Ale ja chciałbym do lasu!

Ale ja chciałbym do lasu!
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Tuż przed majowym weekendem byłem na grillu u znajomych. W trakcie dyskusji przy pieczonej karkówce, w gronie kilkunastu osób.

Pośród wielorakiej wymiany poglądów na najprzeróżniejsze tematy, jeden z nich przewijał się cały czas: gdzie planujesz spędzić majowy wypoczynek? Pomysły były różne. Mnie zainteresowała  deklaracja dwóch, dawno niewidzianych kolegów.

– Jedziemy na tydzień w Karpaty Wschodnie, do Rumunii.

– Gdzie?

– To północne rejony kraju, na wschód od Suceavy. Takie nasze Bieszczady. Cztery terenowe Hondy firmy surwiwalowej z Przemyśla. Pełna swoboda, luz i przygoda. Jakieś 8 godzin jazdy trasą przez Lwów, Stanisławów i Czerniowce

(ale czeka się na granicy, bo to już nie UE. Przez Słowację i Węgry jest mniejszy problem, tylko droga o wiele dłuższa – przyp. mój – sprawdziłem). – Robisz co chcesz. W dzień lasy, rzeki, wąwozy i połoniny, przeprawy i zwiedzanie. A wieczorem rąbiemy drzewo i rozpalamy ognisko, a nie żaden grill. Byliśmy tam w zeszłym roku. Bez żon i dzieciaków! Człowieeekuu!

– Ale zawsze mówiliście, że Polska jest najpiękniejsza! Lasy…, jeziora…, spływy rzekami?

– I dalej tak uważany. Tylko w naszym lesie nic nie możesz! Dosłownie nic! A my lubimy się powłóczyć. Etap wyjazdów na Kretę czy do innej Hurgady mamy już za sobą. To dla leszczy krążących pomiędzy hotelowym basenem a barkiem.

Wróciłem do domu. Sam lubię wyjechać gdzieś w mało znane miejsca. Nie ukrywam, że i mnie już dawno temu naszły myśli o spędzaniu wolnego czasu z dala od zgiełku i tłumu ludzi. Mam za sobą spływy Biebrzą i Czarną Hańczą. A taką Puszczę Borecką czy Knyszyńską znam nawet nieźle. Zjeździłem ukochane Beskidy, Bieszczady, Roztocze, Suwalszczyznę, Szwajcarię Kaszubską, Kotlinę Kłodzką, Warmię i Mazury oraz Pieniny. Bo coraz bardziej dostrzegam wartości jakie oferuje nam czyste, nieskażone ludzką ingerencją otoczenie przyrody. Tej prawdziwej wolności bez krawata i garnituru. Czy rzeczywiście trzeba jechać gdzieś daleko, aby pobyć w lesie? No więc sprawdziłem parę rzeczy. I co ujrzałem?

Ujrzałem antypatyczny Kodeks wykroczeń: Art. 82. § 3. „Kto na terenie lasu, na terenach śródleśnych, na obszarze łąk, torfowisk i wrzosowisk, jak również w odległości do 100 m od nich roznieca ogień poza miejscami wyznaczonymi do tego celu albo pali tytoń, z wyjątkiem miejsc na drogach utwardzonych i miejsc wyznaczonych do pobytu ludzi, podlega karze aresztu, grzywny albo karze nagany”. No to rozpalenie w lesie ogniska, w świetle polskiego prawa, jest niemożliwe. A więc chrupiących kiełbasek nie będzie! Mało tego: w § 5. tegoż artykułu („Kto w inny sposób nieostrożnie obchodzi się z ogniem, podlega karze aresztu, grzywny albo karze nagany.”) mamy pełny zakres uznaniowości przez służby leśne, czy aby przypalając papierosa nie narażam lasu na nieszczęście! Mandat w drodze! Chyba że jaram „na drodze utwardzonej”. Ale czy taką znajdę w lesie? Nie ma obawy!

Co ciekawe: ogniska nie rozpalę, bo zgodnie z art. 120. § 1. „Kto w celu przywłaszczenia dopuszcza się wyrębu drzewa w lesie albo kradnie lub przywłaszcza sobie z lasu drzewo wyrąbane lub powalone, jeżeli wartość drzewa nie przekracza 1/4 minimalnego wynagrodzenia” – podlegam karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. A jak parę suchych gałęzi weźmie na rozpałkę kolega, z którym idę przez las, to i ja mogę zostać ukarany (§ 2. „Usiłowanie oraz podżeganie i pomocnictwo są karalne”).

Gdybyśmy już włóczyli się pomiędzy lasami, to należy pamiętać o karach jakie nakłada art. 151. § 2. za wędrowanie pomiędzy np. młodymi sosenkami albo po czyimś polu: „Jeżeli grunt jest zaorany, zasiany lub obsadzony, znajduje się w stanie sztucznego zalesienia, naturalnego odnowienia lub stanowi młodnik leśny do lat 20, sprawca podlega karze grzywny.

A teraz najgorsze. Okazuje się, że rzeczywiście, w lesie niczego nie można. Oto w art. 153. § 1. czytamy: „Kto w nienależącym do niego lesie:

1) wydobywa żywicę lub sok brzozowy, obrywa szyszki, zdziera korę, nacina

drzewo lub w inny sposób je uszkadza,

2) zbiera mech lub ściółkę,

3) zbiera gałęzie, korę, wióry, trawę, wrzos, szyszki lub zioła albo zdziera darń,

4) zbiera grzyby lub owoce leśne w miejscach, w których jest to zabronione, albo sposobem niedozwolonym, podlega karze grzywny do 250 złotych albo karze nagany.

Ale co tu mówić. Samo chodzenie po leśnej trawie też może być ukarane. Oto w artykule 156. § 1. Czytamy: „Kto na nienależącym do niego gruncie leśnym lub rolnym niszczy zasiewy, sadzonki lub trawę, podlega karze grzywny do 500 złotych albo karze nagany.

Z lasu zawsze może przegonić nas nie tylko służba leśna, ale i właściciel terenu np. rolnik. Ma do tego prawo na podstawie art. 157. § 1. „Kto wbrew żądaniu osoby uprawnionej nie opuszcza lasu, pola, ogrodu, pastwiska, łąki lub grobli, podlega karze grzywny do 500 złotych lub karze nagany.

Narzekam, co? No to jeszcze jedna uwaga. Niech Wam nie przyjdzie na myśl wjeżdżać samochodem do lasu lub parkowanie tam. Bo i wtedy jest na Was stosowny przepis. W art. 161. Kodeksu wykroczeń czytamy: „Kto, nie będąc do tego uprawniony albo bez zgody właściciela lub posiadacza lasu, wjeżdża pojazdem silnikowym, zaprzęgowym lub motorowerem do nienależącego do niego lasu w miejscu, w którym jest to niedozwolone, albo pozostawia taki pojazd w lesie w miejscu do tego nie przeznaczonym, podlega karze grzywny”. A wiec uważajcie!

Najbardziej boli mnie jeden przepis: art. 166. „Kto w lesie puszcza luzem psa, poza czynnościami związanymi z polowaniem, podlega karze grzywny albo karze nagany”. No, to jest już skandal. To gdzie ludzie mają pójść ze swym psem podczas wakacji? Boli mnie to bardzo. Swego czasu, jako dziennikarz, pełniłem funkcję sprawozdawcy sejmowego. Opisywałem procedury uchwalania ustaw. Do dziś pamiętam, jak w trakcie posiedzenia Sejmowej Komisji Prac Ustawodawczych redagowano ostateczną wersje nowelizowanego właśnie Kodeksu wykroczeń. Doszło do debaty, czy utrzymać w mocy stary zapis artykułu zabraniającego „puszczania psa luzem w lesie”, czy go zliberalizować. Pamiętam boje dwóch posłanek, aby ustawa zezwalała na bieganie psa po lesie. Reszta posłów w ogóle nie interesowała się tym tematem. Po kolejnym, pełnym emocji wystąpieniu jednej z nich przewodniczący Komisji spojrzał na zegarek i stwierdził: „Proszę Państwa. Jest godzina 13.20. O godzinie 14 są obrady plenarne, a jeszcze musimy zjeść obiad. Proponuję zatem zakończyć dyskusję”. I stary przepis pozostał w mocy.

Taaak! Wycieczka do lasu może i nie jest problemem. Tylko kto tam odpocznie mając świadomość, że praktycznie wszystko co robi jest karalne. Do Rumunii nie jadę. Kupiłem bilety na pociąg do Łodzi Fabrycznej.

Bogdan Koblański