Dlaczego Rokossowski miał jedną brew podniesioną?

Dlaczego Rokossowski miał jedną brew podniesioną?
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Popularny w latach 50-tych dowcip polityczny na temat marszałka Konstantego Rokossowskiego (który, nie przestając być marszałkiem ZSRR i członkiem KPZR, został mianowany jednocześnie marszałkiem PRL i ministrem w polskim rządzie!) odpowiadał dobitnie na to pytanie: "Ze zdziwienia, że został Polakiem!". Co wspólnego ma jednak ta dość dwuznaczna postać, która na pewno nie zapisała się dobrze w powojennej historii Polski z Sopotem?

Otóż, jak się okazuje, Konstanty Rokossowski może być interesującym świadkiem we wciąż nie do końca poznanym fragmencie najnowszych dziejów naszego miasta. To marszałek Rokossowski dowodził bowiem II Frontem Białoruskim, którego wojska skierowano do zdobycia Gdańska i Gdyni, a – trochę przy okazji i po drodze – Weltbad Zoppot. Jak wynika z wojennych pamiętników marszałka, nie do końca pewna wydaje się nawet data 23 marca, podawana do tej pory przez wszystkich historyków jako dzień wkroczenia wojsk Armii Czerwonej do Sopotu.

12 marca 1945 roku wojska radzieckie dotarły na brzeg Zatoki Gdańskiej, zajmując po drodze Wejherowo, Redę, Puck i Tczew. II Front Białoruski, którym dowodził Rokossowski, wzmocniono dodatkową armią pancerną, aby całkowicie rozbić hitlerowską obronę na Pomorzu. W swoich pamiętnikach marszałek wspomina: „Główne uderzenie skierowaliśmy przede wszystkim w środek obrony nieprzyjaciela, w kierunku Sopotu, aby wbić klin pomiędzy dwie twierdze” (chodziło oczywiście o mocno ufortyfikowane rejony centrum Gdyni z portem oraz Gdańska). „Atakując na wszystkich odcinkach, podstawowy wysiłek skupiliśmy na kierunku Sopot-Oliwa. Walki były ciężkie. Niemcy walczyli wściekle o każdy okop.” Z pewnością właśnie dlatego szturm, prowadzony nieprzerwanie od 14 marca, przy wsparciu lotnictwa, nie przyniósł natychmiastowych efektów. 19 marca miejskie władze Sopotu wydały ostateczny rozkaz ewakuacji, choć praktycznie nie było już wtedy możliwości innego kierunku, niż oblegany z wszystkich stron Gdańsk. 21 marca wojska Rokossowskiego zajęły Wielki Kack, a 23 marca dotarły do brzegu morskiego w okolicach potoku Swelinia. Dalszy przebieg walk o Sopot nie jest już jednak tak pewny. Oficjalna wersja głosi bowiem, iż ” 23 marca wojska radzieckie i jednostki pancerne I Armii Wojska Polskiego wyzwoliły Sopot i rozpoczęły szturm na Gdynię i Gdańsk” („Polska 1944-1965”). Dziś jednak już wiadomo, iż polskich żołnierzy w Sopocie do 28 marca na pewno nie było, bowiem skierowano ich wcześniej do ataku na Gdynię.

Sam Rokossowski napisał zaś w swoich frontowych pamiętnikach, opublikowanych po jego śmierci najpierw w ZSRR, później również w Polsce: „oddziały 70 armii wespół z 3 korpusem pancernym gwardii i częścią sił 49 armii, po przełamaniu trzech linii niemieckich umocnień, 25 marca rano wdarły się do Sopotu, w zaciętej walce oczyściły miasto od nieprzyjaciela, a następnie skierowały się na Oliwę – jedną z dzielnic Gdańska”. Czy jest możliwe, żeby skrupulatny frontowy dowódca tak się w swoich notatkach pomylił, skoro wszystkie inne daty (np. zajęcia Gdyni i Gdańska) przywołuje w nich zgodnie z innymi źródłami. Z kolei dzień 23 marca, usankcjonowany w końcu w Sopocie nawet oficjalną nazwą ulicy, okazuje się – być może – przywołany trochę symbolicznie, bowiem niespodziewanie liczne niespójności i rozbieżności w różnych relacjach i dokumentach wcale nie potwierdzają ostatecznie tej daty jako ostatniego dnia wojny dla Sopotu. Ba, odkryłem nawet kiedyś oficjalny dokument, wydany przez niemiecką cywilną administrację miasta dopiero 28 (!) marca. Z kolei inne relacje podają, iż „22 marca padł Sopot”. Ostatni zachowany numer gdańskiej gazety „Danziger Verposten” z dnia 23 marca 1945 roku informował o „przełamaniu obrony przez silne uderzenie pancerne Rosjan w Wielkim Kacku i wtargnięciu Armii Czerwonej do Sopotu”. Skąd zatem tak liczne rozbieżności w tych informacjach?

Prawdopodobnie Armia Czerwona wkroczyła w granice Sopotu rzeczywiście 23 lub w nocy z 22 na 23 marca, ale co najmniej do 25 marca trwały na terenie miasta zacięte walki, połączone z ostrzałem wojsk radzieckich z zatoki, zdominowanej jeszcze wtedy przez niemieckie statki i kutry patrolowe. Dopiero po całkowitym zajęciu miasta przez oddziały czerwonoarmistów (przypomnijmy, że polskich żołnierzy w Sopocie przez ten czas nie było, bowiem według wiarygodnej relacji Stanisława Strąbskiego „dopiero 28 marca 1945 roku pancerna brygada Westerplatte w marszu na Gdańsk zawiesza w Sopocie sztandar biało-czerwony”), zlokalizowano w dzisiejszym budynku „Grand Hotelu” główną siedzibę sztabu Rokossowskiego, w której przygotowano się do natarcia najpierw na Gdynię, później na Gdańsk, który „broniony do ostatniego żołnierza” osobistym rozkazem Adolfa Hitlera, padł 30 marca, choć walki na jego przedmieściach też trwały dłużej.

Główne zniszczenia w Sopocie (zabudowania Domu Zdrojowego, kilka hoteli – m.in. Werminghoff i Metropol, pojedyncze kamienice i zabudowa towarzysząca) dokonały się zatem najprawdopodobniej właśnie pomiędzy 23 a 28 marca, kiedy zwycięzcy żołnierze Armii Czerwonej bezkarnie grasowali po niemal opustoszałym mieście, dokonując licznych aktów grabieży, podpaleń oraz gwałtów. Dopełnili też oni prawdopodobnie dzieła zniszczenia tam, gdzie niemieckie statki ostrzałem z zatoki (a według Rokosssowskiego było ich wtedy „sześć krążowników, trzynaście niszczycieli i dziesiątki mniejszych okrętów wojennych”), trafiały w miejską zabudowę w okolicach brzegu morskiego i centrum miasta. To wtedy podpalono m.in. Dom Zdrojowy, to wtedy znikło też na zawsze kilka pięknych sopockich kamienic (np. na dzisiejszej Alei Niepodległości) i budynków. Ogółem wojenne marcowe zniszczenia oszacowano na ok. 10%. W porównaniu z Gdańskiem Sopot i tak ucierpiał stosunkowo niewiele, zatem to tu w roku 1945 zlokalizowano wszystkie wojewódzkie urzędy i tu kumulowało się codzienne życie naukowe, artystyczne, administracyjne i polityczne.

Nic więc dziwnego, iż reprezentacyjnej, głównej ulicy Sopotu (do końca wojny – Seestrasse) nadano imię marszałka ZSRR Konstantego Rokossowskiego. Sam Rokossowski został po wojnie, już 29 maja 1945 roku mianowany głównodowodzącym Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej (ponad 400 tysięcy żołnierzy) z siedzibą w Legnicy, skutecznie skupiając się na budowie militarnej potęgi wojsk radzieckich na terenie PRL. W czwartą rocznicę „powrotu Gdańska do macierzy”, 30 marca 1949 roku, odbyło się wspólne posiedzenie Miejskich Rad Narodowych Sopotu, Gdańska i Gdyni, które jednogłośnie przyznały tytuły Honorowego Obywatela dwóch miast: Gdyni i Gdańska. Dlaczego nie przyznano mu sopockiego tytułu do kompletu? Zapewne Sopot – jako były Weltbad Zoppot, miasto o nieco „podejrzanej” historii i niejasnych korzeniach, zdaniem ówczesnych władz, „nie zasługiwał na taki zaszczyt”. A Rokossowski nie raczył się nawet pofatygować osobiście po odbiór przyznanych mu tytułów, zatem władze Gdyni i Gdańska udały się do Legnicy, gdzie uroczyście przekazano mu dokumenty upamiętniające to wydarzenie. Niebawem marszałek Rokossowski, podobno na osobiste życzenie Stalina, został oddelegowany do Polski, gdzie został ministrem obrony PRL i doczekał się drugiego tytułu marszałka, tym razem Ludowego Wojska Polskiego. Na polskim ulicach opowiadano sobie, iż stało się tak dlatego, że „łatwiej było przebrać jednego radzieckiego marszałka w polski mundur, niż całe wojsko polskie w mundury Armii Czerwonej”. Radziecko-polski marszałek od czasu do czasu bywał w Sopocie, albo wypoczywając w ośrodku rządowym tuż nad morzem (dzisiejszą promenadę nadmorską nazywano wówczas Aleją Prominentów), albo bawiąc służbowo np. z okazji corocznych Dni Morza. A sopocka ulica prowadząca od torów kolejowych w stronę mola (która nie była jeszcze wtedy deptakiem) nosiła miano Konstantego Rokossowskiego aż do października 1956 roku, który wyniósł do władzy Władysława Gomułkę i zmusił marszałka do powrotu w trybie przyspieszonym do ZSRR. Ale jego nazwisko dość długo jeszcze upamiętniała w moim rodzinnym domu czapka z daszkiem mojego ojca, wisząca w przedpokoju na wieszaku. Pochodziła bowiem z prywatnego zakładu znanego sopockiego czapnika, który oznaczał swoje wyroby wewnątrz naszytym znakiem reklamowym w kształcie rombu o treści: „B.Bem, Sopot, ul K.Rokossowskiego”.

Wojciech Fułek