Wielkie fundusze private equity przejmują towarzystwa ubezpieczeniowe
Biznes private equity zbiera za opłatą pieniądze od bogatych firm i osób, kupuje za tak pozyskane pieniądze perspektywiczne, ale kulejące spółki (najczęściej z powodu zbyt dużego zadłużenia). Nabytki są stawiane nogi, „odtłuszczane”, żeby koszty nie przelewały się im jak brzuch piwosza, doinwestowywane i „odpicowane”.
Po kilku latach „zimnego wychowu” przejęte firmy wystawiane są na sprzedaż, a zyski dzielone między funduszem private equity i inwestorami, którzy powierzyli mu środki. Czasem, a nawet dość często, przedsięwzięcia PE kończą się stratą, gdy dany fundusz źle kiedyś poczuł nosem lub coś poszło nie tak jak zwykle.
Fundusze private equity na świecie zarządzają 12 000 mld dolarów
W skali globalnej aktywa pod zarządem funduszy PE wynosić mają 12 bilionów (12 000 mld) dolarów. W porównaniu z aktywami światowego sektora bankowego w wysokości ok. 183 bln (183 000 mld) dolarów w 2022 r. – to ciągle „drobne”, ale w przeciwieństwie do sektora bankowego private equity rośnie bardzo dynamicznie.
Królestwem biznesu PE są oczywiście Stany Zjednoczone, gdzie puszą się jego trzy giganty: Apollo, Blackstone i KKR. Wszystkie trzy razem mają teraz pod sobą aktywa warte 2 200 mld dol., ale przez dekadę ich wartość wzrosła czterokrotnie.
Rozwój biznesu PE jest w pewnym sensie konkurencją dla sektora bankowego, ponieważ transakcje fuzji i przejęć (M&A) dokonywane przez private equity są finansowane ze środków prywatnych zamiast przez banki.
Natomiast przejściowa zmiana właścicielska w tej firmie czy innej firmie, nie ma dla bankierów dużego znaczenia, ponieważ pod tym, czy innym zarządem firmy i tak pożyczają pieniądze.
Czytaj także: Private credit w ofensywie, banki w defensywie
Zagrożenie dla banków – private credit
Zagrożenie zagląda jednak od frontu. Duże firmy PE wzięły się bowiem swego czasu i stale rozwijają własną działalność pożyczkową w formie tzw. private credit. To niedobre jest dla banków.
Makroekonomiczne konsekwencje ekspansji PE mogą być dwojakiego rodzaju. Jest szansa, że „odnowione” firmy zaczną więcej wsypywać do worka z PKB, a niektóre start-upy hodowane pod ich nadzorem przejdą przemianę z pisklaków w złotonośne kury.
Potencjalne i realne porażki biznesowe sektora PE nie są tak groźne dla otoczenia gospodarczego, jak niewypłacalność pożyczkobiorców jest niebezpieczna dla banków, bowiem straty PE pokrywają inwestorzy i fundusze PE, którym zaufali. Biznes private equity nie podlega zatem teorii i praktyce „too big to fail”.
Amerykańskie giganty PE stały się tak mocne, że wzięły na celownik olbrzymie skarbonki jakimi są towarzystwa ubezpieczeniowe. Szczególnym zainteresowaniem darzą ubezpieczycieli z dużymi portfelami produktów (polis) emerytalnych, czyli wielką rodziną tzw. annuities, które mają w Polsce liche odpowiedniki w formie IKE i IKZE.
Powód jest najprostszy z prostych – pieniądze przeznaczane przez klientów na annuities tkwią na rachunkach przez parę lub kilka dziesięcioleci, przysparzając zyski z ich inwestowania w papiery wartościowe i różne inne instrumenty finansowe, bez konieczności ponoszenia co roku poważnych kosztów na odnawianie, co jest konieczne w przypadku innych polis ubezpieczeniowych (samochodowych, mieszkaniowych, turystycznych itd.).
Fundusze PE przejmują aktywa emerytalne ubezpieczycieli
Aktywa towarzystw ubezpieczeniowych przejętych przez fundusze PE w postaci polis na życie i annuities mają obecnie łączną wartość prawie 800 mld dol. Wobec ogromu amerykańskiego rynku finansowego kwota nie rzuca na kolana, ale zwraca uwagę, że 10 lat temu aktywa ubezpieczeniowe pod kontrolą private equity były ok. 30 razy mniejsze.
Funduszom private equity sprzyja postawa firm ubezpieczeniowych, które chętnie pozbywają się kapitałochłonnych aktywów. Sprzyja temu postawa ich akcjonariuszy preferujących mniej ryzykowne polisy i szybsze zyski.
Czytaj także: Deloitte dostrzega poprawę nastrojów inwestorów funduszy private equity
Towarzystwa ubezpieczeniowe a fundusze private equity – prognozy
Zarysowane powyżej zmiany mają swoje słabsze strony. Sektor ubezpieczeniowy jest znacznie mniej regulowany niż bankowy, a w USA prawie każdy stan robi to inaczej i na własną rękę.
Z kolei wymagania kapitałowe stawiane firmom ubezpieczeniowym działającym w USA ustalane są na zasadzie konsensusu w ramach National Association of Insurance Commissioners, czyli ciała skupiającego regulatorów stanowych. Taki tryb nie może być w razie potrzeby dostatecznie szybki.
PE mają bardziej bezpośredni i częsty kontakt ze swoimi inwestorami niż towarzystwa z ich rozproszonym akcjonariatem, więc odczuwają więcej silnych (i czasem bolesnych) bodźców kierujących je w stronę płynnych aktywów o wysokiej stopie rentowności, co okupione jest wyższym ryzykiem.
Prędzej, czy później upadnie jakaś firma ubezpieczeniowa należąca do private equity, a wtedy okazać się, że ani PE, ani regulatorzy są nieprzygotowani.
W Europie związek PE i ubezpieczyciela skończył się fatalnie
The Economist, który solidnie przeanalizował nowe związki PE z ubezpieczycielami podaje, że coś takiego zdarzyło się w Europie. W 2015 r. brytyjski fundusz Cinven przejął kilka małych włoskich towarzystw specjalizujących się w polisach na życie i utworzył z nich firmę Eurovita. Po niezłych latach nagły wzrost stóp procentowych spowodował niedobory kapitałowe, co sprawiło, że Eurovita trzeba było oddać pod tymczasowy nadzór administratora wyznaczonego przez włoskiego regulatora IVASS, a potem przekazać aktywa do zupełnie nowej firmy.
Eksperci IVASS podkreślili, że kłopoty Eurovita wynikały także z niechęci Cinven do wzmocnienia kapitałowego swojej spółki, co może irytować, lecz nie powinno dziwić, bowiem biznesem PE jest gromadzenie środków i czerpanie korzyści z ich inwestowania, a nie „przepalanie” pieniędzy.
W Polsce nie doświadczamy nowego trendu i być może nie doświadczymy w ogóle. Najważniejsza firma ubezpieczeniowa jest pod kontrolą państwa (po co i dlaczego?), pozostałe są znacznie mniejsze, a gospodarka długo jeszcze będzie gromadzić wolne środki w wystarczającej wysokości.
Za mało po prostu u nas osób z milionami w butonierce i z kaprysami w rodzaju – a może by tak przekierować jakąś okrągłą sumę do private equity.
Natomiast w kontekście globalnym – wyobraźnia idzie być może za daleko, ale rysuje się nieodparcie obraz banków przechodzących pod kontrolę PE.