Dywidendowa hojność czy rozrzutność?
Choć w ubiegłym roku wyraźnie widoczne było spowolnienie gospodarcze, a na horyzoncie pojawiły się kłopoty, spółki giełdowe zamierzają wyjątkowo chętnie i szczodrze dzielić się zyskami z akcjonariuszami.
Choć w ubiegłym roku wyraźnie widoczne było spowolnienie gospodarcze, a na horyzoncie pojawiły się kłopoty, spółki giełdowe zamierzają wyjątkowo chętnie i szczodrze dzielić się zyskami z akcjonariuszami.
Coraz większa liczba parametrów makroekonomicznych wskazuje, że Stany Zjednoczone są na ścieżce dynamicznego wzrostu. W tym obrazie szwankuje jednak wyraźnie jeden element. Dość istotny, bo jest nim właśnie sama dynamika wzrostu gospodarczego.
Warszawski parkiet nie reaguje na żadne pozytywne sygnały i bodźce. Nie zadziałały obniżki stóp procentowych, inwestorzy nie bardzo wierzą w mającą nadejść wkrótce poprawę sytuacji w gospodarce. W przeszłości zwyżkom pomagała niska inflacja. Tym razem może być podobnie.
Pierwszy kwartał dał zarobić inwestorom na większości giełd, choć nie brakowało rozczarowań. Te ostatnie przeważały na rynku surowcowym. Trzeba było dużo szczęścia i odporności na ryzyko, by osiągnąć na nim zysk.
Analiza wyników największych spółek potwierdza tendencje, panujące w gospodarce. Zmniejszają się przychody firm i spadają zyski, choć pogorszenie wystąpiło z niewielkim opóźnieniem. Obecny rok prawdopodobnie przyniesie kontynuację niekorzystnych zjawisk.
Choć sezon na dywidendy jeszcze się na dobre nie rozpoczął, to przy okazji publikacji wyników finansowych zarządy spółek składają deklaracje w kwestii zamiarów dzielenia się zyskiem z akcjonariuszami. Wszystko wskazuje na to, że ten rok będzie rekordowy, przynajmniej pod względem liczby firm płacących dywidendę.
W piątek na warszawskiej giełdzie nadal trwała wyprzedaż akcji. Tym razem największej presji poddane zostały wskaźniki małych i średnich spółek. To przede wszystkim efekt fatalnych wyników części spółek budowlanych i deweloperskich. W pozostałych segmentach i branżach nie było wiele lepiej.
Ceny złota od półtora roku nie rosną. Inwestycyjny guru Georg Soros pozbył się połowy posiadanego kruszcu. „Złoty” fundusz nie mniej znanego Johna Paulsona stracił w tym roku jedną czwartą wartości. Wielu inwestorów zadaje sobie pytanie, czy to oznaki końca boomu, czy okazja do zakupów.
Po marcowej obniżce o 50 punktów bazowych, media obwieściły, że mamy najniższe stopy procentowych w historii. Jednak gdy spojrzymy na nie w ujęciu realnym, czyli uwzględniając inflację, okaże się, że naszą politykę pieniężną wciąż można uznawać za restrykcyjną.
Władze monetarne ratując świat przed kryzysem wpadły we własne sidła. Ich polityka prowadzi do nieracjonalnej wyceny aktywów i silnych wahań na rynkach. Gospodarką nie da się zarządzać bez końca dodrukiem pieniądza. Powrót do normalności może być bolesny, ale nie musi zakończyć się dramatycznie.
Bezrobocie to jeden z najgroźniejszych skutków dekoniunktury. Jego nasilenie jednocześnie pogłębia kłopoty i opóźnia wyjście gospodarki z zapaści. Doskonale zdają sobie z tego Amerykanie. W Polsce to ciągle problem niedoceniany.
Polskie papiery dłużne biją rekordy popularności i osiągają rekordowo wysokie ceny. Jeśli spojrzeć na dane NBP, to zainteresowanie nimi zagranicy trwa już od czterech lat. Korzysta na tym także nasz rynek akcji, na którym widoczna jest obecność globalnego kapitału.
Ponownie nasilają się formułowane przez analityków i inwestycyjnych guru opinie, że wkrótce możemy mieć do czynienia z rewolucją. W jej wyniku miałby nastąpić znaczący przepływ kapitału z rynku obligacji na rynek akcji.
Dane dotyczące nie tylko polskiej, ale także europejskiej i amerykańskiej gospodarki są złe. Skala spowolnienia jest zaskakująco duża. Równie duże są nadzieje, że sytuacja szybko się poprawi. Są ku temu pewne przesłanki.
Jak to często bywa, poniedziałek nie przyniósł większych zmian na giełdowym horyzoncie. Na głównych parkietach handel toczył się leniwie, a większe ruchy można było dostrzec jedynie w Atenach, Madrycie i Stambule.
Choć politycy ostatnio znów coraz częściej mówią walutowej wojnie, fachowcy uspakajają, że nic takiego nie ma miejsca. Duże wahania kursów walut są jednak faktem i to zjawisko może być źródłem kolejnej odsłony kryzysu na globalną skalę.
Rok 2012 był na warszawskim parkiecie rekordowy pod względem stopy dywidendy. Obecny nie powinien być dużo gorszy. Szczęśliwcy mogą liczyć na sowite wypłaty, bijące na głowę lokaty bankowe.
Choć od początku roku widoczna jest przewaga małych spółek nad szerokim rynkiem i indeksem tuzów, jest ona zbyt mała i trwa zbyt krótko, by być pewnym, że idzie hossa. Na potwierdzenie dobrej koniunktury trzeba jeszcze poczekać.
Patrząc na rynki z szerokiej perspektywy, widzimy z jednej strony czekanie na spadkową korektę, z drugiej nieustające rekordy na Wall Street. Na naszym podwórku mamy czekanie na koniec spadkowej korekty i nowe rekordy oraz wyprzedaż papierów banków przez ich wiodących akcjonariuszy.
Większość prognoz zakłada dobry rok dla indeksu naszych blue chips. Mają one szansę się sprawdzić, mimo iż patrząc na skład spółek z WIG20, można mieć wiele wątpliwości.