Bank Japonii rezygnuje z roli inwestora giełdowego
BoJ kupował przede wszystkim udziały w funduszach ETF (Exchange Traded Fund), czyli w „koszykach” akcji. Wartość takiego koszyka podąża za zmianami wartości jego składowych. ETF-y mają najrozmaitsze struktury. Mogą to być akcje spółek największych, najbardziej dochodowych, z sektora najnowszych technologii, a zwłaszcza tzw. indeksowe, czyli powielające strukturę najważniejszych indeksów giełdowych w rodzaju NASDAQ, WIG, czy właśnie Nikkei.
Dla zwykłego inwestora najważniejsze jest, żeby dany koszyk był coraz droższy. Celem BoJ było jednak „podkręcenie” giełdy tokijskiej poprzez zgłoszenie i realizację świeżego, dużego popytu na akcje.
Cel banku został osiągnięty, a przy okazji BoJ sporo zarobił, choć wcale nie musiał, bo nie zyski są lub powinny być w głowie zarządów banków centralnych.
Od czasu pierwszych zakupów ETF przez Bank of Japan wartość indeksu giełdowego Nikkei 225 wzrosła czterokrotnie, z ok. 10 000 w 2010 r. do ok. 40 000 obecnie.
Interwencja giełdowa była znacząca, bowiem w końcu marca br. w posiadaniu Banku Japonii były ETF stanowiące aż 80 proc. wszystkich, a w innym ujęciu akcje stanowiące 6-7 proc. całkowitej kapitalizacji giełdy.
BoJ największym inwestorem giełdowym w Japonii
Analitycy oceniają zgodnie, że wspomniany wzrost indeksu Nikkei 225 to mniej więcej w jednej czwartej zasługa zakupów ETF przez bank.
W listopadzie 2020 r. BoJ stał się największym inwestorem giełdowym w kraju, detronizując rządowy fundusz emerytalny znany poza Nipponem jako Japan’s Government Pension Investment Fund.
Wg Nikkei Asia, w końcu lutego 2024 r. bieżąca wartość ETF w aktywach BoJ wynosiła 70 bln (70 000 mld) jenów (ok. 450 mld dol.), z czego połowa to niezrealizowane zyski ze wzrostu notowań ETF. Wg danych publikowanych przez BoJ wartość tych aktywów jest prawie dwukrotnie mniejsza, ponieważ bank uwzględnia je w bilansie wg ich wartości księgowej, a nie rynkowej.
Wg oficjalnych danych BoJ z 14 maja tego roku, wartość akcji w jego posiadaniu wyniosła zatem 38 bilionów (38 000 mld) jenów, czyli 245 mld dol. po kursie dnia w wysokości ok. 155 jenów za jednego dolara. Pamiętając o różnicy między wartością księgową a rynkową, ich rzeczywista wartość wynosi obecnie równowartość ok. 80 bilionów jenów lub ok. 500 mld dol.
Pakiet ten stanowił 5 proc. aktywów banku, w którym największą pozycję stanowią oczywiście obligacje rządowe.
Jak BoJ może się pozbyć ETF-ów?
Łatwiej wspiąć się na drzewo niż z niego zejść. Tego samego doświadcza teraz BoJ. Istnieją uzasadnione obawy, że wyprzedaż akcji, zwłaszcza szybka, podziałałby na inwestorów jak kubeł zimnej wody, ze skutkiem w formie giełdowej bessy, nawet głębokiej.
Już przed rokiem minister finansów mówił zatem w parlamencie, że rząd rozważa odkupywanie ETF od BoJ wg ich wartości księgowej, a dochody będące wynikiem ich wyższej wartości rynkowej traktować jako kolejny strumień przychodów budżetowych.
Zanim BoJ rozpoczął bezpośrednie zakupy ETF, krótko przed i w czasie kryzysu finansowego 2008-09 odkupił „małe co nieco” (2,4 bln [2 400 mld] jenów) akcji od prywatnych instytucji finansowych. Usuwał je potem z bilansu stopniowo począwszy od 2016 r., ale gdyby miał robić to teraz w identycznym tempie, to pozbyłby się wszystkich akcji gdzieś za dwa i pół stulecia.
Możliwy jest również transfer akcji należących do BoJ do funduszu Government Pension Investment Fund, ale pojawia się zastrzeżenie, że Fundusz byłby pod jeszcze większą kontrolą państwa. Patrząc z polskiej perspektywy i pamiętając co zrobiono u nas z OFE, japońskie kręcenie nosem na ten pomysł nie jest chyba zbyt przesadne.
Ciekawym i bezpieczniejszym rozwiązaniem byłoby utworzenie w Japonii z myślą o przyszłości państwowego funduszu majątkowego (sovereign wealth fund) i przekazanie właśnie na jego rzecz akcji należących do Bank of Japan.
Jest co naśladować, bo w 2022 r. utworzony został The Japan University Research. Z zadaniem wspierania badań naukowych wyposażony z został w 10 bilionów jenów (teraz ok 65 mld dol.) więc możliwości ma dość szerokie.
W opinii The Financial Times w grę może też wchodzić „rozwiązanie z Hongkongu”. W 1998 r. fundusze hedgingowe podjęły tam próbę zerwania przywiązania (peg) dolara hongkońskiego do dolara USA, ale w wyniku przeciwataku tamtejszego banku centralnego (Hong Kong Monetary Authority -HKMA) zabrakło im w końcu zarówno dolarów i akcji.
HKMA został na koniec batalii z akcjami stanowiącymi aż 6 proc. światowej giełdy, które przekształcił w jeden wielki fundusz ETF.
Pakiety ETF były następnie stopniowo odsprzedawane z 5-procentową zniżką osobom prywatnym i inwestorom instytucjonalnym. Bank pozbył się kłopotu, dobrze zarobił i spełnił cel, jaki przyświeca teraz władzom Japonii, tj. zwiększył udział ludności w obrotach giełdowych.
Japonia to bardzo wyjątkowy przypadek bardzo długiej recesji lub stagnacji gospodarczej, więc chęć powtórzenia doświadczenia BoJ z akcjami nie powinna nikogo kusić.
My mamy kłopot z naszą giełdą, ale ożywić ją trzeba w inny sposób, choć m.in. braku woli de-etatyzacji gospodarki ze strony kolejnego rządu każe raczej czekać tatka latka.