Amerykańskie problemy budżetowe z długiem w tle oznaką globalnych dylematów

Amerykańskie problemy budżetowe z długiem w tle oznaką globalnych dylematów
Fot. stock.adobe.com / W.Scott McGill
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Tuż przed „godziną zero”, w wyniku wymęczonego porozumienia republikanów i demokratów, Stany Zjednoczone uniknęły kolejnego epizodu tzw. zamknięcia rządu (government shutdown). Rozejm w walce politycznej z użyciem szantażu finansowego nie jest ostateczny. Wydłużająca czas finansowania wydatków państwa, awaryjna ustawa Senatu zwana „continuing resolution”, traci ważność już 17 listopada ‘23, czyli za zaledwie półtora miesiąca.

Zamknięcia, których skutkiem jest przede wszystkim czasowy, lecz dotkliwy brak wypłat dla urzędników federalnych, zawsze zdarzają się w końcu roku. Przyczyna jest prozaiczna – rok finansowy na szczeblu federalnym rozpoczyna się 1 października, a nie – jak m.in. w Polsce – 1 stycznia.

Ponieważ wydatki każdego ministerstwa i programu rządowego na szczeblu federalnym są ustalane co roku przez Kongres, to kryzysy na tle finansowania wydatków rządowych zdarzają się wtedy, gdy urzędujący prezydent nie ma za sobą stałej większości w obu izbach parlamentu i staje się zakładnikiem opozycji.

Demokraci kontra republikanie

Przedmiotem rozgrywki są różne kwestie wpływające na bieżące nastroje wyborców, ale w burzliwej retoryce na plan pierwszy wysuwa się poziom długu publicznego.

Spór ma charakter zasadniczy. Republikanie są za mniejszym państwem, a więc niższym poziomem federalnych wydatków budżetowych, co wiążą z nadziejami na niższe podatki.

Demokraci niemal wprost przeciwnie – starają się poszerzyć zakres zabezpieczeń socjalnych, w tym bezpłatnej lub taniej opieki medycznej, lecz przede wszystkim bliska jest im idea dużego państwa (big government).

Rozszerzanie zakresu oddziaływania państwa powinno być finansowane przede wszystkim z podatków, ale w wyniku kalkulacji wyborczych (kto lubi wysokie podatki?), w pokrywaniu wydatków federalnych rośnie w USA udział długu publicznego.

Czytaj także: Fitch ukarał Stany Zjednoczone za polityczne kłótnie

Amerykańskie kłopoty istotne dla globalnej gospodarki

Nie nasze małpy, nie nasz cyrk, jak mówią, ale amerykańskie batalie budżetowe mają jednak znaczenie generalne wybiegające poza USA.

Dług publiczny USA doszedł właśnie do pułapu 33 bilionów (33 000 mld) dolarów, co stanowi nieco ponad 120 proc. PKB Stanów Zjednoczonych.

W Polsce ten sam wskaźnik wynosi 49,6 proc. więc jest wyraźnie mniejszy, choć nie uwzględnia długów gwarantowanych przez państwo, a zaciąganych przez BGK, czy Polski Fundusz Rozwoju. Dzięki temu od kilku lat oficjalne wskaźniki zadłużenia RP są wyraźnie lepsze od rzeczywistych.

Stany są pod względem zadłużenia publicznego nie tylko globalnym liderem, ale także fenomenem, bowiem z uwagi na pozycję dolara jako głównej waluty świata mogą sobie pozwolić na to, co poza Japonią (głównie dług wewnętrzny wobec podmiotów krajowych), nie mogą pozwolić sobie inne państwa.

Szczególna pozycja USA wynika z tego, że dla zagranicznych wierzycieli Ameryki pieniądze pożyczane rządowi Stanów są bezpiecznym aktywem chronionym potęgą gospodarczą tego kraju i płynną rezerwą „na wszelki wypadek”.

Czytaj także: Jak amerykańskie banki komercyjne, unie kredytowe i nadzorcy rynku finansowego reagują na problemy mieszkańców Hawajów?

Widziane z perspektywy USA stanowią z kolei skuteczny i niezbyt kosztowny ekwiwalent podatków. Obligacje USA dają wprawdzie zarobek, który jest dla USA kosztem, ale pobór podatków też kosztuje – w 2022 r. ponad 14,2 mld dol. w postaci wydatków operacyjnych amerykańskiego poborcy (IRS).

Nieustraszeni zwolennicy rosnącego udziału państwa we wszystkim, gdzie tylko da się wetknąć jego macki podkreślają z fałszywą satysfakcją, że okres wysokiej inflacji zmniejszył realną wartość zadłużenia. O tym, że inflacja obniżyła jakość życia większości członków ich bazy wyborczej rekrutującej się spośród niezamożnych pracobiorców i emerytów – taktycznie milczą.  

Niebezpieczny globalny dług publiczny

Parlamentarne metody stosowane przez amerykańskich republikanów w sporze o zadłużenie są wprawdzie nieparlamentarne, ale nie powinno to przesłaniać narastającej powagi problemu coraz wyższego długu publicznego, który w skali globalnej wzrósł (źr. MFW) przez półtorej dekady od kryzysu finansowego o mniej więcej 30 proc.

W 9 spośród 21 najbardziej rozwiniętych państw świata zadłużenie wzrosło jeszcze bardziej, bo o 45 proc.

Kwestia jest coraz poważniejsza, ponieważ świat czekają wielkie wydatki. Najważniejszy przykład zaraz z brzegu to olbrzymie koszty transformacji w celu ograniczania skutków kryzysu klimatycznego i środowiskowego.

Inna kosztowna konieczność (niestety prawie wyłącznie dla Zachodu) to obrona Ukrainy przed nawałą militarną Rosji. Koszt ten ujawnia się z wielką siłą w polskim bilansie zadłużenia, co już wywołuje potrzebę wzmocnienia bardzo ostatnio nadwyrężonej kontroli nad długiem publicznym naszego kraju.

Wojna na wschodzie Europy ujawniła jeszcze groźniejszą konieczność stawiania czoła rosnącej ekspansywności coraz mniej przewidywalnych Chin przekształconych w dyktaturę. Nie będzie to tanie.

W obliczu nawały populizmu i głębokich podziałów w społeczeństwach, konieczne jest zmniejszanie różnic dochodowych, przynajmniej tych najjaskrawszych. Potencjalny rachunek interwencji o charakterze socjalnym dokonywanych przez państwa opiewać będzie na biliony.

Jak zatem widać, zacięte spory wewnętrzne o dług amerykański są tylko częścią znacznie większej całości.

Czytaj także: Holenderski bankowiec ostrzega przed zbliżającym się kryzysem

Irlandzki embarras de la richesse

Chociaż to marzenie ściętej głowy, dobrze byłoby mieć kłopot doskwierający dziś Irlandii. Minęło 15 lat od kryzysu finansowego, który zmusił państwo do pożyczenia za granicą dziesiątków miliardów dolarów, żeby uratować kraj od niewypłacalności, a dziś Zielona Wyspa ma inne duże zmartwienie.

Władze w Dublinie muszą uzgodnić ze społeczeństwem na co przeznaczyć tegoroczną nadwyżkę budżetową w wysokości 10 mld euro. „Gorzej” (znowu zacięte, konfliktogenne debaty), że w przyszłym roku budżetowym nadwyżka ma być jeszcze wyższa, sięgając zapewne 16 mld euro.

Źródłem bonanzy są podatki płacone przez amerykańskie korporacje, głównie high-tech i farmaceutyczne, zwabione do Irlandii niskimi podatkami oraz brakiem różnic językowo-kulturowych.

Irlandzkie luzowanie podatkowe jest solą w oku reszty Europy wytykającej Dublinowi nieuczciwą konkurencję, ale jest faktem, że jakość podatkowa przekłada się na ilość, tj. łączną wartość poboru.

Czytaj także: Czy europejska Unia Kapitałowa pozwoli dogonić Stany Zjednoczone pod względem produktywności i wzrostu?

W przewidywalnej przyszłości irlandzkie dylematy nie powtórzą się w Polsce. Duża część rodaków wciąż ma za złe obcym, a już zwłaszcza bogatym sąsiadom – Niemcom, którzy w bardziej przyjaznych okolicznościach mogliby przywozić do nas co roku kolejne miliardy, rozwijając w Polsce odnogę modelu Mittelstand, czyli małych i średnich firm. Tym razem z wykorzystaniem polskich „złotych rączek” oraz niemieckich technologii i znajomości rynków.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.
Źródło: BANK.pl