Redaktor naczelny Kuriera Finansowego: Zaułki pięknego Beaugency
Najpierw miałem wrażenie jakby to spokojne, senne, zachowane w nienaruszonym stanie od czasów Joanny d’Arc miasteczko dotknęła jakaś zaraza. Po pierwsze zniknęli gdzieś ludzie. Na placach zabaw dla dzieci zbudowanych kilka lat temu przez energicznego mera - pustki. Na municypalnym basenie, który w okresie wakacyjnym zawsze pełen był gwaru urodziwych, pięknie pachnących Francuzek - pływało tylko kilku niepełnosprawnych. W alejkach pochodzącego z czasów rewolucji parku, gdzie na gałęziach kasztanowców ginęli 200 lat temu miejscowi katolicy, przesiadywała zawsze z winem hałaśliwa banda. Teraz pomazane grafi tti ławki stały puste.
PRZEMYSŁAW PUCH
Przygnębiające wrażenie było tym bardziej bolesne, że wcześniej przez dziesięciolecia w Beaugency nic się nie zmieniało. Za każdym razem, gdy je nawiedzałem „z dalekiego kraju” mogłem kupić buty w Eram, kasety do magnetofonu w sklepiku z elektroniką, kartki pocztowe w sklepie z pamiątkami. Z tradycyjnej infrastruktury pozostały tylko nieśmiertelne knajpy, patisserie – boulangerie (piekarnia i cukiernia) i tzw. bureau de tabac (sklepiki z tytoniem) oraz punkt z prasą na rynku, w którym będąc chłopcem kupowałem komiksy z Donaldem i Asterixem nie świadom jeszcze totalnej między nimi wojny. Namnożyło się natomiast biur handlu nieruchomościami, niskobudżetowych banków i pośredników w rodzaju naszego Open Finance.
Gdy spytałem brata, który w Orleanie pędzi życie, co się stało, odpowiedział: nic. Starsi oglądają fi lmy na VOD, młodsi siedzą przed komputerami, kupują przez internet, buszują po sieci, grając na xbox 360 albo PS3. Bardziej specjalistyczne zakupy jedni i drudzy robią poprzez sieci doradców. Chcesz kupić telefon, polisę ubezpieczeniową, wziąć kredyt – zapraszasz do domu gościa, który z walizki wyciąga dostępne na runku oferty i razem wybieracie najbardziej korzystną (o perspektywach tego typu sprzedaży w Polsce rozmawiamy w tym numerze „KF” z Danielem Kubachem, wiceprezesem Europejskiego Centrum Odszkodowań).
Początkowo musze przyznać, że obserwując, jak upada coś, co nie zmieniało się przez dekady, miałem wrażenie apokalipsy. Z czasem jednak zdecydowałem się wyciągnąć nieco bardziej optymistyczne wnioski. Miasteczko wypiękniało. Kiedyś jego zabytkowa materia była skutecznie zaklejona bandes – annonces (plakatami) Carrefoura, spółdzielni drobnych kupców E. Leclerc czy innych baronów francuskiego handlu.
Ale warto też zwrócić uwagę na rzeczy znacznie poważniejsze. Być może dzięki handlowi w internecie, rozpowszechnieniu MLM (Multi Level Marketing) oraz taniemu kredytowi jesteśmy świadkami kresu cywilizacji materialnej, której punktem centralnym było gromadzenie rzeczy. Wśród moich francuskich znajomych są one wciąż powodem do dumy. Ale w dużo mniejszym stopniu niż w połowie lat 90., gdy przyjeżdżając do Francji miałem wrażenie, że trafi am do kraju całkowicie poddanego dyktaturze materii. Dzisiaj zdecydowanie straciła ona na znaczeniu, bo każdego stać niemal na wszystko.
To prawda. Nowy, dobry sprzęt elektroniczny, mieszkanie czy nowe auto za gotówkę mogą sobie kupić nadal tylko nieliczni. Ale dla innych są one dostępne na raty lub z drugiej ręki. Są to zwykle te same marki, te same sprzęty. Rozpiętość bogactwa nie zniknęła. Ale nie jest tak szokująca jak kiedyś, gdy jedni mieli wszystko, a inni nic. Ma to swoje konsekwencje społeczne. Ludzie rozmawiają ze sobą bardziej przyjaźnie. Zdecydowanie spadł poziom agresji typowej dla takich, co chcieliby wiele, a nie mają nic, będącej wynikiem podświadomego polowania na potencjalne ofiary.
Czy sprawy zatem idą w dobrym kierunku? Tego na razie bym nie powiedział. Ale gdy moim francuskim znajomym znudzą się wędrówki po wirtualnych pustkowiach, pozostanie pustka w realu, którą trzeba będzie czymś zapełnić. Może więc zaczną poszukiwania, które doprowadzą ich do korzeni, na których wyrosła ich piękna choć nieco już zdemoralizowana Ojczyzna.