Co dalej z brexitem? Jakie opcje ma premier Johnson

Co dalej z brexitem? Jakie opcje ma premier Johnson
Fot. stock.adobe.com/lazyllama
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Wszyscy widzą, jakie działania inicjuje premier Boris Johnson, lecz nikt nie potrafi powiedzieć, co naprawdę zamierza - pisze Piotr Gałązka adwokat, ekspert ds. Unii Europejskiej, pełniący funkcję Dyrektora Przedstawicielstwa ZBP w Brukseli

#PiotrGałązka: Znaczenie #UK z pewnością zmaleje, pytanie jak bardzo, i jak szybko #Brexit

Podejmowane przez rząd brytyjski decyzje w zakresie procesu wyjścia UK z Unii Europejskiej są tak niejasne i sprzeczne ze sobą, że na dwa miesiące przed godziną zero wiemy mniej niż zaraz po referendum.

Trzeci premier

Przypomnijmy, że Boris Johnson to już trzeci premier Wielkiej Brytanii, który próbuje wyprowadzić swój kraj z Unii Europejskiej. Dwóm wcześniejszym nie było dane osiągnąć tu sukcesów.

David Cameron podał się do dymisji zaraz po referendum, zaskoczony jego wynikiem i nie mając praktycznie planu w odpowiedzi na decyzję narodu o wyjściu z UE. Następnie Theresa May najpierw przez długie miesiące prowadziła negocjacje z Unią Europejską, w której imieniu działał Michel Barnier, a potem osiągnąwszy porozumienie co do treści umowy o wyjściu UK z UE, rozpoczęła dramatyczne i nieudane próby akceptacji umowy przez parlament brytyjski, który jeszcze przed zakończeniem negocjacji jednoznacznie deklarował, że umowy nie zatwierdzi.

Zmusiło to rząd Wielkiej Brytanii do przesunięcia już dwukrotnie daty wyjścia z Unii, które teraz ma nastąpić z końcem października, a samą premier May do dymisji składanej ze łzami w oczach.

Pierwsze skrzypce dzierży teraz Boris Johnson, który wielokrotnie wcześniej deklarował, że zrobi wszystko by do brexitu doszło, nawet jeśli ma to nastąpić bez jakiejkolwiek umowy z Unią.

Co na stole?

Przypomnijmy, jakie opcje ma teraz premier Johnson.

Po pierwsze, jeśli rzeczywiście sam brexit jest wartością samą w sobie i należy go osiągnąć bez względu na cenę, to w sumie jego rząd może nie robić nic. Sam upływ czasu spowoduje, że UK przestanie z początkiem listopada być państwem członkowskim UE.

Po drugie, może zbudować większość w parlamencie brytyjskim, która wyrazi zgodę na zawarcie wynegocjowanej umowy z UE i doprowadzić w ten sposób do „uporządkowanego” (na pewno bardziej niż brexit  bezumowny) wyjścia z Unii.

Po trzecie, Johnson może doprowadzić do zmiany umowy o wyjściu z UE, zgodnie z wcześniej deklarowanymi życzeniami swoich parlamentarzystów i wyjść z Unii.

Po czwarte, UK ma pełne i samodzielne prawo w każdej chwili wycofać wniosek z art. 50 Traktatu i pozostać dalej państwem członkowskim jak gdyby nigdy nic.

Pytanie tylko, jakie jest prawdopodobieństwo każdej z możliwości.

Rozwiązanie pierwsze, czyli brexit bezumowny jest najprostszy i szanse jego urzeczywistnienia rosną każdego dnia bliżej końca października. Doprowadzając do tego, premier Johnson nie będzie mógł obwieścić pełnego sukcesu, ale z pewnością dowiedzie, że jest politykiem konsekwentnym. Rzecz w tym, jaka jest cena tej konsekwencji.

Brak logiki?

Z jednej strony, Rząd Jej Królewskiej Mości powołał de facto sztab kryzysowy, który ma zająć się wszelkimi aspektami bezumownego brexitu. Tworzone są plany awaryjne dotyczące zapasów wody pitnej, lekarstw, dostaw żywności, potencjalnych zagrożeń, aż do zawieszenia prac parlamentu. Kieruje się urzędników do nowych zadań i prowadzi niezwykle szeroko zakrojoną kampanię informacyjną, deklarując wprost, że brexit jest celem tego rządu.

Jednocześnie zwraca się uwagę na potencjalne przejściowe trudności – takie jak, bagatela, upadłości przedsiębiorstw, utrudnienia w transporcie, zerwane łańcuchy dostaw czy recesja. To niezła metoda by doprowadzić do rozwiązania drugiego (wymusić zgodę parlamentu, strasząc i obarczając winą posłów), albo trzeciego (uzyskać ustępstwa od Unii Europejskiej – w szczególności w odniesieniu do tzw. bezpiecznika irlandzkiego).

Z drugiej jednak strony, premier Johnson deklaruje, że szansa na twardy brexit jest jak „jeden do miliona”, więc strategia działania rządu jest nielogiczna i mało kto w UK nadal wierzy, że do twardego brexitu może w ogóle dojść.

W konsekwencji jedynie kilkanaście procent przedsiębiorców deklaruje, że jest przygotowana na wyjście bezumowne z UK, a spośród prawie ćwierć miliona przedsiębiorstw, których głównym przedmiotem działalności jest handel z UE, jedynie jedna czwarta spełniła wymagane obowiązki celne dotyczące rejestracji.

Zawieszenie prac parlamentu

Opcja druga, czyli zgoda parlamentu jest na ten moment mało prawdopodobna. Jeśli premier Johnson nie będzie ustawał w wysiłkach i namawiał posłów, to być może na kilka dni przed końcem października zgodzą się na nieidealną, ale jedyną wynegocjowaną umowę. Ostatnie zachowania premiera związane z zaakceptowanym przez królową  Elżbietę II wniosku o zawieszenie prac parlamentu bardzo mocno zirytowały jednak posłów. Rozległy się bardzo silne głosy sprzeciwu i zarzuty naruszenia konstytucji.

Propozycja trzecia, czyli renegocjacja umowy z Unią Europejską jest bardzo mało prawdopodobna. Widać, że plan rozegrania UE poprzez negocjacje bilateralne z państwami członkowskimi nie zdaje egzaminu. Prezydent Macron i kanclerz Merkel co prawda zadeklarowali, że są gotowi odstąpić od bezpiecznika (backstop) irlandzkiego, pod warunkiem wprowadzenia innej alternatywnej gwarancji, że granica irlandzka nie zostanie usztywniona. Oboje wiedzą, że do końca października żaden nowy pomysł nie powstanie.

Rozwiązanie czwarte czyli odstąpienie od brexitu byłoby dla gospodarki brytyjskiej i dla słabnącego funta najwygodniejsze, choć oznaczałoby przyznanie się przez premiera do pewnego rodzaju porażki. Sytuację utrudnia również wewnętrzna sytuacja polityczna w UK.

W ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego Partia Brexit uzyskała bardzo dobry wynik. Partia konserwatywna obawia się, że odwołanie brexitu jeszcze bardziej obniży jej notowania w sondażach na rzecz tej pierwszej.

Prawdopodobny scenariusz

Ostateczne rozwiązanie będzie zapewne uzgodnione na kilka dni, jeśli nie godzin, przed końcem października, gdy pod presją czasu i z braku innych rozwiązań, zarówno europejscy przywódcy jak i brytyjscy posłowie zgodzą się na pewne rozwiązanie stanowiące zapewne mariaż kilku powyższych.

Być może kolejne przesunięcie terminu, ale z ratyfikowaniem umowy już teraz z jednoczesnym podjęciem deklaracji o dobrym sąsiedztwie i korzyściach dla UK jako państwa sąsiadującego z Unią? Czyli ani twardy brexit, ani miękki, tylko brexit al dente.

Pewne jest jednak to, że najwięcej problemów będzie na poziomie wewnętrznym w Wielkiej Brytanii. Proces zawierania umów handlowych (z pełną swobodą, jak obiecywano w kampanii przed referendum) przebiega bardzo powoli. Z 36 umów handlowych wynegocjowano – i to częściowo – jedynie 13.

Sama Wielka Brytania jako unia państw drży w posadach. Szkocja chce od dawna niepodległości. Brexit to dla nich woda na młyn.

Nie wyklucza się już unifikacji Irlandii. Nawet Walia kwestionuje pewne pomysły. Znaczenie UK z pewnością zmaleje. Pytanie jak bardzo, i jak szybko.

Źródło: aleBank.pl