Franciszek Walicki

Artykuły

Na drugim brzegu tęczy…

1 listopada to tradycyjnie okazja do wspomnień tych, którzy odeszli i których nam dotkliwie brakuje. Bo „wspomnienia się nigdy nie starzeją”, a klisze pamięci pozostaną na zawsze pełne barw. To moje dzisiejsze wspomnienie to zatem nie tylko spłata pewnego długu wdzięczności, ale i niezgrabna próba określenia, jak ważną postacią okazał się w moim prywatnym życiu Franciszek Walicki, bo jemu chcę poświęcić ten tekst. Minął już ponad rok od jego śmierci, a ja wciąż żałuję, że nie zdążyłem mu tego wszystkiego za życia powiedzieć. Człowiek zawsze myśli, że jest jeszcze czas na takie osobiste zwierzenia i wyznania, zwłaszcza skierowane do osób bliskich i zawsze się z nimi spóźnia. I posłużę się tu niefrasobliwie parafrazą złotej myśli Kubusia Puchatka – im częściej dziś o Franku myślę, tym bardziej go nie ma… Ten brak jest z pewnością wyjątkowo dotkliwy dla wszystkich, którzy Franka znali i kochali.

CZYTAJ WIĘCEJ
Wydarzenia

Jazzowy wiatr od morza

Kilka miesięcy temu w artykule „Kiedy słychać dżezu pierwsze trzaski” przypominałem na tych łamach trudny „katakumbowy” okres polskiego jazzu, który w latach 1948-1955 został uznany za muzykę wręcz wrogą socjalistycznym ideałom. Jej „odpolitycznienie” okazało się jednak procesem niełatwym i długotrwałym. Najgorszy okres jazz przetrwał, schodząc do politycznego podziemia i ukrywając się pod nazwą „muzyki tanecznej”.

CZYTAJ WIĘCEJ
STRONA 1 Z 1