Dobrze czy niedobrze byłoby mieć w Polsce pułk Macronów?
Śmiało napisać można – nie nasze małpy, nie nasz cyrk. Jednak zdecydowany opór większości Francuzów z jednej – i prezydenta, który kolejny raz na urząd nie może być wybrany, więc osobiście nie ma nic politycznego do ugrania, z drugiej strony, zmusza do pytania – skąd wzięła się ta wielka wrzawa?
Pytanie zdaje się być tym zasadniejsze, że podobna zmiana wprowadzana obecnie w równie dużej i niemal równie znaczącej Hiszpanii, przechodzi niemalże bez echa.
Najprostsza odpowiedź zawiera się w anglosaskim powiedzeniu: Nothing personal, just business, czyli – nic osobistego, sam czysty interes własny (kieruje obiema stronami sporu).
Dlaczego Francuzi tak gwałtownie protestują?
Zasady francuskiego systemu emerytalnego przypominają system obowiązujący w PRL i jakiś czas po jej upadku. Jest efektem dekad walk, potyczek i utarczek kolejnych ekip władzy z potężnymi we Francji związkami zawodowymi, więc prosty oczywiście nie jest.
Znacznie więcej przystępnych informacji zawiera m.in. dokumentacja zgromadzona przez „Europejskie i Międzynarodowe Centrum Łącznikowe ds. Zabezpieczenia Społecznego” (CLEISS), ale podstawowa zasada brzmi, że wielkość emerytury zależy od liczby przepracowanych (i zarejestrowanych) kwartałów i jest obliczana wg zarobków osiągniętych w ciągu 25 lat z najwyższymi wynagrodzeniami wypłacanymi danej osobie.
Jeśli 62-latek urodzony 1 stycznia 1955 r. lub później (dla starszych są poprzednie reguły) przechodzący na emeryturę „nie odpracował” odpowiedniej liczby kwartałów, wysokość jego świadczenia ulega pomniejszeniu wg odpowiedniego algorytmu.
Ale jeśli ktoś z tych roczników ma dość zawodowej mordęgi i mimo mniejszej emerytury chce już odpoczynku – temu krzyż na drogę. Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało, sam tego chciałeś, czyli: Tu l’as voulu, George Dandin, tu l’as voulu – po ichniemu, choć głównie molierowsku.
Und da liegt der Hund begraben, jak mawiają z kolei nasi drodzy sąsiedzi zza Odry, a my za nimi mówimy o psie, który tu właśnie jest pogrzebany.
Francuzi są absolutnie przeciw, ponieważ zmiana jest dla nich na gorzej. Nic na niej nie zyskują finansowo, a będą musieli pracować dłużej o co najmniej dwa lata, choć dopiero od 2030 roku, kiedy zmiana zacznie obowiązywać.
W przypadku utrzymania dotychczasowych zasad, ich dobrostan przez następne ok. 20 lat byłby zabezpieczany przez obciążenie podatkami, składkami, czy wszelkimi innymi pieniędzmi przez ludzi, którzy swoje emerytury mają w bardzo dalekiej perspektywie lub są jeszcze w wieku szkolnym.
Generalizowanie nie należy do kanonu rzetelnej argumentacji, ale tak czy owak trudno oprzeć się wrażeniu, że dzisiejsze państwo dobrobytu jest milsze tamtejszemu społeczeństwu od przykrych myśli o jego wydolności i przyszłości. Tym niech się martwią dzieci i wnuki – zda się brzmieć ulica i pogwar z paryskich, marsylskich, prowincjonalnych kafejek.
W systemie kapitałowym, takim jak np. w Polsce, władze zatroskane obecnym i przewidywanym stanem finansów państwa mogą perswadować obywatelom (o ile są z marmuru, a nie z piasku), że im więcej lat w pracy, tym indywidualny kapitał wyższy i emerytura większa lub nie tak mała, jakby można się było spodziewać.
W systemie francuskim, kto wyrwie więcej i prędzej ten górą nad pieszczochami nietroszczącymi się o coś takiego, jak dobre państwo na długie lata. Ale też górą nad politykami, dla których władza jest spełnieniem żądz i ambicji osobistych, a dobro społeczeństwa teraz, ale również potem, to greps dla naiwnych.
W Hiszpanii procedura podwyższenia wieku emerytalnego niczym nadanie listu poleconego
W Hiszpanii zmiana polegająca na stopniowym podwyższaniu progu tzw. wieku emerytalnego do 67 lat przyjęta została przez Kortezy 1 kwietnia 2023 roku. Protestów nie było, podobnie jak dziękczynień.
W Polsce sprawa pozostała niezauważona. Mogłem oczywiście przeoczyć, ale obszerny, choć odpowiednio zwięzły materiał poświęciła jej chyba jedynie „Rzeczpospolita”. W relacji gazety szczególną zwraca uwagę cytat z komentarza francuskiej agencji prasowej AFP, która napisała, że „procedura przyjęcia reformy (w Hiszpanii – JC) była tak spokojna, że przypominała nadanie listu poleconego w urzędzie pocztowym”.
Uzasadnienie zmiany w Hiszpani jest podręcznikowe – przybywa osób korzystających ze świadczeń, maleje liczba zatrudnionych odprowadzających składki. Również za Pirenejami ujawniło się po raz kolejny, że piramidy – dzieła mędrców znad Nilu są o niebo trwalsze od współczesnych emerytalnych piramid finansowych tworzonych z użyciem, najpierw liczydeł, teraz także komputerów.
Co dziwne, zmiany wprowadzane w Hiszpanii uzyskały poparcie dwóch największych związków zawodowych UGT i CCOO. Krytykowały je natomiast organizacje pracodawców wskazujące na konsekwencje w postaci wzrostu kosztów pracy ze względu na wyższy wolumen składek emerytalnych, m.in. z powodu wprowadzenia nowej składki od ponadstandardowych zarobków w wysokości ponad 54 tys. euro rocznie.
Determinacja prezydenta Macrona – „Trzymaj się kursu”
Nie mam wiedzy uprawniającej do wyrokowania ws. różnic w podejściu do problemów finansowych związanych z funkcjonowaniem bardzo podobnych systemów emerytalnych we Francji i Hiszpanii. Zanim do sedna zauważę jednak, że iberyjski jest bogatszy, bowiem bardziej rozpowszechnione są ubezpieczenia na życie, fundusze i plany emerytalne, z których pożytki uzupełniają wypłaty z emerytur „państwowych”.
Mogę zatem wyłącznie spekulować, że Francuzi prawdopodobnie zbyt dosłownie traktują utopię „Wolności, Równości i Braterstwa” i chyba zbyt często śpiewają „Marsyliankę”.
Mało kto zna u nas tekst ich hymnu, nie nasz, więc po co. Jedna ze zwrotek zaczyna się od słów:
Cóż chce służalczy tłum i zmowy
Ludzi, co zdradę wszędzie ślą,
I łańcuch hańby już gotowy…
Słowom sprzeciwu wtóruje refren:
Do broni bracia dziś!
Zewrzyjcie szyki wraz!
I marsz, i marsz!
By ziemię krwią napoić, przyszedł czas!
Dziś ten, kto zdradę słał to Macron, zaś marsze w celu napojenia ziemi krwią można było oglądać w telewizorach. Prezydent Francji to twardy gość. Posłużę się trzypiętrowym cytatem. Najpierw współczesny prozaik francuski Emmanuel Carrère, następnie nasz znamienity pisarz, już niemal stulatek, Józef Hen, no i ja na koniec.
Józef Hen napisał w swoim dzienniku („Bez strachu”), że Carrère spędził ze swym imiennikiem prezydentem Francji, kilka tygodni. Napisał potem, że (Macron) „chce wprowadzić Francję w nową erę”, ale nie uda mu się. „On nie rozumie, że nie wszyscy Francuzi są tak inteligentni i ambitni jak on. To go irytuje. (…) Konflikt między nim a Francuzami wynika z fundamentalnych cech jego charakteru. Każdy z nas ma swoje słabości, ale Macron ich nie ma”. Dalej p. Carrère dodał: „brak mu empatii”.
Czy pisarz ma rację? Raczej tak. Tuż przed rozstrzygnięciem Rady Konstytucyjnej prezydent Francji zapoznawał się z postępami odbudowy zniszczonej kilka lat temu w pożarze katedry Notre Dame. Macron przypomniał swoje motto brzmiące „Trzymaj się kursu”.
Losy praw emerytalnych we Francji nadal nie są rozstrzygnięte. Tamtejsza ulica jest silna i bezwzględna w obronie swych drobnomieszczańskich praw i przywilejów.
A ponieważ każdy ma prawo do poglądów, więc przedstawię swój. Chciałbym mieć w Polsce pluton, co ja mówię, pułk Macronów.