi, że ich firma zawsze stawia interes klienta przed interesem firmy (GRAFIKA 3).
Jak odzyskać zaufanie? Okazuje się, że na rozwiniętych rynkach jest to nawet większy problem niż nad Wisłą.
Raport CFA Institute ma trzy recepty na literę „i”:
‒ informacja: im mniej inwestorzy są poinformowani, tym słabiej ufają systemowi finansowemu. Co zrobić, by byli lepiej poinformowani? Informować i edukować finansowo;
‒ innowacja: odpowiednie wykorzystanie technologii poprawia poziom zaufania. Także w drugą stronę – ufający systemowi jako pierwsi korzystają z innowacyjnych rozwiązań;
‒ wpływ (ang. influence): klienci oczekują większej personalizacji usług i produktów, w tym czynników ESG (środowisko, społeczeństwo, ład korporacyjny). Inwestorzy detaliczni chcą też mieć większy wpływ na koszty, negocjując np. stawki za zarządzanie.
Koniec guru
Pozytywy kryzysu? Znalazłem. Upadek social mediowych speców. W chwili próby niewielu zachowało status guru. Solidarnie z nimi ucierpiała też renoma finansowych gigantów.
No, może z wyjątkiem Warrena Buffetta, który w liście do akcjonariuszy dzień przed początkiem wyprzedaży napisał „Wszystko może stać się jutro z cenami akcji. Sporadycznie, na rynku nastąpią znaczne spadki, być może o 50 proc. lub więcej”.
Zapewne nie chodziło mu o „jutro”, ale co tam. Wniosek z ostatniego załamania wyciągam mimo wszystko taki, że w sytuacji paniki nie warto wierzyć nikomu. Lepiej przeczekać i zaufać sobie. Nie prognozom. I tym zdaniem przekreśliłem sens całego powyższego, prognostycznego tekstu…
Redakcja aleBank.pl wyraża podziękowanie Izbie Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych za możliwość publikacji artykułu.