Uprzejmi inaczej…
We współczesnym świecie nie przeraża mnie aż tak bardzo jego i nasza anonimowość. Jest bowiem coś, co powinno budzić większą abominację, a być może i przerażenie. Najbardziej we współczesnym świecie przeraża mnie to, że do rządów dorwali się ludzie niedouczeni. I - wyjaśnijmy to od razu - nie chodzi mi o to, że nie studiowali mądrości związanych z zawodem, jaki postanowili wykonywać. Raczej o to, że nie starali się zdobyć wiedzy, a co gorsza nigdy nie próbowali zdobyć czegoś ważniejszego - tego, co zwykliśmy nazywać kindersztubą.
Kiedy prezydent George W. Bush mówi na konferencji prasowej (24 września 2001 roku), że „relacje graniczne między Kanadą a Meksykiem nigdy jeszcze nie były tak dobre, jak obecnie”(patrz: usinfo.org/wf-archive/2001/010924/epf109.htm – nie licząc nagłówka 21 wiersz od góry) – poza tym, że ośmiesza samego siebie, nikogo – może poza Meksykanami i Kanadyjczykami – nie dotyka ani nie uraża. Kiedy jednak coś podobnego mówi przełożony na spotkaniu z podwładnymi, to po prostu ich obraża. Albo bowiem do spotkania się nie przygotował albo uważa, że i tak nie ma najmniejszego znaczenia, co na nim powie, bo i tak zrobi to, co będzie chciał; albo też uważa, że z pracownikami i tak nie warto się liczyć. Analogiczne wnioski można wyciągnąć, gdy przełożony nie odpowiada na listy lub telefony.
Widać współczesny system edukacji nie nauczył go tego, co w dziewiętnastym jeszcze wieku zauważył Ralph Waldo Emerson, amerykański poeta i eseista: życie nie jest tak krótkie, by nie było w nim czasu na uprzejmość.
Czy można coś na to poradzić? Jedynie w imieniu tych wszystkich niedouczonych powtarzać cytat z filmu „13 wojownik”:
Za to wszystko co powinniśmy byli pomyśleć, a czego nie pomyśleliśmy.
Za to wszystko co powinniśmy byli powiedzieć, a czego nie powiedzieliśmy.
Za to wszystko co powinniśmy byli zrobić, a czego nie zrobiliśmy.
Proszę Boga, o przebaczenie.