Hossa dopiero nabiera tempa

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

przasnyski.roman.02.150x225WIG20 po burzliwej wspinaczce, trwającej od maja 2012 r., zyskał prawie 25 proc. Wskaźnik średnich firm ruch w górę rozpoczął w grudniu 2011 r. i od tego czasu poszedł w górę o 72 proc. Inwestorzy przypomnieli sobie o funduszach inwestycyjnych i coraz chętniej wybierają te bardziej agresywne. Nie ma już wątpliwości, że mamy hossę, choć media jeszcze o niej nie trąbią.

Hossa, jak to zwykle bywa, rodzi się niepostrzeżenie. Ta, z którą mamy do czynienia obecnie, była trudniej dostrzegalna w pierwszej fazie powstawania wskutek sporego zróżnicowania sytuacji w poszczególnych segmentów naszego rynku. Patrząc na to co, dzieje się z indeksem największych spółek, jeszcze do niedawna trudno było mówić o optymizmie. W większości wypowiedzi słychać było jedynie utyskiwania na jego kiepską kondycję i zapóźnienie w porównaniu z głównymi wskaźnikami europejskimi i na Wall Street.

Potwierdzało to zachowanie zarówno kursów sporej części blue chips, jak i samego WIG20. Choć rok powoli dobiega końca, indeks wciąż jest niemal 2 proc. niżej, niż po ostatniej sesji 2012 r. i 3,5 proc. pod tegorocznym rekordem z pierwszych dni stycznia. Dopiero sięgając nieco dalej w przeszłość, do maja 2012 r., widać że wówczas ukształtował się dołek, od którego indeks zyskał prawie 25 proc., spełniając wymogi umownej definicji hossy. Mylący był też dalszy przebieg wydarzeń. Ten prawie półtoraroczny okres dzieli się bowiem na dwie wyraźne fazy. W trakcie pierwszej, trwającej od maja 2012 r. do pierwszych dni stycznia 2013 r., indeks wzrósł o prawie 30 proc. Druga to załamujący wiarę w hossę okres spadków, trwający przez całą pierwszą połowę obecnego roku. Zubożył on wskaźnik o 17 proc., zabierając bykom trzy czwarte poprzednich zdobyczy.

Czas trwania i zasięg rynku byka (zmiany wartości WIG20 w proc.)
131029.komentarz.of.01.600x128

Szczególnie stresujące były pierwsze miesiące roku, w trakcie których warszawscy inwestorzy patrzyli z zazdrością na nieprzerwane zwyżki na głównych giełdach świata i widzieli zniżkujący bez widocznego powodu indeks naszych największych spółek. Z dzisiejszej perspektywy powody jego słabości są oczywiste. Pierwszy to przewaga w jego składzie spółek cyklicznych, silnie reagujących na spowolnienie gospodarcze (surowcowe, paliwowe, energetyka), druga to odwrót kapitału od rynków wschodzących, związany z perspektywą ograniczenia przez Fed skupu obligacji.

Zwiększające dynamikę spadku indeksu perturbacje, związane z reformą systemu emerytalnego, paradoksalnie doprowadziły do przełomu, a raczej przyspieszyły jego nadejście. Czerwcowe tąpnięcie pozwoliło na wyznaczenie dołka i wejście indeksu największych spółek w trzecią fazę, czyli powrotu do trendu wzrostowego, rozpoczętego w maju 2012 r. Od tego dołka WIG20 zyskał 16,5 proc., pokonując w połowie października poprzedni szczyt, ustanowiony tuż przed czerwcowym załamaniem, co stanowiło ważny sygnał techniczny. Linia trendu spadkowego, trwającego od początku roku, została z impetem przełamana na sesji z 10 października, w trakcie której WIG20 skoczył o 3,5 proc. (najbardziej dynamiczna zwyżka od niemal trzech lat). Tym samym otwarta została droga do ataku na szczyt z początku stycznia 2013 r. Gdyby do niego doszło, indeks zyskałby łącznie (od maja 2012 r.) 29 proc.

Czas trwania i zasięg rynku byka (zmiany wartości mWIG40 w proc.)
131029.komentarz.of.02.600x113

Znacznie bardziej widoczna jest hossa w segmencie średnich firm. Zaczęła się ona pięć miesięcy przed startem zwyżki na WIG20. Pod względem czasu trwania jest ona już w fazie dojrzałej. Spośród trzech poprzednich dwie trwały odpowiednio 16 i 26 miesięcy. Najdłuższa, z lat 2001-2007, utrzymywała się 70 miesięcy. Biorąc pod uwagę dotychczasową dynamikę wzrostu, sięgającą 72 proc., mWIG40 ma jeszcze spory potencjał. Poprzednia fala, z lat 2009-2011 przyniosła jego zwyżkę o 145 proc. Można więc powiedzieć, że obecna jest zaawansowana dopiero w połowie.

Realizujący się scenariusz hossy rodzi pytanie o to, ile jeszcze ona potrwa i jak wysoko zaprowadzi indeksy. Korzystając z historycznych analogii, można stwierdzić, że w przypadku WIG20 fala wzrostowa jest we wczesnej fazie, zarówno pod względem czasu trwania, jak i zasięgu. Spośród czterech poprzednich rynków byka najkrótszy był trwający 17 miesięcy okres internetowego szaleństwa. Przyniósł on zwyżkę indeksu o 155 proc. Obecna fala trwa również 17 miesięcy, ale pod względem skali wzrostu jest znacznie słabsza. Najbardziej skromna w dotychczasowej historii przyniosła zwyżkę WIG20 o 134,5 proc. w ciągu ponad dwóch lat, od dna załamania po ostatnich krachu z lutego 2009 r. do kwietnia 2011 r. Gdyby indeks miał wrócić do poziomu ówczesnego szczytu, czyli 2908 punktów, zyskałby łącznie 43 proc. Powtórka historii najmniej dynamicznej hossy, doprowadziłaby do zdecydowanego pokonania rekordu wszech czasów z listopada 2007 r., znajdującego się w okolicach 3940 punktów.

Choć na razie taki scenariusz wydaje się nadmiernie optymistyczny, ma on realne szanse realizacji, choć oczywiście potrzeba na to nieco czasu. Przemawiają za nim nie tylko analogie historyczne, znane z naszego podwórka i rekordy pobite niedawno przez indeksy głównych giełd światowych. Co ważniejsze, przemawiają za nim przede wszystkim czynniki fundamentalne. Pojawiły się pierwsze sygnały przełamywania recesji i stagnacji w krajach strefy euro, choć poprawa będzie z pewnością następowała powoli i niezbyt dynamicznie, a niewykluczone są także przejściowe nawroty gorszej koniunktury. Wszystko wskazuje na to, że najgorsze ma już za sobą nasza gospodarka. Tu także trudno liczyć na boom, a raczej na długotrwały proces powracania do dobrej kondycji. Cykl poprawy tempa wzrostu PKB dopiero się zaczyna. Poprzednie trwały od dwóch do trzech lat, więc przed nami jeszcze długi okres korzystnej dla hossy sytuacji makroekonomicznej. Nie można wykluczyć powtórki z lat 2001-2007, a więc kilkuletniego okresu wzrostu gospodarczego, choć zapewne o mniejszej dynamice. W takim przypadku zwyżki na rynku akcji miałyby szansę trwać znacznie dłużej.

Roman Przasnyski
Open Finance