Już w 12 miastach ceny mieszkań najwyższe w historii
W największych miastach ceny mieszkań wzrosły przeciętnie o 10,9% w ciągu roku – wynika z najnowszych danych NBP prezentowanych w ramach indeksu hedonicznego. Jest to bardzo ciekawa publikacja, która uwzględnia nie tylko ceny transakcyjne, ale też jakość kupowanych w Polsce mieszkań.
Na jednym biegunie Rzeszów, na drugim Kielce
Z danych podsumowujących 4 kwartał 2018 roku wynika, że za mieszkania w 7 największych miastach trzeba dziś płacić o prawie 5% więcej niż pod koniec 2007 roku, gdy wyznaczony został ostatni historyczny rekord cen. Gdyby tego było mało, to tylko w 4 z 16 badanych przez NBP miast za mieszkania trzeba dziś płacić mniej niż ponad dekadę temu.
Dane banku centralnego pokazują, że sytuacja w poszczególnych miastach wojewódzkich nie jest jednorodna. I tak najlepsze dla właścicieli informacje płyną ze stolicy Podkarpacia.
W Rzeszowie poziom cen mieszkań przekroczył już o 12% szczyt ostatniej hossy. Za przeciętny metr lokalu z drugiej ręki pod koniec 2018 roku trzeba było tam płacić ponad 5,1 tys. zł. Bez wątpienia wpływ na taki stan rzeczy ma bardzo dynamiczny rozwój miasta, spadek bezrobocia w ostatnich latach, wzrost wynagrodzeń i fakt, że w Rzeszowie mieszka coraz więcej osób.
Czytaj także:Na wynajmie w 2018 roku można było zarobić 17%
Na drugim biegunie mamy Kielce. W stolicy województwa świętokrzyskiego przeciętny metr można było w badanym okresie kupić za niecałe 3,9 tys. zł, a indeks hedoniczny wciąż pokazuje, że kielecki poziom cen wciąż jest o ponad 11% niższy niż u szczytu ostatniej hossy.
Więcej najnowszych informacji na temat cen mieszkań >>>
Ceny są wyższe tylko nominalnie
Fakt, że za przeciętny metr kwadratowy w dużym mieście trzeba dziś płacić więcej niż przed ponad dekadą jest już ostrzeżeniem dla kupujących mieszkania w celach inwestycyjnych. Wciąż za wcześnie jest jednak, aby powiedzieć z całą stanowczością, że mieszkania nie mogą jeszcze zdrożeć. Pamiętajmy, że obecny poziom cen jest wyższy niż u szczytu ostatniej hossy, ale tylko w ujęciu nominalnym. Zupełnie inaczej wyglądałaby sytuacja gdyby wziąć pod uwagę inflację, która spowodowała, że za 100 złotych można dziś kupić o około 20% mniej niż w 2007 roku.
Czytaj także: A jednak ceny mieszkań rosną i będą rosły >>>
Mało tego, w latach 2007-18 wynagrodzenia Polaków wzrosły realnie o około 40%, stopy procentowe spadły do rekordowo niskich poziomów, a ponadto dziś niedostępne są już kredyty, które można zaciągnąć bez wkładu własnego. Zanim jednak popadniemy w nadmierny huraoptymizm, że przed rynkiem mieszkaniowym jeszcze lata solidnych wzrostów cen, musimy pamiętać, że trwająca od 2013 roku hossa może mieć szybki kres. Wystarczy spowolnienie gospodarcze, które przyniosłoby wyraźnie pogorszenie na rynku pracy albo gdyby RPP zdecydowała się na rozpoczęcie cyklu podwyżek stóp procentowych.
Bartosz Turek, niezależny analityk