Czy nowy wskaźnik WFD podwyższy koszty usług bankowych?
„Urząd Komisji Nadzoru Finansowego przedstawił plan wprowadzenia nowego wymogu dla banków: Wskaźnika Finansowania Długoterminowego (WFD).
Głównym celem jest zmiana struktury finansowania kredytów hipotecznych, czyli długoterminowych aktywów, które w przytłaczającej większości banki finansują depozytami, których gros jest krótkoterminowa.
Listy zastawne, czyli emitowane przez banki bardzo bezpieczne, długoterminowe obligacje zabezpieczone najzdrowszymi hipotekami, są u nas rzadkością. Na koniec 2022 r. były warte tylko 21 mld zł, co stanowiło 4,7% portfela kredytów mieszkaniowych.
Rynek tych obligacji wręcz się w Polsce kurczy, tymczasem w rozwiniętych krajach papiery tego typu finansują nawet ponad połowę portfela hipotek” – czytamy w artykule.
Aby spełnić nowy wymóg WFD, instytucje finansowe będą musiały zwiększyć emisję listów zastawnych. Nowe wymogi będą mogły spełnić także uplasowaniem innych obligacji długoterminowych: zwykłych oraz zaliczanych także do wymogu MREL papierów tzw. senior non-preferred i podporządkowanych, wskazał portal.
„Mogą to zrobić także nadwyżkami kapitałowymi, ale to najdroższy i nieefektywny sposób. Listy zastawne to najtańsze źródło długoterminowego finansowania, zwykle tylko nieco droższe od obligacji skarbowych, więc to za ich pomocą banki najpewniej będą dążyły do spełniania wymogu WFD. Liczony jest w taki sposób, że suma wspomnianych wyżej instrumentów dzieli się przez wartość portfela detalicznych kredytów mieszkaniowych” – czytamy dalej.
Czytaj także: UKNF o nowym wymogu dla banków dot. finansowania długoterminowego
Trzy hipotetyczne poziomy wymogu WFD wg UKNF
Według Urzędu zmuszenie banków do wydłużenia finansowania kredytów hipotecznych poprzez długoterminowe instrumenty dłużne spowoduje ograniczenie ponoszonego przez nie ryzyka zarówno stopy procentowej, jak i płynności.
UKNF przedstawił trzy hipotetyczne poziomy wymogu WFD – 20% (łagodny), 40% (umiarkowany) i 60% (restrykcyjny).
UKNF oszacował, że w wersji łagodnej tego wskaźnika siedem największych banków, aby spełnić nowy wymóg, musiałoby wyemitować 14,5 mld zł dłużnych papierów wartościowych (emisje w dużej skali dotyczyłyby de facto trzech banków). W wersji umiarkowanej banki te musiałby wyemitować 66,3 mld zł dłużnych papierów wartościowych, a w wersji restrykcyjnej – 137 mld zł, podał Business Insider.
„Na razie nie wiadomo jeszcze, od kiedy nowy wymóg ma obowiązywać i jakie będą jego poziomy. Prace w tym zakresie trwają w UKNF. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że prawdopodobnym rozwiązaniem jest stopniowe zwiększanie pułapu i dojście do poziomów docelowych za parę lat (analogicznie jak z MREL). Prawdopodobnie docelowy poziom WFD będzie mieścił się gdzieś w przedziale 30-40%” – napisano w artykule.
UKNF przyznaje, że zwiększenie przez banki finansowania na rynku papierów dłużnych kosztem np. depozytów spowoduje wzrost kosztów finansowania (choć z drugiej strony ma pozwolić na obniżenie kosztów zabezpieczeń ryzyka stopy procentowej za pomocą instrumentów finansowych), wskazano dalej.
Czytaj także: Kozłowski: listy zastawne mogą być konkurencyjne dla obligacji SP
Za nowe regulacje zapłaci bank i klient
Jeden z bankowców, z którymi rozmawiał portal (chcący zachować anonimowość), szacuje, że przy obecnych cenach listów zastawnych i depozytów, wyemitowanie 30 mld zł przez sektor bankowy oznaczałoby koszt rzędu blisko 600 mln zł rocznie i 1,2 mld zł w przypadku konieczności emisji 60 mld zł.
„Jak w każdej firmie, za koszty wdrażania nowych regulacji w pewnej części zapłaci klient. Zmiany i dostosowanie jak zawsze będą rozciągnięte w czasie, ale skutek będzie taki jak zwykle – dużą część kosztów pokryją klienci w postaci wyższych marż kredytowych albo niższych stawek oferowanych lokat” – uważa dyrektor działu analiz w Biurze Maklerskim Banku Millennium Marcin Materna, cytowany w artykule.
Eksperci wskazują, że możliwe są również podwyżki w tabelach opłat i prowizji, podkreślił portal.
Wzrost emisji obligacji, niezbędny do spełnienia wymogu WFD, oznaczać będzie dalsze zwiększenie nadpłynności banków. Jak wskazuje Business Insider, to oznaczać będzie, że pieniądze klientów w postaci depozytów staną się bankom jeszcze mniej potrzebne. W praktyce oznaczać to będzie głębsze cięcie oprocentowania lokat.