Jak niedobry polityk odszedł w niesławie i został dobrym gościem
Już za pacholęcia, doprawdy nie wiedzieć czemu, chłonąłem wiadomości z kraju i ze świata jak wodę chłonie gąbka. Pamiętam z tych lat, o dziwo, prezentera DTV (Dziennik Telewizyjny) opisującego wielką aferę polityczną i obyczajową, która wybuchła późną wiosną 1963 roku na Wyspach Brytyjskich.
Sprawa nazwana została bardzo szybko „aferą Profumo”. Od kilku lat karierę polityczną robił w Londynie John Profumo, zwany przez przyjaciół, podobnie jak było to z Johnem Kennedy – Jackiem. Przy okazji, zamiana Johna na Jacka to w krajach anglosaskich nic dziwnego, bo imię Jack to wariacja wokół Johna.
W chwili wybuchu skandalu Profumo był sekretarzem ds. wojny. Stanowisko nie dawało wstępu do ścisłego kręgu rządu, ale podrzędne też nie było i dodawało najwidoczniej wigoru.
Latem 1961 roku na porządnym angielskim przyjęciu w pałacu wicehrabiego Astora minister poznał 19-letnią modelkę Christine Keeler, z którą związał się wkrótce nie tylko platonicznie.
Christine Keeler prowadziła intensywne życie seksualne, które jest oczywistym atrybutem kogoś określanego call-girl. Jednym z jej klientów był attaché morski sowieckiej ambasady w Londynie Jewgienij Iwanow. Nie wiadomo, czy to jego prawdziwe nazwisko, ale z pewnością był agentem.
Brytyjski kontrwywiad miał go na oku i ostrzegł Profumo, który zerwał zażyłość z Keller po miesiącu lub najdalej pół roku.
Na nieszczęście dla ministra związek wyszedł poza krąg znajomych znających wartość milczenia w ogóle, a już zwłaszcza w „takich” sprawach.
Romans solidnego weterana wojennego, a teraz obiecującego polityka z niemalże podlotkiem mógłby nie ujrzeć światła dziennego, gdyby nie strzelanina pomiędzy dwoma mężczyznami też związanymi z Keller, która miała miejsce w grudniu 1962 r. w Londynie.
Prasa zaczęła intensywnie szperać i doszła w końcu do Profumo, który rzecz jasna wszystkiemu zaprzeczył i to bardzo oficjalnie, bo na sali Izby Gmin.
Pod ciężarem kolejnych dowodów John Profumo przyznał się w końcu do związku z Christine Keller. Publiczne kłamstwo polityka było w tamtych czasach na Wyspach czymś krańcowo niewybaczalnym (sic), więc jego rozbrat z polityką był natychmiastowy i ostateczny. Na tym można byłoby skończyć, ale dalej również jest ciekawie.
John Profumo odszedł w olbrzymiej niesławie. Pierwsze co zrobił, to naprawił skutecznie swoje małżeństwo. Był osobą majętną, więc mógł się bawić życiem bogatego próżniaka. Dokonał jednak innego wyboru i poświęcił się działalności charytatywnej, na której spędził resztę życia.
Pewnego dnia pół wieku temu wszedł do placówki dobroczynnej Townbee Hall na niesławnym londyńskim East Endzie i spytał jak gdyby nigdy nic, czy może pomóc w zmywaniu? Otrzymał zgodę i został w Townbee Hall przez długie cztery dekady.
Właśnie minęło 47 lat, kiedy to John Profumo po kilkunasta latach zagościł na łamach gazet i to nie tylko brytyjskich.
14 lipca 1975 r. The New York Times zamieścił obszerny artykuł informujący m.in. o formalnej rehabilitacji Johna Profumo dokonanej przez samą królową Elżbietę II, która w uznaniu jego wielkich zasług na polu pomocy potrzebującym uczyniła go Komandorem Orderu Imperium Brytyjskiego. Wśród odznaczonych tego samego dnia tym najwyższym w Królestwie orderem był m.in. słynny aktor Peter Ustinov.
John Profumo miał dwa wielkie kluczowe momenty w życiu. Po tym fatalnym umiał się zachować. Dziś nie znalazłby naśladowców. To właśnie przyszło mi na myśl po rezygnacji Borisa Johnsona.
Żeby nie bujać w obłokach nazbyt długo, z tego samego wydania The New York Times, tyle że nie z 11. a z 60. strony. W rubryce „Podsumowanie Wiadomości i Indeks” (News Summary and Index) odnotowano tego dnia, że „po skoku na rekordowy poziom 25 proc. Brytania ma obecnie największą inflację w Europie (…), a indeks cen detalicznych wzrósł między kwietniem a majem o 4,2 proc.”
W innym miejscu tej samej rubryki też było odniesienie do teraźniejszości, może nie tak bezpośrednie i a rebour, ale jednak. Przekazano mianowicie czytelnikom, że „Leonid Breżniew zaproponował podczas przemówienia wygłoszonego na Kremlu porozumienie największych potęg ws. zakazu nowych broni i systemów masowego zniszczenia”.
Wychodzi z tego wprawdzie, że Breżniew był tym dobrym, ale nie był, tak samo, jak Profumo nie był złym człowiekiem.