Dość!

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Od informacji o brutalnym skopaniu przypadkowo napotkanego człowieka przez grupę młodych zwyrodnialców w Poznaniu stokroć bardziej niepokojące jest stanowisko, jakie w tej sprawie zajął poznański sąd. Wypuszczenie z aresztu sprawcy bestialskiego czynu, który - jak wynika z doniesień prasowych - pomimo młodego wieku zdołał już zgromadzić całkiem niezły dorobek w swej bandyckiej karierze, nasuwa pytania już nie tylko o kondycję polskiego wymiaru sprawiedliwości ale nade wszystko o hierarchię wartości wyznawaną przez tych, którzy - zgodnie z hasłem umieszczonym na gmachu warszawskich sądów - mają stanowić "ostoję mocy i trwałości Rzeczypospolitej".

Jakież to argumenty przekonały poznański skład sędziowski aby prowodyra grupy, która na poznańskiej ulicy urządziła sobie bezprzykładne polowanie na człowieka zwolnić z aresztu tymczasowego? Przesłanka „braku możliwości mataczenia i utrudniania postępowania” wydaje się być kpiną na tle innych decyzji polskich sędziów – ot, choćby tej nakazującej przetrzymywanie w areszcie upośledzonego psychicznie człowieka, który – być może nawet nieświadomie – ukradł ze spożywczego sklepu wafelek wart 99 groszy. Czyżby w tym ostatnim przypadku dzielna prokuratura natrafiła na trop zorganizowanej grupy wafelkowych skrytożerców? Jeszcze bardziej kuriozalny – choć zdecydowanie bardziej pasowałoby tu słowo „przerażający” – jest inny argument, zawarty w uzasadnieniu szokującej decyzji wielkopolskiego sądu. Sprawca nie należał do rasistowskiej organizacji, nie był powiązany z tego typu środowiskami – a wybór na ofiarę akurat Syryjczyka był spowodowany… zamroczeniem alkoholowym. A skoro tak – to przecież „nic się nie stało, kochani nic się nie stało…” – jak śpiewać zwykli fani piłki nożnej.

Niestety – decyzja poznańskich sędziów nie jest tylko przykrym wypadkiem w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości. Od dłuższego już czasu bowiem kryteria, jakimi kierują się polskie sądy w stosowaniu aresztu tymczasowego są podobnie zagadkowe i niezrozumiałe jak egipskie hieroglify. Osoby oskarżone o „przekroczenie granic obrony koniecznej” czy kierowcy, których tragiczna chwila nieuwagi zakończyła się drogowym dramatem potrafią przebywać w areszcie przez całe miesiące, choć akurat w ich przypadku nic nie wskazuje na mataczenie czy popełnianie kolejnych przestępstw – podczas gdy pospolite rzezimieszki, drogowi bandyci czy brutalni kibole wychodzą po 48 godzinach, śmiejąc się w twarz nam wszystkim. Tak – również tym, którzy ufając w szlachetną do gruntu naturę każdego człowieka bez wyjątku podejmują miłosierną decyzję o uchyleniu aresztu. Motłoch wszak nie pojmuje takich wzniosłych uczuć jak empatia, miłosierdzie czy humanitaryzm. Każda forma łagodności, zrozumienia czy dawania drugiej szansy jest przez tego typu osobniki odbierana li tylko jako przejaw słabości. Naiwności, by nie rzec wprost: frajerstwa. A nade wszystko – ugruntowanie w świadomości, że wolno więcej. I – co najgorsze – owo „więcej” faktycznie ma miejsce. Kiedy jeszcze nie tak dawno temu młodzieńcy czyniący ohydne nazistowskie gesty tłumaczyli się sympatią do tradycji starożytnego Rzymu tudzież chęcią zamówienia pięciu piw – sądy milczały. Podobnie ignorowano żenujące przyśpiewki na meczach, napisy na murach jawnie nawiązujące do hitlerowskiego ludobójstwa  –  generowane wszak z reguły przez tępych troglodytów. Dziś 37 milionowy naród musi wstydzić się przed całym światem za wyczyny przedstawicieli stosunkowo nielicznej, prymitywnej hałastry, którą od lat hołubi wymiar sprawiedliwości – a którą każdy „statystyczny Polak” – mówiąc kolokwialnie – najchętniej popędziłby z tego kraju gdzie pieprz rośnie. Bo przecież działalność chuliganerii w pierwszej kolejności szkodzi współziomkom. Dewastowanie mienia społecznego i prywatnego, drogi pełne zmotoryzowanych, młodocianych bandytów po każdej wiejskiej dyskotece, patologiczne rodziny terroryzujące całe osiedla swymi breweriami – to pierwszy namacalny skutek „resocjalizacji w miejsce represji…”

Oczywiście – z punktu widzenia litery prawa posunięcie poznańskich sędziów mogło nosić pozory prawidłowego rozstrzygnięcia. Tyle, że prawo to nie księgowość, w której względy formalne mają znaczenie priorytetowe. O ile w przypadku tej ostatniej sklasyfikowanie określonego składnika wyposażenia firmy jako środka trwałego – nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi, acz zgodnie z zasadami rachunkowości – nie ma bezpośredniego przełożenia na moralną kondycję społeczeństwa, to decyzje wymiaru sprawiedliwości – w szczególności podejmowane w tak bulwersujących opinię społeczną przypadkach jak incydent poznański – stanowią istotny element kształtowania postaw ludzkich.

Jaki sygnał wysłali polskiemu społeczeństwu autorzy kuriozalnej decyzji? Kryterium bestialstwa nie jest poziom okrucieństwa sprawców ani stan ich demoralizacji, tylko przynależność do nielegalnej struktury – w tym szokującym zdaniu zawiera się cały sens rozstrzygnięcia poznańskiego sądu. Doprawdy – robi się ciekawie, rzecz jasna w chińskim tego słowa rozumieniu. Bo przecież nie trzeba kończyć studiów kierunkowych na wydziale prawa, nie trzeba zaliczać dwóch semestrów obowiązkowego przedmiotu „Historia państwa i prawa”, by zdawać sobie sprawę z jednego: że kierujący się niskimi pobudkami zwyrodnialec stanowi dla totalitarnych ustrojów „kapitał ludzki” nie mniej cenny aniżeli fanatyk. Że wśród hitlerowskich siepaczy obok osobników opętanych szatańską ideologią Mein Kampf całkiem pokaźne grono stanowili różnego rodzaju sadyści, psychopaci – i najpospolitsi kryminaliści, dla których gehenna milionów istnień ludzkich oznaczała li tylko „sposób na szybki i łatwy szmal”. Nietrudno chyba przewidzieć, po której stronie znalazłby się sprawca poznańskiego aktu barbarzyństwa w niepewnych czasach – co zresztą, w sposób tyleż namacalny co dla naszego narodu wyjątkowo przykry, udowodniły lata hitlerowskiej okupacji. Bo przecież to nie przedstawiciele mitycznej „skrajnej prawicy” dopuszczali się ohydnej zbrodni szmalcownictwa. Była to bezsprzecznie domena motłochu, niezdolnego do „wyznawania” jakiejkolwiek ideologii – chociażby tak nikczemnej i podłej jak narodowy socjalizm. Motłochu, dla którego jedyną wartość w tym całym procederze stanowiły otrzymane „od Niemca” pieniądze – za które można było się nażreć i schlać na umór, zaspokajając tym samym swe wszelkie potrzeby życiowe bez wyjątku. To właśnie tego typu kreatury przyprawiły nam, Polakom, gębę, której dziś, po latach musimy się wstydzić. Oczywiście, wiele spośród formułowanych dziś oskarżeń jest mocno przesadzonych, może nawet nie tyle w dziedzinie faktów co tendencyjnej interpretacji i wyciągania ewidentnie obraźliwych dla Polaków wniosków. Oczywiście, biorąc pod uwagę całokształt wojennych doświadczeń Polaków mamy prawo domagać się, a nawet żądać, bardziej dojrzałych, wyważonych i pozbawionych emocji wypowiedzi w tym zakresie. Tyle, że wszelkie apele o zachowanie rozwagi i rzetelności w dziejopisarstwie nie na wiele się zdadzą w sytuacji, kiedy za chwilę jakieś pijane bądź naćpane bydlę nasprajuje na murze „Żydzi do gazu!” – a organy państwa odstąpią od zastosowania tymczasowego aresztu bądź wręcz umorzą sprawę z uwagi „na znikomą szkodliwość społeczną czynu”. Jakby sugerując, że niepomiernie bardziej szkodliwa jest wspomniana kradzież wafelka bądź ściągnięcie z sieci pirackiej empetrójki…

Poznański incydent powinien stanowić dla nas swoiste memento – i zarazem impuls do działania. Czas powiedzieć: dość! – nie tylko rozwydrzonemu motłochowi, ale również przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości, ignorującym swoje powinności tak zawodowe jak również moralne. Czas przypomnieć, że sędziowska niezawisłość odnosi się jedynie do nacisków natury politycznej – i nie upoważnia do wydawania według własnego widzimisię decyzji i rozstrzygnięć, które każdy człowiek prawego sumienia poczytałby za tejże sprawiedliwości obrazę. Że immunitet sędziowski nie zwalnia od stosowania zwyczajnego, zdrowego rozsądku. Wreszcie – że ksenofobia, rasizm i „mowa nienawiści” – również w wykonaniu tych, którzy w swej tępocie jedynie powtarzają zasłyszane hasła, wykorzystując je jako ideologiczną podkładkę do swych bandyckich wyczynów – nie jest, i nigdy nie będzie, „czynem o znikomej szkodliwości społecznej”. Motłoch dał właśnie sygnał do czego prowadzić może dalsza pasywność wymiaru sprawiedliwości – również ta ubrana w modne piórka humanitaryzmu. Nie czekajmy na następny.