Jerzy Żyżyński z RPP: za wcześnie, by mówić o normalizacji polityki monetarnej
Rada stara się stabilizować nastroje co do stanu polskiej gospodarki, więc utrzymuje stopy procentowe na niezmienionym poziomie. Nie można zacieśniać warunków finansowych w gospodarce dopiero wracającej do normalności.
„Nie chcemy stwarzać zbyt wcześnie oczekiwań, które mogłyby mobilizować pewne podmioty do pochopnych działań. Nie oznacza to, że ewentualny zwrot w polityce komunikacyjnej Rady, gdy zaistnieją po temu stosowne okoliczności, będzie nagły – Rada będzie komunikować perspektywę ewentualnego zacieśnienia polityki z wyprzedzeniem i stopniowo. Obecnie jednak jest zdecydowanie za wcześnie na takie dywagacje, a do końca kadencji obecnej Rady stopy nie powinny ulec zmianie” – powiedział Żyżyński.
W protokole z posiedzenia RPP w marcu pojawiło się nowe sformułowanie dotyczące perspektywy normalizacji polityki pieniężnej: „(…) Większość członków Rady podkreślała, że doświadczenia innych banków centralnych wskazują na silne, negatywne skutki gospodarcze zbyt szybkiego zacieśnienia polityki pieniężnej”.
Prezes NBP Adam Glapiński w trakcie kwietniowej konferencji prasowej powiedział, że spodziewa się stabilizacji stóp procentowych w Polsce na obecnym poziomie (referencyjna 0,10 proc.) do końca kadencji obecnej RPP. Miesiąc wcześniej Glapiński spodziewał się braku zmian stóp do końca 2022 r.
Kadencja 7 z 10 członków Rady, w tym Żyżyńskiego, wygasa w I kw. 2022 r., a prezesa NBP w czerwcu 2022 r. Glapiński zapowiedział ubieganie się o reelekcję na sprawowane obecnie stanowisko.
Tymczasowy wzrost inflacji
Żyżyński spodziewa się jedynie tymczasowego wzrostu inflacji – w okolice 3,5 proc. – bez związku z czynnikami popytowymi, i powrotu CPI do celu NBP, gdy gospodarka wróci do normalności.
„Szacunki, którymi dysponujemy wskazują, że inflacja przejściowo wzrośnie w okolice 3,5 proc., a potem wróci na poziom celu NBP. Moim zdaniem jest jednak mało prawdopodobne, by CPI przebiła 3,5 proc.” – powiedział Żyżyński.
„Przyczyny wzrostu inflacji są głównie kosztowe, podażowe, na co RPP nie ma wpływu. Popyt jest niski, aktywność gospodarcza jest ograniczona i w najbliższych kwartałach taki stan będzie się utrzymywać. Choć jest możliwe, że będziemy obserwowali w najbliższych miesiącach nieco wyższe odczyty inflacji, to nie będzie to inflacja permanentna, tylko zjawisko przejściowe, tymczasowe. Rosną ceny nośników energii, obserwujemy też skandaliczne i nieuzasadnione podwyżki cen wywozu śmieci. Nie sądzę, by inflacja bardzo gwałtownie skoczyła w górę – CPI ustabilizuje się, gdy gospodarka wróci do normalności” – dodał.
Według kwietniowej wypowiedzi prezesa NBP możliwe jest chwilowe wybicie CPI powyżej 3,5 proc.
Żyżyński wskazuje, że co prawda na początku ożywienia przedsiębiorcy mogą próbować odrabiać straty poprzez podwyżki cen, np. restauratorzy, czy inni usługodawcy.
Z drugiej strony, argumentuje, te podwyżki cen będą hamować popyt, a część gospodarstw domowych, która wykorzystywała w trakcie pandemii oszczędności z powodu kłopotów na rynku pracy, po ustabilizowaniu się sytuacji może odbudowywać swoje bufory finansowe kosztem konsumpcji, co też nie będzie sprzyjać popytowi.
„Z kolei część lepiej usytuowanych oszczędzających lokuje nadwyżki finansowe np. na rynku nieruchomości, gdzie wyraźnie widać wzrost cen, ale ten sektor nie jest wliczany do CPI” – dodaje Żyżyński.
Od maja gospodarka stopniowo będzie wracać do aktywności?
Jeżeli epidemia przygaśnie dzięki akcji szczepień, a od maja gospodarka stopniowo będzie wracać do aktywności, to Żyżyński wciąż widzi ok. 4-proc. wzrost PKB w bieżącym roku, co „nie będzie jednak automatycznie oznaczać pojawienia się fundamentalnej presji inflacyjnej”.
Żyżyński ocenia ponadto, że nie ma zagrożenia dla inflacji ze strony czynników pieniężnych.
„Podaż pieniądza M2 rośnie, ale tylko dzięki części depozytowej – przez depozyty gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, czyli przez oszczędności i rządowe tarcze. Akcji kredytowej nie ma, popyt na kredyt jest słaby. Oczywiście po pandemii trzeba będzie uważać, czy to nie ruszy mocno do przodu, ale z naszych przewidywań nie wynika taki scenariusz” – powiedział.
Obecny poziom kursu złotego bardziej odpowiada Radzie
Żyżyński poinformował, że obecny poziom kursu złotego bardziej odpowiada Radzie, dlatego też RPP zmodyfikowała w komunikacie sformułowanie dotyczące kwestii kursowych.
„Bank centralny nie decyduje o kursie złotego – kurs jest płynny. Jednocześnie bank musi realizować swoje ustawowe cele, a ponieważ stan pieniądza zależy od stanu gospodarki, która nadal wymaga wsparcia, to w pewnych konkretnych okolicznościach konieczne było udrożnienie kanału kursowego. Obecny poziom kursu złotego jest natomiast bardziej optymalny z punktu widzenia gospodarki, bardziej podoba się Radzie, dlatego zmodyfikowaliśmy sformułowanie dotyczące kształtowania się kursu złotego na: „tempo ożywienia gospodarczego w kraju będzie także uzależnione od dalszego kształtowania się kursu złotego”” – powiedział członek RPP.
„Nie obawiam się, by modyfikacja retoryki sprzyjała umocnieniu krajowej waluty – to powinno być neutralnie odebrane przez obserwatorów. Odniesienia do kursu złotego znikną z komunikatu, gdy gospodarka wróci do normalności” – dodał.
Złoty był pod koniec marca przejściowo najsłabszy od 12 lat – kurs EUR/PLN dotarł do 4,67. Później, od przełomu marca i kwietnia, polska waluta umacniała się – złoty zyskiwał nawet 14-15 groszy wobec euro do ok. 4,525. We wtorek 13 kwietnia przed południem kurs EUR/ PLN rośnie o 0,8 proc. do 4,56.
Poprzednio Rada przez kilka miesięcy wskazywała, że tempo ożywienia może być ograniczane przez brak „wyraźnego i trwalszego” dostosowania kursu złotego do globalnego wstrząsu wywołanego pandemią oraz poluzowania polityki pieniężnej NBP.
Glapiński powiedział 9 kwietnia, że kurs złotego obecnie znajduje się w „strefie komfortu” NBP i RPP.
Według Żyżyńskiego wskazywanie przez Radę na możliwość dokonywania kolejnych interwencji walutowych przez NBP ma stabilizować kurs polskiej waluty.
„Oczywiście, gdyby nie było interwencji NBP złoty umocniłby się zanadto, pogłębiając kryzys, więc cały czas bank centralny utrzymuje na wszelki wypadek gotowość do wkroczenia na rynek, by kurs znajdował się na optymalnym poziomie i pozostawał względnie stabilny, bez nadmiernych wahań” – powiedział ekonomista.
„Inflacja wzrośnie też przez kwestie kursowe – osłabienie kursu złotego w ostatnim czasie podbija także wyraźne ceny importowanych nośników energii, ale generalnie widać działanie presji na umacnianie złotego, więc wraz z ustępowaniem pandemii ten lekko proinflacyjny czynnik wygaśnie” – dodał.
W kwietniu RPP ponownie wskazała w komunikacie po posiedzeniu, że w celu wzmocnienia oddziaływania poluzowania polityki pieniężnej na gospodarkę NBP może także stosować interwencje na rynku walutowym, a terminy oraz skala prowadzonych działań będą uzależnione od warunków rynkowych.
RPP w marcowym protokole nie odniosła się wprost do interwencji walutowych, a rozważania dot. kwestii kursowych zajęły dużo mniej miejsca niż poprzednio.
RPP odnosi się do kursu złotego (w komunikatach i protokołach po posiedzeniach) od czerwca 2020 r.
Jako organ RPP po raz pierwszy odniosła się w do interwencji walutowych NBP w komunikacie ze stycznia.
Przed kwietniowym posiedzeniem rynek spekulował, czy RPP odniesie się do marcowej fali deprecjacji polskiej waluty poprzez zmianę komunikacji we fragmentach komunikatu dotyczących kursu i interwencji FX.
Większa aktywność NBP na rynku obligacji
Deklarowane przez NBP zwiększenie aktywności na rynku obligacji nie oznacza rozszerzenia skupu o obligacje korporacyjne – poinformował Żyżyński.
„W Polsce rynek obligacji skarbowych jest płytki, w kryzysie trzeba go wspierać, więc NBP zdecydował się na zwiększenie elastyczności i częstotliwości swojej obecności na tym rynku, co jest słuszne. Nie oznacza to, że NBP zacznie skupować inne niż dotąd rodzaje papierów, np. obligacje korporacyjne, ponieważ oprócz tego, że na tym rynku jest niewielu potencjalnych emitentów z wysokim ratingiem, to ponadto bank centralny może skupować wyłącznie obligacje przedsiębiorstw gwarantowane przez Skarb Państwa, co dodatkowo zawęża potencjalną pulę papierów do skupu” – powiedział członek RPP.
„Rynek obligacji korporacyjnych jest słaby – warto w tym miejscu wskazać, że relacja należności od przedsiębiorstw do PKB w Polsce jest ponad dwa razy niższa niż w strefie euro, jest też niższa niż w Czechach, czy na Węgrzech i Słowacji i jest niższa od depozytów. To oznacza też, że nie ma proinflacyjnej presji ze strony pieniądza. Finansowanie się przez giełdę z punktu widzenia makroekonomicznego również jest na niewielkim poziomie” – dodał.
Prezes NBP poinformował 9 kwietnia, że bank centralny chce być trwale bardziej aktywny na rynku obligacji, przy większej elastyczności paramentów skupu.
Żyżyński powiedział ponadto, że w trakcie posiedzeń Rady nie poruszano kwestii ewentualnego zaangażowania NBP w przewalutowanie hipotecznych kredytów walutowych we franku szwajcarskim, ani możliwości finansowania budowy polskiej elektrowni jądrowej, czy modernizacji polskiej energetyki.