Giełdą rządzą słowa, nie fundamenty

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

O przyczynach zmienności na warszawskiej giełdzie oraz perspektywach dla małych i średnich spółek w kontekście wyniku wyborów parlamentarnych rozmawiamy z Tomaszem Matrasem, Zastępcą Dyrektora Inwestycyjnego ds. Akcji Union Investment TFI.

Od wyborów prezydenckich w Polsce warszawska giełda zachowuje się wyjątkowo słabo. Czy ten trend ma szansę się odwrócić?

W ostatnich miesiącach bardzo trudno cokolwiek rzetelnie prognozować. Co chwilę pojawiają się nowe pomysły polityków, które powodują zmienność na rynkach. Dla przykładu – w zeszłym tygodniu akcje banków (które mają dominujący udział w indeksie WIG20) wzrosły po wypowiedzi przedstawiciela opozycji, że po 2016 r. miałby zostać wprowadzony podatek bankowy. Następnego dnia brokerzy zasugerowali, że wypowiedź posła mogła być przejęzyczeniem, i to zgasiło optymizm. Kolejny przykład to propozycja, aby wprowadzić podatek od sklepów wielkopowierzchniowych (czyli super- i hipermarketów). Po ogłoszeniu tego pomysłu akcje spółek takich jak Eurocash czy Jerónimo Martins zaczęły spadać. Jednak kiedy Komisja Europejska podważyła legalność podobnego podatku funkcjonującego na Węgrzech, akcje powróciły do wzrostów. Podobnie było z kursem KGHM, który falował w ślad za zapowiedziami zarówno koalicji rządzącej, jak i partii opozycyjnej. Ta rynkowa huśtawka, spowodowana niekiedy absurdalnymi pogłoskami, bardzo utrudnia przewidywanie, jak zachowa się giełda w kolejnych miesiącach. Pewne pozostaje tylko to, że do wyborów możemy być świadkami bardzo gwałtownych krótkoterminowych spadków i wzrostów cen akcji. Pozostaje uzbroić się w cierpliwość.

Jaki segment polskiego rynku akcji może być w tych warunkach najbezpieczniejszy?

Paradoksalnie może to być segment małych i średnich spółek, jako że jest on odcięty od wielkiej polityki. Ponadto jeśli Prawo i Sprawiedliwość uzyska większość w jesiennych wyborach parlamentarnych, prawdopodobnie pomoże to tzw. misiom. Świadczą o tym choćby zapowiedzi o planach wspierania rodzimego przemysłu i innych polskich firm. W krótkim i średnim okresie na wygranej PiS mogłyby skorzystać również spółki z sektora opartego na konsumpcji prywatnej, np. firmy handlowe.

Dlaczego?

Zwróćmy uwagę, że z punktu widzenia konsumenta obietnice obecnej partii opozycyjnej są całkiem atrakcyjne: podniesienie kwoty wolnej od podatku, nowe zasiłki rodzinne i inne. Realizacja choćby części tych zapowiedzi sprawi, że więcej pieniędzy trafi do gospodarstw domowych, a w rezultacie zwiększy się siła nabywcza polskich konsumentów i najprawdopodobniej wzrośnie popyt. Natomiast rodzą się pytania, czy w dłuższej perspektywie taka polityka nie odbije się negatywnie na sytuacji budżetowej i czy wydatki konsumentów zrównoważą koszty ponoszone przez państwo.

Źródło: Union Investment Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych S.A.