Jak Święta obchodzić zakazali
Nagminnie zdarzają się też jednak zakazy co najmniej nierozsądne. Jeśli pominąć ekscesy narzucone przez Stalina, wskutek których św. Mikołaj zamieniał się w Dziadka Mroza, zdarzył się w historii Europy jeden przypadek pełnego zakazu obchodzenia świąt Bożego Narodzenia narzuconego przez państwo.
Co ciekawe, był to w dużej części zakaz z powodów religijnych. Jego skutki miały wymiar historyczny, a nawet epokowy.
Christmas i Mayflower
W tle zarysowanym jednym pióra maźnięciem pojawiają się siedemnastowieczni angielscy purytanie, którzy nie byli w stanie znieść bezeceństw, na których uprawianie zezwalano ludowi w okresie świąt Bożego Narodzenia. Grano, o tempora, o mores, w karty, w kości, noszono na twarzach maski, nieobyczajne były gesty i nie tylko.
Władze przymykały oczy, kuliły po sobie uszy, a jak trzeba było to i zatykały nosy w imię spokoju i porządku społecznego. Cały rok gną, biedacy, plecy i karki w mozole ponad siły, to niech pofolgują sobie te kilka dni, żeby czasem nie wybuchli i nas nie popędzili.
Nie lubiono ich za to. Grupka ok. 40 purytanów zaokrętowała się w 1620 r. na Mayflower i popłynęła do Ameryki tam zaprowadzać swoje porządki, wśród których była też niechęć do hucznych obchodów Christmas.
Brzemienny w skutki zakaz obchodzenia Świąt
To już jednak opowieść na inną okazję. Gros purytanów została w Anglii i kłopot był z tego wkrótce wielki.
Druga ćwiartka XVII wieku była na Wyspach Brytyjskich okresem zmagań króla Karola I z parlamentem oraz batalii na tle religijnym. Władca odmawiał parlamentowi udziału w stanowieniu praw i podatków.
Anglia dominująca nad Szkocją, Walią i Irlandią była w przeważającej mierze krajem protestanckim, a król ożenił się z francuską katoliczką, choć Anglicy bali się „papistów”, kojarząc ich z Francją i Hiszpanią – głównymi wrogami państwa.
Wybuchła pierwsza wojna domowa zakończona w 1647 r. zwycięstwem radykalnego purytanina Olivera Cromwella i parlamentu. Króla uwięziono w Hampton Court, kościół anglikański został zniesiony, a w jego miejsce starano się wprowadzać tzw. system prezbiteriański, w którym władze nad danym kościołem sprawowali wybierani przez wiernych spośród siebie „starsi”. Taki byłby nadzwyczaj skrótowy opis spraw dziejących się tam wówczas.
Wyrazem protestanckiej reformacji był ogłoszony w 1647 r. całkowity zakaz obchodzenia na Wyspach świąt Bożego Narodzenia. Wszystkie sklepy miały pozostawać otwarte, także 25 grudnia.
I jak się to skończyło…
Zabroniono dekorowania ulic i budynków bluszczem, ostrokrzewem, jemiołą i każdą inną rośliną wiecznozieloną. Nie wolno było paradować, okazywać radości, spożywać alkoholu, tym bardziej w dużych dawkach.
Reakcja ludności, a już zwłaszcza ludu była naturalna – zakazy łamano gdzie i jak się dało. Burmistrz Norwich nie odpowiedział wprawdzie na petycję obywateli, ale nie interweniował, gdy ludzie świętowali.
W Canterbury rozegrano, zgodnie z tradycją świąteczną, doroczny mecz w ówczesną piłkę nożną. W hrabstwie Kent do rozganiania bawiących się tłumów użyto wojska.
Nie udało się zapobiec zabawie trwającej pod kościołem Św. Małgorzaty w samym sercu opactwa Westminster w stołecznym Londynie. W hrabstwie Suffolk rozkazu nieotwierania sklepów pilnowali młodzicy uzbrojeni w halabardy. I tak dalej, i tak dalej.
Nie skończyło się na przepychankach. W kwietniu 1648 r. niesubordynowany burmistrz Norwich został wezwany do Londynu. Mieszkańcy poczuli pismo nosem i zamknęli bramy miasta, żeby nie był w stanie wykonać rozkazu.
Wkroczyło wojsko, wybuchły zamieszki, w ich trakcie wyleciał w powietrze skład amunicji, w którym było 98 beczek prochu, życie straciło co najmniej 40 osób, a straty z powodu „The Great Blow” oceniono na 20 000 funtów, które dziś warte byłyby co najmniej 2,6 mln funtów.
Podobnie było w innych miastach. Z zamieszek rodziły się rebelie, w końcu wybuchła kolejna wojna znana dziś jako „domowa druga”. Karol I znowu ją przegrał, wytoczono mu proces, skazano za zdradę i ścięto. Skończyło się rewolucją, obaleniem monarchii, a Brytania i Irlandia stały się na czas pewien republiką.
Mądrzy ludzie sprawujący rządy chwytają się zakazów z niechęcią, rozumiejąc po naukach w dobrych szkołach, że mogą z nich być kłopoty, czasem wielkie. Wiedzą jednak także, że zdarzają się okoliczności, w których zakazy są niezbędne, choć z reguły szkodzą władzy, ponieważ mało kto lubi gdy mu zabierają wolność, a jakaś garstka wręcz tego nie cierpi.
Historię sprzed czterech bez mała stuleci opisałem bez intencji złych, czy dobrych i bez przymrużania oka. Kaganek oświaty zapaliłem po prostu, żeby popełgał sobie nieco, trochę tak jak zapalało się świąteczne świeczki na zielonym drzewku.