Nikiel poszybował aż pod chmury, ale tylko częściowo z powodu napaści Rosji na Ukrainę
Po tym, jak cena trzymiesięcznego kontraktu na jego dostawę wystrzeliła w ciągu dosłownie dni z 30 000 dolarów do 101 365 dolarów za tonę, Londyńska Giełd Metali (LME) zawiesiła we wtorek (8 marca) notowania niklu.
Wraz z rosnącym zapotrzebowaniem na baterie dużej pojemności metal ten zyskał znaczenie strategiczne. Jego światowa produkcja wynosi ok. 2,7 mln ton. Najważniejsi dostawcy w 2021 roku to, w kolejności: Indonezja (884 tys. ton), Filipiny (351 tys. ton), Nowa Kaledonia (206 tys. ton), Rosja (202 tys. ton) i Australia (178 tys. ton).
Cena trzymiesięcznego kontraktu na jego (nikiel) dostawę wystrzeliła w ciągu dosłownie dni z 30 000 dolarów do 101 365 dolarów za tonę
Ze swoją poważną, ale jednak ograniczoną produkcją Rosja nie ma przemożnego wpływu na ten rynek, więc sytuacja wojenna mogła wpłynąć na podniesienie cen, ale nie aż trzyipółkrotnie. Coś innego musiało stać za tym ogromnym skokiem.
Więcej najnowszych wiadomości na temat wojny w Ukrainie >>>
Chiński koncern spekuluje
I rzeczywiście. Winowajcą zdają się być spekulanci z Chin. Tamtejszy koncern Tsinghan Holding Group, znany jako największy w świecie przetwórca niklu na potrzeby produkcji stali nierdzewnej i baterii do samochodów elektrycznych, postawił na spadek cen niklu i zagrał na tzw. krótką sprzedaż kontraktów na jego dostawę.
Przeliczył się, bowiem w wyniku najpierw napięć, a teraz regularnej napaści Rosji na Ukrainę ceny metalu nieustannie rosły. W rezultacie chińska firma zanotowała na tej grze stratę księgową w wysokości ok. 8 miliardów dolarów.
Tsinghan Holding Group (…) postawił na spadek cen niklu i zagrał na tzw. krótką sprzedaż kontraktów na jego dostawę. (…) Przeliczył się
Wcześniej, wobec wezwań „margin call”, w celu pokrycia rosnących z tego tytułu zobowiązań musiała uzupełnić środki na swoim rachunku inwestycyjnym. Pożyczki na ten cel uzyskała w bankach JPMorgan i China Construction Bank.
Nauczki wynikające tzw. kryzysu cynowego
Ekspertom w słusznym wieku przychodzi na myśl „kryzys cynowy” z 1985 roku, kiedy cena tego metalu spadła do mniej więcej połowy poprzedniej wysokości.
Wtedy też powodem kryzysu były machinacje, ale na skalę światową. Działała wówczas umowa cynowa znana jako International Tin Agreement (ITA). Poprzez interwencje organizacja starała się utrzymać stabilne ceny metalu, z natury chwiejne. Jesienią 1985 roku okazało się jednak, że ITA nie tylko wyczerpała do cna własne rezerwy gotówki gromadzonej na zakupy interwencyjne, ale ma też wielki dług w wysokości 900 mln funtów (dziś miałyby siłę nabywczą ok.2,4 mld funtów). To był koniec ITA i początek stabilizacji cen cyny trwającej przez następne 20 lat.
Wspólnota złotówki i pięciocentówki
Sprawa podniebnych lotów cen niklu ma nie tylko wymiar poznawczo-edukacyjny, lecz także anegdotyczny. Nadal powszechna w Stanach moneta pięciocentowa zwana po prostu niklem ‒ „nickel” zawiera ok. 25 proc. niklu, reszta to również dziś bardzo droga miedź. Przy obecnej cenie niklu sam ten metal wart jest 12,5 centa, licząc z miedzią jeszcze więcej.
Starszym Polakom przypominają się historie z okresu tuż przed końcem PRL, kiedy taniej było użyć monety jednozłotowej jako podkładki pod gwoździe (tzw. papiaki) używane do mocowania pokrycia dachów niż kupować fabryczne blaszki…
Jan Cipiur,
dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną.
Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.