Mały człowiek-wielkie wzruszenia
Kiedy w czwartkowe przedpołudnie wyruszyłem utartym szlakiem do Warszawy, okoliczności były podwójnie niezwyczajne. Raz, że każda z mijanych miejscowości witała mnie odświętnym wystrojem polowych ołtarzy, umajonych kwieciem z okazji mających się tam odbyć procesji Bożego Ciała.
Drugi z powodów, był natury bardzo osobistej. To wczoraj bowiem wyleciałem z warszawskiego Okęcia do pod londyńskiego Ruislip, skąd piszę te słowa, by zobaczyć się z Córką Olgą i Jej mężem Benem, ale tak naprawdę po to, by przywitać mego niedawno narodzonego najmłodszego wnuczka Oliviera Philippe’a.
Już po drodze rozpływałem się na myśl o małej kruszynie, którą dotąd dane mi było podglądać na skype, a często przy akompaniamencie głośnego płaczu, którym mały człowiek zgłasza otoczeniu swoje nie cierpiące zwłoki potrzeby. Powie ktoś, afektacja starszego pana. I pewnie miałby rację, zwłaszcza, że po najstarszym Antosiu i Jego młodszym bracie Ireneuszu, których mamy szczęście widywać nieledwie każdego dnia, a każdym razie nader często, to już trzeci z naszych wnuków, acz pierwszy syn najstarszej Córki. Miałby rację gdyby nie to, że cud narodzin i rozczulająca bezbronność małej istoty, to od początku stworzenia, coś, co dowodnie przekonuje nas, że w powszechnym chaosie, pogoni nie wiadomo za czym i zgiełku jednodniowych uniesień, pozostają rzeczy niezmiennie ważne, codzienne i określające rzeczywisty sens naszej egzystencji.
Sprowadza się on do dbałości i troski o pomyślny byt i wzrastanie, również w duchowym wymiarze tego słowa, kolejnych pokoleń, które w skołatanym świecie prowadzić będą ludzkość, ku nieznanej jeszcze, ale oby lepszej od tej stworzonej przez nas rzeczywistości. Myśląc lepszej nie mam przy tym na myśli kolejnego elektronicznego gadżetu, nowej super broni, multikanałowej oferty marketingowej, czy festiwalu, gdzie zaśpiewać może każdy, bo technika stwarza po temu warunki.
Zanim jednak będę wprowadzał Oliviera w tajniki pierwszych chłopięcych wtajemniczeń i odkryć, cieszę się Jego kształtną główką, zaciekawionym i badawczym spojrzeniem spod długich rzęs, szerokim uśmiechem, kiedy najedzony zasypia, czy cichym kwileniem, gdy w ramionach Mamy uspokaja się po długich zmaganiach z kolką. Dzięki Ci Panie za kolejny cud narodzin, który pozwala wierzyć, że pomimo ogromu zła, bezmyślności, okrucieństwa i konfliktów, również zbrojnych, świat zmierza jednak drogą wytyczaną przez liderów opinii w rodzaju papieża Franciszka. Kiedy w najbliższy poniedziałek wprost z lotniska wrócę do codziennych obowiązków, towarzyszyć mi będzie świadomość, że mały chłopiec bezpiecznie śpiący w dalekim Ruislip, to kolejne zobowiązanie do tego byśmy nie ustawali w wysiłkach na rzecz uczynienia świata lepszym, niż ten, który otrzymaliśmy jako spuściznę od naszych poprzedników.