Bankowość i Finanse | Obronność | Bezpieczeństwo trzeba finansować bezpiecznie

Wydatki na obronność sięgają rekordowych poziomów, w przyszłym roku mają one wynieść blisko 187 mld zł, co przekłada się na 4,7% polskiego PKB. Jaki wpływ na finanse publiczne będzie miał taki poziom wydatków?
– Kwota, o której mówimy, dotyczy tylko jednego roku, tymczasem konieczność ponoszenia zwiększonych wydatków obronnych to perspektywa bardzo długookresowa. Najgorsze, że tak naprawdę my do końca nie wiemy, ile tych wydatków będzie i w jakim horyzoncie czasowym będą ponoszone. Jest tak, gdyż wydatki te są bardzo rozproszone, a dokumenty strategiczne mają sztucznie ucięte horyzonty czasowe. Wydatki na modernizację armii mamy i w budżecie, i w Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych (FWSZ) ulokowanym w Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK). Ponadto w budżecie mamy też wydatki bieżące armii. Łącznej sumy ujętej w perspektywie długookresowej osobiście nie widziałem. A tylko dodatkowe potrzeby modernizacyjne to będą setki miliardów złotych. Według wyliczeń ekonomistów Credit Agricole, łączna kwota zrealizowanych i zaplanowanych wydatków na modernizację w horyzoncie od 2022 do 2035 r. wyniesie 713,4 mld zł. Niektóre banki czy ekonomiści próbują to policzyć, ale uważam, że to nie tak powinno być, to rząd powinien zaprezentować długookresową perspektywę wydatków obronnych, obejmującą nawet 30-40 lat. Przecież zwiększone potrzeby finansowe na obronność nie kończą się wraz z horyzontem Planu Modernizacji Technicznej w 2035 r. Modernizacja, a co istotniejsze budowanie zdolności bojowej z wykorzystaniem tego zakupionego sprzętu, to proces długookresowy. A do tego dochodzą zwiększone wydatki na utrzymanie i amortyzację tych inwestycji. Trzeba też przeszkolić ludzi do jego obsługi, zapewnić odpowiednie pomieszczenia i infrastrukturę. To wszystko są wydatki, i to rozłożone w bardzo długiej perspektywie.
Ponadto zwiększone wydatki obronne w Polsce są niestety finansowane głównie z długu, a to nie jest bezpieczne rozwiązanie, gdyż powoduje napięcia w finansach publicznych. Tymczasem bezpieczeństwo wymaga bezpiecznego finansowania, czyli policzenia, zaplanowania, wskazania kierunków, pokazania, co trzeba wykroić w budżecie, a co nie, żeby całość spinała się finansowo.
Jakiś czas temu, gdy wybuchła wojna w Ukrainie, napisałem tekst zatytułowany „Bezpieczeństwo to nie tylko czołgi i armaty”, w którym dokonałem przeglądu Strategii Bezpieczeństwa Narodowego przygotowywanej cyklicznie przez rząd, z rekomendacjami oraz ostatecznie podpisem Prezydenta RP. Każda z edycji strategii zawiera wielowymiarowe podejście do bezpieczeństwa, w tym podkreślane jest bezpieczeństwo ekonomiczne i w szczególności bezpieczeństwo finansów publicznych. W ostatniej strategii z 2020 r., którą podpisywał Andrzej Duda, jest wyraźnie napisane, że „bezpieczeństwo państwa oraz jego stabilność muszą mieć trwałe podstawy gospodarcze. Silna i konkurencyjna gospodarka to jeden z podstawowych atutów w polityce wewnętrznej i zewnętrznej. Wskazuje się też na wzmacnianie stabilności systemu finansów publicznych przy jednoczesnym zapewnieniu warunków do stabilnego i zrównoważonego wzrostu gospodarczego”. Podobne stwierdzenia można znaleźć w każdej edycji Strategii Bezpieczeństwa Narodowego. Oczywiście poza ekonomicznym, strategie te zwracają uwagę na jeszcze inne wymiary. Np. w strategiach tworzonych za czasów Lecha Kaczyńskiego podkreślano, że kluczowe dla bezpieczeństwa Polski jest nie tylko NATO, ale i Unia Europejska.
Podsumowując, mamy bardzo duże, wręcz ogromne wydatki na obronność, finansowane z długu w sposób nieprzejrzysty i w dużej części nie oparty na ustawie o finansach publicznych, czyli poza jakąkolwiek kontrolą. Do tego nie mamy policzonych skutków takiego finansowania w dłuższej perspektywie. To nie jest bezpieczne, a budżet jak wiadomo nie jest z gumy i nie jest tak, że mamy nieograniczone możliwości finansowania. Przy takim postępowaniu skończy się tym, że będziemy musieli podnieść podatki albo zrezygnować z części usług publicznych.
Wiemy zatem, że mamy bardzo wysokie wydatki na obronność, choć do końca nie wiemy, ile one w sumie wynoszą. A w jaki sposób możemy je sfinansować, zachowując właśnie tę stabilność finansów publicznych?
– Abstrahując od problemów systemowych co do zasady jest kilka sposobów finansowania wydatków obronnych. Niestety u nas nie jest prowadzona merytoryczna dyskusja na ten temat, szczególnie na poziomie rządowym, przeciwnie niż ma to miejsce w Szwecji czy w Niemczech, gdzie toczą się publiczne debaty, w ramach których prezentowane są różne modele finansowania zbrojeń. Generalnie jednak podkreśla się w tych dyskusjach, że finansowanie długiem jest niebezpieczne. Uważam, że oczywiście w przypadku pilnej konieczności, w krótkim okresie, na początku, kiedy nie było czasu na wypracowanie systemowego podejścia, można było sięgnąć po finansowanie długiem. Jednak to nie rozwiązuje problemu.
Polska w tej chwili ma deficyt budżetowy (czyli tzw. deficyt sektora GG – general governement) między 5 a 6% PKB i według prognoz Komisji Europejskiej, będzie on się utrzymywał na tak wysokim poziomie również w 2026 r. Jednocześnie cały dług tego sektora sięgnie w 2024 r. 54,7% PKB, co jest nadal umiarkowanym poziomem i właśnie to pozwoliło nam zorganizować krótkoterminowe finansowanie dla zbrojeń w okresie przejściowym. Niestety, m.in. w wyniku tego, w kolejnych latach nasz dług będzie rósł do odpowiednio 58,9% w tym roku i 62,4% w relacji do PKB w 2026 r. Symulacje KE wskazują, że jeżeli nie zmniejszymy deficytu GG, to w ciągu półtorej dekady polski dług urośnie do ok. 100% PKB, a do tego będzie to bardzo drogi dług. Już obecnie płacimy za zaciągany przez nasze państwo dług więcej niż np. Grecja czy Portugalia, czyli kraje, które przeżyły bardzo poważne problemy finansowe. Tak wysoki koszt długu jest nie do utrzymania w dłuższej perspektywie, co oznacza, że trzeba będzie albo wprowadzić jakieś podatki, albo ograniczyć finansowanie niektórych usług publicznych, jak ochrona zdrowia czy edukacja. Czy to jest racjonalne i bezpieczne?
W wielu krajach wprowadzone są przejściowo specjalne podatki „wojenne”, w ostatnim czasie zrobiła tak choćby Estonia. Oczywiście wiemy, że niekiedy „przejściowe” rozwiązania zostają na trwałe, jednak trzeba przeprowadzić dialog ze społeczeństwem i umówić się z nim na jakieś rozwiązanie kwestii rosnących wydatków państwa na obronność. Należy powiedzieć jasno, że jeżeli państwo nie będzie miało wyższych dochodów, to pewne usługi publiczne będą ograniczone lub znikną w ogóle. Nie możemy sobie pozwolić na dług wysokości 100% PKB, bo to nie będzie bezpieczne.
Warto zwrócić uwagę, że my w Polsce de facto mamy już podatek wojenny. Jeśli się wczytać w ustawę o VAT, to widać, że podwyższona po kryzysie 2018 r. z 22 do 23% podstawowa stawka VAT może być obniżona, jeżeli poprawi się stan finansów. Jednakże nie tak dawno wprowadzono tam zapis, że musi być spełniony jeszcze jeden warunek, wydatki zbrojeniowe nie będą przekraczały 3% PKB. Czyli już teraz mamy dodatkowy jeden punkt procentowy VAT ze względu na zwiększone wydatki zbrojeniowe i to poprzez mechanizm automatyczny, konkretne zobowiązanie, co wydaje się uczciwe. A przecież nie było protestów na ulicach z tego powodu, czy nawet dramatycznego załamania słupków wyborczych po wprowadzeniu tego zapisu. Dlaczego zatem nie dołożyć tam dwóch punktów procentowych i uniknąć w ten sposób ogromnego wzrostu zadłużenia i zagrożenia stosowaniem niebezpiecznego finansowania. I żeby było jasne, ja tutaj nie opowiadam się za tym czy tamtym rozwiązaniem. Pokazuję alternatywy. Ale jednocześnie uważam, że mniejszym złem byłby tymczasowy wzrost podatków niż wzrost zadłużenia. Jednak jest też druga strona medalu. Pojawia się pytanie – czy w okresie, kiedy mamy wojnę przy granicy, niektóre wydatki nadal są tak priorytetowe?
Mamy więc tu trzy scenariusze – można przejściowo finansować zbrojenia, zwiększając zadłużenie, ale tylko gdy trzeba jakieś konkretne potrzeby szybko zaspokoić. Ten etap moim zdaniem już się skończył, bo wkroczyliśmy na ścieżkę szybkiego przyrostu zadłużenia i przestaje to już być bezpieczne. Inne możliwości to albo wprowadzenie nowego podatku albo szukanie oszczędności w wydatkach. Pytanie, czy kraj, który szybko się zbroi, bo ma wojnę przy granicy, może sobie pozwolić na ekstremalnie duże państwo socjalne. Czy możliwe i słuszne jest państwo, w którym transfery socjalne są rozdawane szerokim strumieniem, bez żadnych kryteriów, a wiek emerytalny jest najniższy w całej UE, różny dla kobiet i mężczyzn? To są dylematy polityczne, ale o wymiarze ekonomicznym, którego nie można pomijać, gdyż inaczej dochodzimy do scenariusza greckiego.
Mamy bardzo duże, wręcz ogromne wydatki na obronność, finansowane z długu w sposób nieprzejrzysty i w dużej części nie oparty na ustawie o finansach publicznych, czyli poza jakąkolwiek kontrolą. Do tego nie mamy policzonych skutków takiego finansowania w dłuższej perspektywie. To nie jest bezpieczne, a budżet jak wiadomo nie jest z gumy i nie jest tak, że mamy nieograniczone możliwości finansowania.
Oczywiście Polska jest silniejszą gospodarką i daleko nam do scenariusza greckiego, ale mimo to warto to przypomnieć. Kraj ten zasłynął ogromnymi transferami socjalnymi. To Grecja jako pierwsza wprowadziła trzynastkę, czternastkę czy różne bonusy dla urzędników, np. za mycie rąk. Jako pierwszy kraj w Unii Grecja obniżyła też wiek emerytalny. Mniej znanym faktem jest to, że również Grecja przez dwie dekady, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, z uwagi na napięte relacje z Turcją, utrzymywała wydatki na zbrojenia na średnim poziomie 5% PKB, a później zredukowała je do nadal bardzo wysokiego poziomu ponad 3%. W okresie tych dwóch dekad bardzo wysokich wydatków skumulowane wydatki Grecji na zbrojenia wyniosły de facto 100% PKB. Wciąż ciążący Grecji ogromny dług w dużej części wynika z tego, że wydatki zbrojeniowe były połączone z bardzo wysokimi transferami socjalnymi, a wszystko było finansowane z długu. Gdy wybuchł kryzys gospodarczy 2018 r., zupełnie niezależny od Grecji, rynki powiedziały: „stop, ten dług jest za duży i my nie będziemy tego finansować”, w efekcie czego Grecja zbankrutowała.
Czy wtedy, gdy Grecja musiała drastycznie obciąć wydatki publiczne, w tym na wypłaty w budżetówce, armii, policji i wymiarze sprawiedliwości, była bezpieczna? Pojawiły się protesty, leciały koktajle mołotowa, nastąpiło przesilenie polityczne. Czy to nie narażało bezpieczeństwa państwa? Odnosząc się do obecnej sytuacji – czy takie okoliczności nie są wymarzonym scenariuszem do prowadzenia wojny hybrydowej, do rozbicia państwa? Wobec znów rosnącego na świecie napięcia być może Grecja chciałaby znowu zmodernizować armię, ale nie bardzo ma za co. To jest przykład pokazujący, że bezpieczeństwo trzeba finansować bezpiecznie.
A jak sprawić, żeby środki, które już są wydawane na zbrojenia, były wydawane efektywnie?
– Tu pojawia się kolejny problem. Nie dość, że finansujemy wydatki zbrojeniowe z długu, czyli niebezpiecznie, to jeszcze gros tych wydatków jest finansowane poza ustawą budżetową. Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, który został utworzony przy BGK, jest funduszem, który nie podlega przepisom ustawy o finansach publicznych i jest jak gdyby równoległym „budżetem”. Tego rodzaju funduszy jest w sumie ok. 20, ale fundusz zbrojeniowy wyrasta na hegemona pod względem kwot. Ponieważ jest ulokowany w banku, nie podlega takim procedurom jak środki wydatkowane z budżetu państwa. Jego przejrzystość jest ograniczona. Tych funduszy nie powinno się nazywać funduszami pozabudżetowymi. Ta nazwa powinna być zarezerwowana dla państwowych funduszy celowych. Te w BGK to pseudofundusze pozabudżetowe nieopisane w ustawie o finansach publicznych.
Organizacyjnie też jest to dość ryzykowne, bo finansowanie wydatków zbrojeniowych państwa realizują nie urzędnicy, ale pracownicy banku, w tym przypadku banku państwowego i dość specjalistycznego – BGK, ale jednak banku. Oznacza to, że do pewnych tajemnic są włączone osoby nie podlegające odpowiedzialności urzędniczej, a odpowiedzialność jest skupiona nie na konstytucyjnych, powołanych do tego ministrach – obrony i finansów – tylko rozproszona pomiędzy szefami i urzędnikami resortów a pracownikami i kierownictwem banku.
Ponadto prowadzenie równoległego budżetu łamie konstytucję. Art. 219 mówi wprost, że finanse publiczne prowadzi się w ustawie budżetowej, a nie w jakichś funduszach poza nią. Plany finansowe tego funduszu nie przechodzą przez parlament w takim trybie, jak np. Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej czy wydatki Ministerstwa Obrony Narodowej.
Czyli nie ma nad nim kontroli publicznej?
– Tak, ponieważ kontrola nad FWSZ nie jest zapisana w ustawie o finansach publicznych, nie jest tak ugruntowana prawem i praktyką, co sprawia, że jej przejrzystość jest dużo mniejsza. W ten sposób tworzy się środowisko, w którym można popełnić błędy w zakresie racjonalnego, oszczędnego i efektywnego wydatkowania środków publicznych. Można powiedzieć, że minister obrony dostał kartę kredytową z bardzo dużym limitem na wydatki. Jak się ma takie środki, to prawdopodobieństwo złego wydatkowania jest dużo większe. Tym bardziej że nie ma kontroli parlamentarnej, choćby w postaci Komisji Finansów Publicznych, w takim trybie jak dla innych funduszy państwowych. Cywilna, parlamentarna kontrola wydatków państwowych jest jedną z fundamentów demokracji.
Czy należałoby przenieść środki z FWSZ do budżetu?
– Rozumiem konieczność pewnej elastyczności tego rodzaju wydatków. Dla przykładu – fundusz umożliwia wieloletnie planowanie, podczas gdy sam budżet państwa jest roczny. Finansowanie wieloletniej modernizacji sprzętu wojskowego z części budżetowej jest trudne i dlatego właśnie wiele lat temu utworzono Fundusz Modernizacji Sił Zbrojnych, który był państwowym funduszem celowym i który działał na identycznych zasadach jak Fundusz Ubezpieczeń Społecznych czy każdy inny fundusz państwowy. Jest on formalnym załącznikiem do ustawy budżetowej, zatem podlega kontroli, nie finansuje się z drogiego długu BGK, a tańszego długu Skarbu Państwa. Podlega tym samym rygorom, co każdy inny fundusz i zapewnia elastyczność wieloletnią, co oznacza, że gdy przyznane środki nie zostaną wydane w danym roku, to zostają w tym funduszu na kolejny. Nie ma zatem merytorycznych powodów, żeby te środki wyprowadzać poza nawias ustawy budżetowej i nie ujmować go w niej, tak jak ma to miejsce w Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych.
Dziwi mnie trochę, że wojskowi, którzy planują strategicznie i długookresowo nie martwią się, z czego wydatki zbrojeniowe będą spłacane. Załóżmy, że mamy taki scenariusz, iż dzięki naszym zbrojeniom odstraszymy przeciwnika i nie dojdzie do wojny, a wydatki na armię wrócą do 2-3%. Wtedy jednak nadal trzeba będzie spłacać zaciągnięte na zbrojenia długi. Środki będą zapewne pochodzić z budżetu MON, z tych 2% czy 3%, co oznaczać będzie, że pochłoną znaczną jego część. Strategicznie myślący wojskowi powinni zadać sobie już teraz to pytanie, zaplanować swoje wydatki w bardzo długim okresie i zabezpieczyć się na przyszłość. Oni pierwsi powinni zażądać pełnego rozliczenia wydatków, szukać alternatyw i martwić się o to, jak je bezpiecznie sfinansować.
Pojawiały się głosy, że FWSZ powstał na wzór niemiecki, jednak to jest kompletna nieprawda. Niemcy mają fundusz, który ma limit wydatkowy, nie emituje własnego długu i jest finansowany z niemieckich bundów oraz podlega wszystkim procedurom i publicznej kontroli. A co najważniejsze jego wydatki są pokazane na pierwszej stronie ustawy budżetowej.
Trzeba też dodać, że nasz Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych jest drogi. Jesienią 2023 r. wyemitował pięcioletnie obligacje dolarowe o wartości miliarda dolarów z rentownością 6,3% i ryzykiem kursowym. W tym samym czasie złotowe obligacje Skarbu Państwa, bez ryzyka kursowego, miały rentowność 5,3%, czyli jeden punkt procentowy mniej, czyli taniej dla nas wszystkich. Zresztą rządowe obligacje dolarowe były oprocentowane w tym okresie podobnie. Oznacza to, że musieliśmy dopłacić niemal jeden punkt procentowy do ryzykownego, nieprzejrzystego i niezgodnego z konstytucją finansowania.
Prowadzenie równoległego budżetu łamie konstytucję. Art. 219 mówi wprost, że finanse publiczne prowadzi się w ustawie budżetowej, a nie w jakichś funduszach poza nią. Plany finansowe tego funduszu nie przechodzą przez parlament w takim trybie, jak np. Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej czy wydatki Ministerstwa Obrony Narodowej.
Zresztą FWSZ od 2023 r. nie emituje już obligacji, bo nie cieszą się one popularnością. Wynika to z faktu, że są instytucje finansowe, które unikają finansowania wydatków zbrojeniowych, analogicznie jak np. unikanie wydatków związanych z przemysłami zanieczyszczającymi środowisko. Obligacje oznaczone jako wojenne zawsze będą droższe od zwykłych. FWSZ teraz zadłuża się w kredytach, które są jeszcze droższe, bo zawsze są jakieś opłaty i prowizje dodatkowe. Z danych za 2024 r. wynika, że koszty obsługi w FWSZ są gigantyczne. Przy zadłużeniu ok. 30 mld zł, koszty obsługi długu w FWSZ w okresie styczeń-wrzesień wyniosły 2,9 mld zł, co w przeliczeniu na rok daje ogromne, relatywne koszty obsługi długu, tj. ok 12,8% (!!!). W planie na 2025 r. założono, że koszty obsługi długu w FWSZ wyniosą 6,5 mld zł.
Finansowanie modernizacji armii przez FWSZ będzie bardzo drogie, dodatkowe, utopione koszty obsługi długu to będą ogromne kwoty, liczone w miliardach, które moglibyśmy przeznaczyć na dodatkowe zakupy sprzętu lub inne usługi publiczne.
Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych to jest bomba zegarowa i boję się, że kiedyś, za 15, 20 lat będziemy mieli z nim podobną sytuację jak kiedyś z Funduszem Obsługi Zadłużenia Zagranicznego z czasów PRL.
Co zrobić, żeby to naprawić i wydawać mądrze i efektywnie?
– Po pierwsze, wszystkie fundusze bez wyjątku dla FWSZ powinny wrócić do budżetu lub państwowych funduszy celowych. A resorty obrony i finansów powinny być wyposażone w odpowiednie środki na utworzenie w swoich strukturach wyspecjalizowanych komórek do zrządzania finansami na obronność. Można to zrobić za niewielką część zmarnowanych kosztów z finansowania poprzez BGK. Po drugie, fundusze nie powinny same emitować drogiego długu, a powinny być finansowane z obligacji Skarbu Państwa, co byłoby tańsze, lub po prostu z podatków. Po trzecie, nie możemy już zwiększać długu, tylko musimy się zastanowić nad jakimś finansowaniem z podatków, lub szukać oszczędności w wydatkach. Po czwarte, trzeba wzmocnić ekspercką kontrolę parlamentarną, w tym przez Komisję Finansów Publicznych. Muszą być przygotowywane i dyskutowane wieloletnie, całościowe plany finansowania wydatków obronnych, tak żeby ekonomiści zewnętrzni mogli o tym dyskutować, proponować rozwiązania.
Czy wydatki na obronność mogą stanowić dźwignię dla polskiej gospodarki, czy też raczej będą stanowić tylko obciążenia?
– Jest wiele badań pokazujących, że jeżeli wydatki obronne w dużym stopniu są skierowane na zakupy zagraniczne, czyli import, to nie stymulują wzrostu PKB. Być może zwiększają one bezpieczeństwo, co też ma wymiar ekonomiczny, gdyż bezpieczny kraj może mieć niższe koszty obsługi długu, ale nie zwiększają potencjału produkcyjnego. Takie zwiększone wydatki zbrojeniowe, importowe, wręcz obniżają wzrost gospodarczy. Dlatego jest ważne, żeby pieniądze na zbrojenia wydawać z głową i wykorzystać je w jak największym stopniu do wspomagania polskiego przemysłu obronnego, co może zwiększyć PKB i w efekcie środki budżetowe również na armię. Obrazowo mówiąc, jeżeli pójdziemy tylko z kartą kredytową bez limitu na zakupy za granicę, to nie będzie to korzystne dla gospodarki. Dlatego po pierwsze, jeżeli już kupować to efektywnie, a po drugie tak kupować, żeby jak największy strumień, o ile to możliwe, szedł do polskiej gospodarki. Świat się zbroi – cały, nie tylko Polska. Jeżeli rozwiniemy możliwości produkcyjne przemysłu zbrojeniowego, to możemy na tym zarobić eksportując. Ponadto wiele z tych inwestycji może być tzw. dual-use, czyli produkować też na potrzeby rynku cywilnego.
Podsumowując, co zrobić, żeby było nas stać na zwiększone wydatki zbrojeniowe i żeby po okresie ich ponoszenia wrócić bezpiecznie do normalnej gospodarki?
– Nadmiernego deficytu budżetowego na poziomie 5-6% PKB rocznie nie da się utrzymać w dłuższej perspektywie. Są dwa rozwiązania: albo wygospodarujemy przestrzeń w budżecie, poprzez obniżenie innych wydatków, bo uznamy, że są inne priorytety, albo będziemy reformować stronę dochodową; czy to poprzez dedykowane podatki zbrojeniowe, czy zwiększenie VAT. Pytanie tylko czy społeczeństwo jest na to gotowe. Uważam, że trzeba podjąć dialog publiczny, bo bez merytorycznej dyskusji o stronie wydatkowej i dochodowej zwiększonych wydatków państwa nie da się sfinansować.
Według prognozy Komisji Europejskiej już w 2026 r. przegonimy Szwecję, czyli kraj będący synonimem socjalnego państwa dobrobytu, pod względem wydatków publicznych, na które trafi 50% PKB. Tyle że Szwedzi mają wysokie podatki. Już teraz transfery gotówkowe w Polsce stanowią 17% PKB, podczas gdy w Szwecji 11% PKB. Tam państwo skupia się na dostarczaniu usług dla osób cierpiących ubóstwo, na różnego rodzaju pomocy, doradztwie, a nie prostym rozdawaniu pieniędzy. Musimy się zastanowić, czy taki model wysokich bezwarunkowych transferów nam odpowiada. Nie można mieć wydatków większych niż Szwecja, podatków irlandzkich i jeszcze najwyższych na świecie wydatków na zbrojenia. Musimy bezpiecznie sfinansować modernizację armii!