Nic ponad to, co prawo przewiduje
Kilkadziesiąt lat temu - jeszcze u progu gomułkowskiej "małej stabilizacji" - Polskie Radio emitowało bodajże pierwszy w historii konkurs dla radiosłuchaczy, zatytułowany "Zgaduj-Zgadula". Jak nietrudno się domyślić, pośród uczestników zmagań na antenie nie brakowało i takich, których poziom wiedzy odpowiadał dzisiejszemu kolokwializmowi "teledurniej". Żenujące występy ignorantów przed liczącą miliony słuchaczy na całym świecie publicznością nie uszły uwagi ówczesnych satyryków - którzy w jednym z warszawskich kabaretów pokazali własną, jakże ciętą wizję konkursu:
„Ja chcę skuter!” – tak brzmiała odpowiedź indagowanego przez jurorów „zawodnika”, niezależnie od tego, czy pytanie dotyczyło paleontologii, ludowej sztuki afrykańskiej czy podboju Kosmosu. Wizja lśniącej lakierem, nowiutkiej „Osy” – głównej nagrody konkursu – odebrała, jak widać, zdrowy rozsądek i resztki samokrytycyzmu. Z postawą konkursowicza w pełni korespondowało ukazano w krzywym zwierciadle podejście jurorów: zamiast najpóźniej po drugim braku odpowiedzi zrezygnować z maglowania ewidentnego dyletanta, dawano mu wciąż kolejną i kolejną szansę…
Niestety – wraz z postępem cywilizacyjnym i transformacją ustrojową liczba miłośników skuterów za friko w polskim społeczeństwie bynajmniej nie zmalała; rzekłbym, że grupa ta rozmnaża się latoś nadzwyczaj silni. I nie chodzi tu bynajmniej o uczestników współczesnych zmagań na srebrnym ekranie; gdyby to oni stanowili największy problem, można by mówić o krainie powszechnej szczęśliwości. Kiedy jednak najnowszy raport sejmowej podkomisji ds. SKOK nie pozostawia wątpliwości, iż najbliższa przyszłość co najmniej trzech czwartych sektora stoi pod znakiem zapytania – i to pomimo słonych sum, jakie spółdzielcze kasy otrzymały z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego – to aż się prosi debata nie tylko na temat nieuczciwości i niekompetencji zarządów kas czy nawet funkcjonujących w niektórych SKOK-ach struktur o charakterze przestępczym. Powiedzmy wprost: gdyby podobnej rangi nadużycia, nierzetelność, kłopoty z płynnością dotyczyły fabryki wózków dla dzieci czy firmy hotelarskiej, temat nie interesowałby nikogo – poza kontrahentami, syndykiem masy upadłościowej, no, ewentualnie prokuratorem. To, że casus SKOK regularnie pojawia się na pierwszym miejscu w opiniotwórczych mediach to w znacznej mierze zasługa deponentów – posiadaczy rachunków otwartych w kasach. To w ich obronie uruchomiono awaryjne fundusze, latami zgromadzone w BFG przez sektor bankowy, który jak widać umiał się wcześniej zabezpieczyć przed katastroficzną, acz bynajmniej nie abstrakcyjna wizja upadku jednego z banków. To z uwagi na owe tysiące drobnych ciułaczy nadzór, instytucje centralne i wymiar sprawiedliwości podchodzą do SKOK-ów niczym przysłowiowy pies do jeża – bo tez tak naprawdę, nie mają żadnego pomysłu na konstruktywne rozwiązanie tego problemu, które z jednej strony zagwarantowałoby zwrot środków poszkodowanym, z drugiej – nie generowało olbrzymiego obciążenia dla gospodarki, a z trzeciej wreszcie – nie urągało elementarnemu poczuciu sprawiedliwości. Co więcej- można przypuszczać, iż takowe rozwiązanie, spełniające wszystkie powyżej wskazane warunki, po prostu nie istnieje.
Trzeba bowiem z całą stanowczością powiedzieć: osoby, które lokowały oszczędności nierzadko całego swego życia w SKOK, bynajmniej nie mogą czuć się moralnymi zwycięzcami w tej sprawie. Nie od dziś, i nie od wczoraj wiadomo bowiem, które spośród instytucji finansowych dają stuprocentowa pewność zaspokojenia roszczeń – nawet w przypadku spektakularnego bankructwa, do jakiej kwoty owe roszczenia są automatycznie zaspokajane przez BFG, czy też jak lokować środki przekraczające limit gwarancyjny, żeby w razie czego uzyskać zwrot co do grosza. I nie, nie jest to wiedza tajemna, ukryta w setkach zapisanych drobnym drukiem stron umowy, dla niepoznaki przykryta tysiącami prawniczych formułek. Informacje o gwarancji bankowych depozytów są napisane językiem tak prostym, że średnio rozgarnięty gimnazjalista jest w stanie zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Jeżeli ktoś podjął decyzję o ulokowaniu oszczędności w instytucji, która nie posiadała analogicznego systemu gwarantowania – a taki status miały SKOK-i – to może oznaczać tylko jedno: podjął w swym życiu decyzję obarczoną wyższym poziomem ryzyka. Oczywiście,nie usprawiedliwia to sprawców ewidentnych nadużyć czy niekompetentnych zarządzających było nie było cudzym majątkiem – niemniej postępowania karne, dyscyplinarne i cywilne powinny toczyć się wyłącznie w oparciu o obowiązujące prawo, bez nacisku społecznego, jakiego nie tylko w sprawie SKOK mamy pod dostatkiem. A przyszłe pokolenia potencjalnych deponentów powinny dostać wyraźny i jednoznaczny sygnał: państwo nie będzie zmieniać przepisów prawnych, nie podejmie się wprowadzania jakichkolwiek specustaw tylko dlatego, że ktoś przez całe lata był nieroztropny. Niestety, w gorącej atmosferze przedwyborczej o takie deklaracje chyba najtrudniej…